Nóż – podstawowe narzędzie w terenie. Jaki zabieram? Otóż nie ma jednego noża, który bym preferował. Choć nie jestem fanatykiem broni i noże, mam kolekcję kilku outdoorowych „ostrzy”. Gdy zacząłem liczyć, co zabieram na wyprawy, zawęziłem jednak mój zestaw do 3 sztuk i 1 noża codziennego. Jaki nóż sprawdza się u mnie i kiedy?
Trochę historii
Szykując się w 2004 roku do przejścia Łuku Karpat zabrałem ze sobą nóż myśliwski Muela 85-181. Świetnie leżał w dłoni i dobrze służył na wyjazdach, gdzie gotowałem na ogniu, jako narzędzie do rozłupywania drewna itp. Była duży i ciężki. Głownia z grubej stali miała 18 cm długości oraz 3,7 mm grubości. Waga wynosiła 370 g. Nadawał się głównie do grubych robót i swobodnie traktowałem go jak mały toporek. Był narzędziem bardzo wytrzymałym, dobrym do budowy schronienia lub przygotowania ogniska. Jego ciężar sprawił jednak, że zabranie go na tak długi szlak było wariactwem (jak zresztą wiele moich pomysłów na tamtym przejściu). Jego rozmiary i mocna konstrukcja zupełnie się nie przydały. Sprzedałem go już dawno.

Jakie podejście do noży mam teraz?
Nie jestem pasjonatem noży i często nie znam się na subtelnych różnicach między nimi. Nóż jest dla mnie tylko narzędziem – i ma pełnić tę rolę bez żadnej dodatkowej filozofii. Nie może wymagać zbyt wielu zabiegów, umiejętnego ostrzenia czy dbania o niego. Ma działać – simple as that.
Na długich wyprawach ma być lekki. W górach wysokich ma być lekki i dać się przenosić na uprzęży. W Arktyce ma umożliwiać pracę w grubych rękawicach i ze zmarzniętymi materiałami. Te kryteria sprawiły, że od kilku lat używam poniższych modeli 👇
Nóż lekki na klasyczny szlak
Przez lata skupiałem się na przejściach długodystansowych. Podczas takiej wędrówki staram się minimalizować wagę ekwipunku. Na takiej trasie rozmiar noża nie ma znaczenia. Nie używam go do pracy z drewnem, gotuję bowiem na gazie. Ogniska na tak długich przejściach są u mnie rzadkim wyjątkiem, a prawie zawsze używam kuchenki gazowej. Nie buduję też schronień typu szałasy, gdyż wolę pewność, jaką daje mi niesiony w plecaku tarp.
Mojego noża potrzebuję przede wszystkim do przygotowania jedzenia, a czasem do drobnych napraw sprzętu lub przecięcia linki. Musi więc być lekki, mały i posiadać minimum wytrzymałości, być łatwy w naostrzeniu i bezpieczny po włożeniu do plecaka. Nie musi natomiast być ostry jak brzytwa i nie musi bardzo długo trzymać tej ostrości.
Te warunki spełnia banalny patent: nóż składany ze stalowym uchwytem „drucianym”. Wykonany z prostej stali ma niewielką blokadę i rękojeść, która wykonana jest z grubego drutu i składa się do kształtu ostrza. Po takim złożeniu jest dobrze zabezpieczony i mieści się np. we wnętrzu małego naczynia razem z kuchenką. Waży 18 gramów i od kilku sezonów jest wszystkim czego potrzebuję w większości gór, latem i zimą.
Mój model jest totalny „noname”, znalezionym kiedyś w opuszczonym szałasie. Kilka firm produkuje podobne egzemplarze (np. duński Nordisk) ze stali i tytanu.
Zabieram go tam, gdzie potrzebuje jednego, lekkiego ostrza i gdzie waga jest moim absolutnym priorytetem. Nóż ma szlif pełny, co oznacza, że powierzchnie boczne głowni schodzą się od początku w stronę ostrza, tworząc w przekroju trójkątny klin, stworzony do cięcia. To sprawia, że nóż wymaga mniejszego nacisku przy krojeniu lub cięciu. Nierdzewna stal jest odporna na złamanie, choć bardziej miękka, a więc pod wpływem uderzenia czubek takiego noża raczej się wygnie niż ukruszy. Gdy nierdzewna stal się przytępi, mogę naostrzyć go choćby na kawałku płaskiego piaskowca.
