Gdy przyjrzeć się rzeczom, jakie zabierasz na szlak, można pogrupować je w kilka kategorii. To: schronienie (namiot/tarp/hamak), rzeczy do snu (śpiwór lub quilt oraz mata), sprzęt do gotowania, ubrania, apteczka, torba fotograficzna, kosmetyczka.
Każdy z nich warto pakować razem, zgodnie z filozofią porządkowania Twojego bagażu za pomocą zestawów tak, jak opisałem to w poprzednim artykule.
Na liście bagażu pozostanie jednak mnóstwo drobnych przedmiotów, bardzo różnych i zbyt małych, by po prostu wrzucić je w głąb plecaka. Czymś takim będą elementy zestawu naprawczego, który zabieram na każdą dłuższą i trudniejszą wyprawę. Będą to też drobne narzędzia, przybory nawigacyjne, drobiazgi niezbędne w polowej kuchni, oświetlenie, przybory dopisania itp. Jest ich kilkanaście i wszystkie osobno zginęłyby w dużym wnętrzu plecaka, a wrzucone do kieszeni klapie grzechotały nieznośnie. Coraz częściej zresztą zabieram w góry plecak bez klapy, co czyni chowanie do niej drobiazgów niemożliwym.
W takim momencie z pomocą przychodzi coś, co nie ma polskiej nazwy, zaś po angielsku nazywane jest „ditty bag”. Jej pierwowzorem są woreczki noszone przez dawnych marynarzy, zawierające igły i nici do naprawy żagli, nóż oraz osobiste drobiazgi.
W moim przypadku „ditty bag” zawiera mały zestaw do naprawy sprzętu – ale nie tylko. Są w nim wszystkie te rzeczy, które powinienem mieć pod ręką i nie chcę lub nie mogę pozwolić, by rozsypały się po wnętrzu plecaka. Są sprzętem pomocniczym, ale często bardzo ważnym, gdyż bez nich nie zadziała wiele innych rzeczy, nie przyrządzę bez nich posiłku, są niezbędne w wędrówce i nawigacji. Takie drobiazgi spoczywają we wspólnym woreczku, zazwyczaj gdzieś pod ręką i gdy tylko chce sięgnąć po jakikolwiek z nich, szukam blisko. Są też uniwersalne. Zabiorę je na weekendową wycieczkę i kilkumiesięczną wyprawę.
Rzeczy, które noszę w takim zestaw to przedmioty do naprawy sprzętu, spakowane osobno. Oprócz nich ląduje w nim:
- nóż,
- łyżka,
- kompas,
- zestaw naprawczy (cienka linka, igły i nici, taśma montażowa, łatki samoprzylepne)
- czołówka (+ baterie),
- lampka do namiotu (na zimowe wyprawy),
- zapasowa zapalniczka, oprócz tej w zestawie kuchennym,
- filtr do wody (obecnie używam Sawyer Squeeze),
- mały notatnik i długopis,
- powerbank – zależnie od długości trasy będzie to Goal Zero Flip 10 lub Flip 30),
- telefon,
- pieniądze, dokumenty i karty płatnicze,
- ładowarka USB + kable do ładowania telefonu i zegarka Suunto,
- piłeczka do masażu, którą zabieram na dłuższe szlaki,
- szmatka do czyszczenia naczyń (rzadko zabierana, najczęściej do naczyń z powłokami teflonowymi np. JetBoil).
W czym trzymać te drobiazgi? Wystarczy do tego lekka torebka. Zwolennicy gotowych rozwiązań wybiorą małe worki wodoodporne, np. Deuter Light Drypack 1 lub Sea To Summit Dry Sack 1. Idealne będą też małe woreczki nylonowe po kurtce lub uprzęży wspinaczkowej. Kilka takich worków wykonałem sam, wykorzystując maszynę do szycia i cienki nylon po starym namiocie. Wyniki były zadowalające, produkt końcowy działał, choć nie grzeszył urodą.

Bardziej eleganckim rozwiązaniem są dwa typy, uszyte przez bardziej wprawne osoby. Jeden z nich, szyty jest z Tyveku przez producenta plecaków „On My Way” – nowości na polskim rynku, o której już pisałem. Ich Stuff Sack to tylko 7 lub 15 gramów wagi, zależnie od rozmiaru.

Drugi typ to nylonowy woreczek gęstej z siatki lub cienkiego nylonu, wykonany przez moją koleżankę, Wiolę, właścicielkę firmy o wdzięcznej nazwie „Matka i córy”, szyjącej produkty „zero waste” i wykorzystującej materiały recyklingu. „Ditty bag” jej autorstwa, wykonany ze starego baneru, jest największy i najsolidniejszy z całej trójki.

Poszczególne elementy mogą różnić się czasem, tak jak szlaki, na które je zabieram. Większość z nich przyda się jednak zawsze (lub prawie). Mój podręczny zestaw „ditty bag” staje się więc często odpowiednikiem zestawu „everyday carry”, wrzucanym do plecaka na niemal każde wyjście.
7 odpowiedzi
Zaintrygowala mnie ta pileczka. Mozesz podac wiecej informacji. Z gory dziekuje.
Po długim i trudnym dniu marszu, albo po długim biegu w ramach treningu, możesz odczuwać bolesność okolic stóp, skurcze, drętwienie. Dobrym pomysłem jest wówczas masaż. Można rozmasować stopy dłońmi, w bolesne miejsca wbijając kciuki albo masować je swoim ciężarem, jeżdżąc po małej piłce golfowej. Proste i pomocne. Można też użyć większej piłki do masażu, pokrytej kolcami. Taka piłka pomaga zresztą nie tylko na stopy, ale i inne mięśnie, „zbite” pod wpływem wysiłku.
Pieknie dziekuje, chodzilo mi bardziej o to, jakiej dokladnie Ty pilki uzywasz (przepraszam za niejednoznaczna prosbe z wczesniejszego wpisu). Chyba sobie tez taka sprawie, bo to juz kolejny raz kiedy sie natykam na ten sposob auto-masazu.
To zwykła piłeczka do golfa, znaleziona kiedyś za płotem pola.
Witam
Używałem może kiedyś Garmin czy tylko sunnto?
Mam suunto i polecam, a co chcesz wiedzieć ?
Łukasz, pokaż zdjęcia wnętrza, wszystkich artefaktów! 🙂