Nóż do wspinaczki i w góry wysokie
Są turyści, którzy na wyjazdy w góry zabierają składane noże wspinaczkowe. Takich modeli jest kilka, a najpopularniejszym stał się nóż Spatha firmy Petzl, przystosowany do przypinania karabinkiem do uprzęży. Waży 43 g, jest wykonany z dobrej stali nierdzewnej i posiada otwór umożliwiający dopięcie go za pomoc karabinka do uprzęży. Ostrze jest częściowo gładkie, a częściowo karbowane, co ułatwia przecięcie liny lub taśmy. Łatwo otworzyć go w rękawiczkach, a otwarty nóż posiada blokadę, która chroni Twoją dłoń, zapobiegając przypadkowemu złożeniu się.
Noszenie noża podczas wspinaczki kojarzy się pewnie z odcinaniem partnera w „Dotknięciu pustki” Joe Simpsona, ale w sytuacji awaryjnej ma on odwrotne zastosowanie: przecięcie liny pozwala np. przenieść ciężar jego ciała na układ do wyciągania. Z tego powodu zabieram go na wyprawy wspinaczkowe i wysokogórskie, gdzie jest częścią mojego zestawu ratunkowego. Taki zestaw bazuje na bloczkach i zaciskach, umożliwiając zbudowanie systemu do wyciągania i jest wpięty do uprzęży podczas przejścia lodowcem. Ostry czubek tego noża oznacza, że może służyć do precyzyjnych operacji. Na biwaku wykorzystuję go jako nóż „kuchenny”, do otwierania opakowań z liofilizatami lub krojenia stwardniałych brył śniegu przed wrzuceniem do menażki. Długość ostrza 6 cm wystarczy do wszystkich podstawowych zastosowań.

Nóż Petzla ma wiele zalet i chyba tylko 2 minusy. Pierwszy – oś obrotu ostrza łatwo brudzi się, gdy używać go do prac kuchennych, a jej dokładne wyczyszczenie jest trudne. Drugi – ząbkowane ostrze trudno naostrzyć. To sprawia, że nie zabieram go w „normalne” góry, takie jak polskie Beskidy, ale na szczyty lodowcowe i tam, gdzie operuję sprzętem alpinistycznym.
Nóż zimowy – Arktyka
Jeśli używasz noża częściej niż ja i wykonujesz nim bardziej różnorodne prace, z pogranicza sztuki przetrwania, godne uwagi są noże szwedzkiej firmy Morakniv. W ich ofercie znajdziesz kilkadziesiąt modeli, ale już najprostsze (i najtańsze!) będą świetnymi narzędziami podczas wędrówki i na biwaku. Klasycznym przykładem jest Mora Companion. Ma proste ostrze ze stali węglowej lub nierdzewnej, wygodną i bezpieczną rękojeść, chowany jest do sztywnej pochewki, która przytwierdzisz do paska lub schowasz do plecaka. Koszt to kilkadziesiąt PLN – za sprzęt, który przetrwa lata.
Sam używam nieco innego, ale również taniego modelu Mora Robust. To uniwersalny nóż survivalowy i bushcraftowy. Grube ostrze 3,2 mm sprawia że jest to bardzo wytrzymałe narzędzie, a ostrze ze stali węglowej jest trwałe i długo trzyma ostrość. Takie narzędzie wytrzymuje duże obciążenia bez odprysków. Stal o wysokiej zawartości węgla – w przypadku Mory jest to ok. 1% – jest twardsza, ma jednak tendencję do łatwego łapania korozji, co zmusza mnie do większej dbałości o to narzędzie. Stal węglowa jest też mniej elastyczna, a więc źle toleruje zginanie. Specjaliści zalecają zabezpieczenie noży ze stali węglowej specjalnym olejem. Ponieważ mój nóź ma kontakt z żywnością, prawie nigdy tego nie robię. Zamiast tego dbam, by pozostawał możliwie suchy.
Moja Mora posada pękatą rękojeść, pokrytą warstwą gumy, dającą pewny chwyt. Służy mi do prac pod większym obciążeniem, ale nigdy nie użyłem tego noża jako bushcraftowego, do prac w drewnie itp. Zamiast tego zabieram go podczas zimowych przygód za kołem podbiegunowym. Mocne ostrze świetnie działa, gdy musze ciąć i kroić twarde materiały na mrozie. Podczas pewnego wyjazdu na Spitsbergen popełniłem błąd, zabierając na sanie zapas żywności, którego nie poporcjowałem. W bagażu spoczywały więc duże bloki zmarzniętego masła i sera, które miałem kroić do posiłków. Przy -30°C były jak kamienie i żadne delikatne ostrze nie dałoby im rady – lekki noże połamałyby się na nich. Wtedy twarde, węglowe ostrze pokazało swoją siłę, wchodząc w przeraźliwie twarde jedzenie. Oprócz tego używam mojej Mory do łupania zlodowaciałego śniegu podczas gotowania oraz do klasycznych prac obozowych i napraw sprzętu.
Mój nóż przenoszę często na uprzęży, służącej do holowania sań. Transportuję go wówczas na jeden ze sposobów: przy pasie lub zaczepiony do góry nogami przy szelce na ramieniu. Jak wyglądają takie dwa rozwiązania, prezentuje film:
a
N
Nóż ratowniczy
Choć nie jestem fanatykiem noży, mam jeden, który noszę ze sobą w codziennych sytuacjach. To nóż ratowniczy, model Baladeo Security Knife Emergency, z którego mogę skorzystać udzielając pomocy komuś innemu lub sobie. Taki nóż to narzędzie o kilku funkcjach, do użytku w sytuacji kryzysowej. Ostrze – w połowie gładkie, w połowie ząbkowane – pozwala przecinać pasy lub ubranie. Posiada osłonięte ostrze do przecinania pasów bezpieczeństwa w samochodach. Na końcu ma też zbijak do szyb, pozwalający dostać się do zniszczonego pojazdu lub wydostać się z niego. Ostrze jest pokryte powłoką z tytanu, co eliminuje korozję.
Taki nóż mogę mieć zawsze w bagażu lub saszetce na pasie, wychodząc z domu (tu wewnątrz mojej ulubionej nerki Helikon Bandicoot):
Czy dbam o nóż?
Pracując moimi nożami dbam, by nie poddawać ich zbyt wielkim obciążeniom. Nie opiekuję je jednak nimi. Kiedy biwakuję w górach i muszę na szybko wykonać jakąś pracę, nie mogę martwić się czy prowadzę ostrze noża po ostrzałce poprawnie, czy nie. Ten sprzęt ma być gotowy do użytku w ciągu następnych 15 sekund. Jeśli stępi się od brutalnego otwierania konserwy, powinienem móc szybko i łatwo przywrócić mu odpowiednią używalność. I tu ważne słowo: „odpowiednią”. Mój nóż nie ma być jak skalpel. Ma być wystarczająco ostry – tylko tyle. Aby to uzyskać, nie zabieram w teren drogiego ostrza wraz z kompletem ostrzałek. Mam zwykle lekki nóż z dość miękkiej stali nierdzewnej, któremu przywrócę użyteczność kilkoma ruchami na najbliższym otoczaku. Gdy stępi się ponownie, powtórzę zabieg i tak w kółko. Nóż to moje narzędzie, a narzędziem nie powinienem przejmować się bardziej niż pracą, jaką mam nim wykonać.
A zatem – ostrzenie tam gdzie mogę i jak mogę. Na tym, co znajdę po drodze. Kamień przy drodze lub ceramiczny talerz w schronisku – nie ma to dla mnie znaczenia. Mój górski nóż ma być nie tylko lekki, ale i bezobsługowy.
Nóż to ważny element górskiego wyposażenia. Bywa niezbędny, nawet do tak banalnych czynności jak otwarcie konserwy czy naprawa sznurówki. W warunkach zwykłego szlaku nie musisz używać jednak skomplikowanych modeli. Priorytetem jest wtedy niska waga i to najprostszy model może okazać się tym najlepszym.
12 odpowiedzi
Ja zawsze zabieram ze sobą scyzoryk Victorinox Outrider. Waży co prawda 132 g, ale nożyczki bywają przydatne, zdarzyło mi się używać też piłki. Do tego pęseta i przede wszystkim korkociąg.
A gdy bierzesz tylko nóż, to zabierasz też (przy dłuższych trasach) obcinacz do paznokci?
A dlaczego głupio wejść do knajpy z nożem na pasku? Jak ci zależy na dyskrecji i jednoczesnym szybkim dostępie do noża w razie potrzeby to wystarczy dobry folder na klipsie w kieszeni. „Ekstremiści” stylu „na lekko” podróżują bez noża, jedynie z …żyletką. Przykład:
https://lukaszsupergan.com/ksiazka-sztuka-minimalizmu-w-podrozy-clelland-recenzja/
bartek
U mnie od dłuższego czasu juz gości malutki, podstawowy 36g Victorinox Waiter. Małe ostrze, otwieracz do puszek i kapsli i korkociąg. Nic wiecej nie potrzebuje.
http://www.jula.pl/catalog/narzedzia-i-maszyny/narzedzia-reczne/noze/noze-rzemieslnicze/noz-rzemieslniczy-122005/
Poniżej 10 zł, bardzo dobry bo nie szkoda go uzywć – gdy sie zniszczy tanio kupisz drugi. Drogie noże maja to do siebie, ze czasem ich nie używamy obawiając sie ich zniszczenia 😉
Potwierdzam. Mam dwa i z powodzeniem służą tak do chleba jak i do batonowania. Szkoda tylko, że pochwa nie jest mocowana do paska tak jak pochwy z mory. W konfrontacji, bodaj na knives.pl, z jakąś podstawowa morą i hultaforsem wypadł bardzo dobrze. A jak się zgubi to nie ma po czym płakać.
bartek
Ja kupiłem 5 szt. jeszcze po 4,99 🙂 Nie było szkoda, gdy podczas zwiedzania Rzymu musiałem go oddać na bramkach przed bazyliką św. Piotra. Pewnie teraz używa go papież z powodzeniem 😉
Prawda jest taka, że temat noży, to temat rzeka i ilu Polaków, tylu specjalistów i każdy wie najlepiej. 😉
Ja sam używam kilku. Jednak bezsprzecznie jeśli miałbym wybierać nóż na długi dystans, to byłaby to najtańsza MORA. To przyzwoite i stosunkowo lekkie noże, które nie zawiodą z byle pretekstu. Plastikowa osłona i zaczep do paska. Czego chcieć więcej?
Owszem, ten plastik może być minusem dla niektórych… ale jedno trzeba przyznać nożom MORA. Można na nich polegać. No i są co jakiś czas dostępne w JULI po śmiesznie niskich cenach (7 zł).
Ciężki nóż, który ma służyć do wszystkiego, to inny temat. To temat survival i tutaj tak naprawdę indywidualne upodobania robią swoje.
Ja takiego noża w góry bym nie zabrał… ale na noc / weekend do lasu owszem. Tutaj kierowałbym się dobrą stalą D2 i wytrzymałością…
Ostatnio trafiłem na POLSKĄ PRODUKCJĘ… VARMS http://www.varms.pl.
Dlaczego o nich wspominam? Bo te noże są naprawdę wytrzymałe i jeśli ktoś myśli o nożu do wszystkiego, to spokojnie może go kupić w przyzwoitej cenie.
A moim ostatnim odkryciem jest Marlin. 37g, dobra stal i bardzo poręczny. https://www.survivaltech.pl/blog/id18891,marlin-od-real-steel-37-gram-szczescia
Jako człowiek który lubi noże i posiada kilka, momentami źle się czytało ten tekst 🙂 moim zdaniem najlepszym dla Ciebie wyborem byłby jakiś vicek. Ostrze, otwieracz do konserw korkociąg i może piła do drewna? Powodzenia na wyprawach! 🙂
Z moich doświadczeń to potrzebny jest nóż nie łom. 90% prac jakie zdarzy nam się wykonać nożem załatwi malutki nożyk z głownią 5-6 cm. więcej nie trzeba. Tyle ma np. popularny mały Victorinox. Ale moim zdaniem warto mieć nóż o takim ostrzu, stałym, mocnym z pełnowymiarową rękojeścią. Na rynku takich noży jest bardzo mało. Ale warto cierpliwie poszukać.
Trochę łatwiej nabyć nóż typu neck z wygodną rękojeścią. Zaleta to to iż to mały nóż. Nie obciąża nas. Jest łatwy do ukrycia pod ubraniem, nawet koszulką, jest poręczny. Jeśli zawiesimy go na odzieży, nawet zimą wtedy mamy bardzo łatwo dostępny nóż, o ile ma wygodną rękojeść do objęcia w rękawiczkach.
Chyba najbardziej popularny jest Eldris Mory. Sam używam w tym celu SOG Instinct Mini który uważam za jeden z najlepszych noży z jakimi miałem do czynienia kiedykolwiek.
Taki nożyk wielu prac oczywiście nie wykona bo jest za mały. I tak dochodzimy na naprawdę uniwersalnego noża.
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie do czego będzie służył. W moim przypadku nóż ten przede wszystkim ma umożliwiać przygotować posiłek. Inne zadania to sprawa drugorzędna. Te zadania decydują o jego wielkości i budowie. A wiec szlif płaski (Mory odpadają!) i długość głowni ok. 12-14 cm. Bez wszelkich utrudniających czyszczenie noża bajerów jak ząbki, niepotrzebne wcięcia, zbrocza, otwory. Materiał to oczywiście stal nierdzewna bo węglowa reaguje z kwasami w żywności. Żadnych powłok na głowni. Głownia musi być stosunkowo cienka max. 3mm grubości i dość szeroka by ułatwiać np. rozsmarowywanie serka, pasztetu, masła na chlebie. Otwieracz do puszek typu wojskowego waży kilka gram i kosztuje ok 2 zł. Otwieranie puszek nożem to dla mnie dowód braku przygotowania do wyprawy.
Od razu dodam, iż takie noże nie są łatwe do nabycia. Z niejasnych dla mnie powodów większość noży spełniających te warunki kosztuje ok. 100-200 euro. Fakt zrobione są z doskonałych stali które niekoniecznie są nam potrzebne. Z czegoś budżetowego polecałbym nóż Mora2000 – da się je jeszcze kupić choć nie są już produkowane. Nie są ideałem ale są bardzo tanie (poniżej 70zł). Następca Mora Kansbol paradoksalnie jest sporo droższy. Jest lepszy do survivalu ale nie do turystyki. Osobiście swojego ideału w tej klasie noży wciąż nie znalazłem. Mam wiele świetnych noży ale niestety są zrobione ze stali węglowych więc do przygotowywania jedzenia się nie nadają.
Kwesta używania noża do prac survivalowo-bushcraftowych.
Przygotowanie schronienia z tego co mamy pod ręką to czas i spory wydatek energetyczny. Dlatego warto mieć w wyposażeniu przedmioty które pozwolą szybko przygotować schronienie. W przysłowiowe 5 minut. Kawałki mocnej foli jak nie stać nas na ultra lekki tarp. Dla zamożeniejszych folia NRC w liczbie kilku sztuk, bivibag, ultralekki hamak, ultralekki namiot…. do wyboru.
Materiał na ognisko? Większe kawałki można przepalać, zamiast batonować je. Batonowanie fajnie wygląda ale to niepotrzebne narażanie noża na uszkodzenia, marnowanie czasu i naszej energii.
Dla mnie dobre przygotowanie to wiedza i umiejętności których nigdy nie zgubimy. Oraz sprzęt. Można mieć awaryjne rozpałki domowej roboty. 10 zapalniczek po 1 zł które będą lepszym i tańszym wyborem niż krzesiwo bo możemy się nimi np, podzielić z kimś (wdzięczność każdego palacza bezgraniczna) i ogień rozpalimy w 2 sekundy w każdych warunkach.
Dla mnie w terenie priorytetem jest woda nie nóż.
Wyznaję zasadę 3 ( mój własny pomysł, warty polecania i zapamiętania).
Przeżyjesz bez powietrza: 3 minuty.
Przeżyjesz w bardzo niskich temperaturach: 3 godziny jeśli nie zapewnisz sobie schronienia i/lub źródła ciepła.
Przeżyjesz bez wody: 3 godziny (wyjątkowe, skrajne sytuacje), 3 dni (typowo, potem masz kłopoty zdrowotne), 3 tygodnie (jak masz naprawdę sprzyjające warunki).
Przeżyjesz bez jedzenia: 3 tygodnie (minimum) a może nawet 3 miesiące.
I to wyznacza priorytety w terenie. Warto sobie odpowiedzieć do czego nóż jest bardziej potrzebny i co bardziej warto dźwigać by przeżyć.
Niestety woda sporo waży a korzystanie z tzw, źródeł jest dyskusyjne. Tak zatruliśmy planetę iż nawet w pozornie dziewiczym terenie może być skażona choćby przez opady. A zatrucia chemiczne pociągają za sobą często poważniejsze skutki niż zatrucie wodą skażoną bakteriami czy pasożytami. To temat praktycznie wszędzie pomijany.
Ludzie! Mało kto o tym wie ale za 5 złotych w sklepie *jula jest nóż szwedzki wygląd mora i z osłoną. Powaga! Mozna zamowic tez przez internet
Zdecydowanie mogę polecić noże marki Mora. Pierwszy raz kupiłem po usłyszeniu dobrych opinii od znajomych, na początku byłem sceptyczny ze względu na cenę i nie zakładałem dobrej jakości. Po wieloletnim testowaniu mogę stwierdzić, że jest to rewelacyjny nóż, który warto zabrać w góry. Są na rynku noże lepsze, ale za taką cenę nie znajdzie się nic lepszego.