Po tygodniu nerwowego czekania w tureckim Trabzonie udało się – jedno popołudnie i trzymałem w ręku paszport z 30-dniową wizą do Iranu. Tej samej nocy wskoczyłem w autobus do Erzurum, a stamtąd do Dogubayazid na granicy.
Przejście nadrugą stronę było zadziwiająco płynne, żadnej rewizji czy dlugotrwałego sprawdzania. Po 30 minutach po prostu bylem w Iranie. Po drugiej stronie szybko musiałem szybko przyzwyczaić się do innej rzeczywistości: inny, nieznany alfabet, obcy język, inny sposób w jaki funkcjonują tak podstawowe rzeczy jak choćby transport. Po drugiej stronie granicy nie czekał żaden autobus. Sam musiałem złapać prywatnego kierowcę i na wpół migowym językiem poprosić o podwiezienie do najblizszego miasta na dworzec. Kolejnej nocy byłem już w Tabriz, w irańskiej prowincji Azerbejdżan Wschodni. Tu zaczynają się Góry Zagros i tu zaczęła się moja wędrówka, która skończy się, mam nadzieję, nad Oceanem Indyjskim.
Już pierwsze kilometry tej wyprawy pokazały jakie warunki mnie czekają. Gdy zniknęly zabudowania przedmieść wszedłem pomiędzy niekończące sie pasma suchych wzgórz, kamienistych i porośniętych kolczastą roślinnością. W promieniu kilometrów ani śladu wody, a upał pali głowę przebijając się przez kapelusz. Caly dzień szedlem w takim krajobrazie do pierwszego miasteczka, po drodze tylko raz znajdując wodę. Noc spędziłem w dolinie na południe od malowniczego Kandovan, zwanego „irańską Kapadocją”. Już nazajutrz góry pokazały jednak, że spodziewać się po nich muszę wszystkiego. Obudził mnie… deszcz, który wyżej przeszedł w opad regularnego śniegu. W cienkiej bluzie i lekkiej wiatrówce, w niskich butach, musialem torować w świeżym puchu, starając się wspiąć na przełęcz zaznaczoną na mojej mapie. Każdy zakręt ścieżki wydawał się tym ostatnim, dopiero po wyjściu na ok. 3300 metry zobaczyłem dolinę znaczącą drogę mojego zejścia. Tuż za przełęczą, ku mojemu zaskoczeniu, napotkalem karawanę owiec zmierzającą do wsi, w drugim niż ja kierunku. Przełęcz wydawała się końcem drogi, tymczasem jeszcze ponad doba marszu dzieliła mnie od kolejnego miasta do którego zszedłem.
Kolejne dni to droga przez suchy płaskowyż irańskiego Azerbejdżanu. Wędrówka przez wysuszone słońcem góry bywa trudna, ale gościnność miejscowych wynagradza ten wysiłek. W Marageh niespodziewanie otrzymałem zaproszenie na obiad od szefa miejscowej fabryki, w Amirabadzie przyjęła mnie rodzina, ciesząca się ze skończonego zbioru winogron. Wystarczyło bym nocą rozbił obóz obok czyjegoś sadu, by pilnujący go rolnik zaprosił mnie do ogniska, a gdy siadłem pod ścianą domu, jego wlaściciel poczęstował mnie herbatą. Czy tak większość z nas, znających Iran jedynie z telewizji, spodziewałaby się zostać przyjętymi w tym kraju? Idę prawie caly czas w upale, pracowicie pokonując kilometry. Nie myślę na razie od odległym celu wyprawy, na razie liczy się dzień dzisiejszy. Opuszczam gościnnych Azerów i wchodzę do kolejnej prowincji. Do uslyszenia z irańskiego Kurdystanu.
16 odpowiedzi
Łukasz, powodzenia w dalszej wędrówce
Fantastyczna relacja. Góry w Iranie robią na mnie ogromne wrażenie (oczywiście na zdjęciach, bo nigdy tam nie byłem i w sumie nie wiem czy będę). Szkoda, że tak daleko. Pozdrawiam!
Powodzenia i zapraszamy do Kolbuszowej na spotkanie. Może jeszcze w tym roku?
NIe sadze abym zdarzyl do Polski na Nowy Rok, ale w styczniu – bardzo chetnie 🙂
Trzymaj się tam. Czekamy z niecierpliwością na kolejne wpisy.
Świetnie się czyta, bardzo wciąga. Tabriz pamiętam z książki Oswajanie Świata Bouviera.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy wpis. Piszesz, że o wodę było trudno. Mam zatem pytanie: czy zabierasz ze sobą jakiś filtr do wody lub tabletki do uzdatniania np. katadyn?
Mam 2 filtry: LifeStraw oraz Sawyer Mini, przy czym ten drugi jest w uzyciu znacznie czesciej. Sprawdzily sie o tyle, ze przez 2 miesiace przezylem tylko 1 rozstroj, umiarkowanie silny 🙂 W warunki takie jak iranskie polecam filtr, to w gorach tego kraju, 4 lata temu, przezylem swoje najgorsze zatrucie w zyciu.
Super lektura, super wyprawa. Wielkie dzięki, powodzenia i oczywiście proszę o więcej! 😉
Dzięki wielkie za widokówkę słowny z Ciebie człowiek:] miło dostać od obcej osoby kartkę z obcego kraju;] TRZYMAM KCIUKI
Dotarla? Wspaniale! Mam wiec nadzieje, ze pozostalych 39 takze znajdzie adresatow.
Cześć,
na mapie SPOT widać, że dotarłeś do wybrzeża. Czy to oznacza koniec wędrówki? Jeśli tak to kiedy wracasz do kraju? Czy będzie cię można posłuchać na trójce jak obiecałeś przed wyjazdem? 😀
Hej!
Jestem już w Europie, choć chwilowo nie w Polsce. Czy będę w „Trójce” to zależy od ojca redaktora czyli pewnie Pawła, który tamtego dnia mnie zaprosił. Na razie nie wiem, odpoczywam, docieram do siebie i cieszę się spotkaniem rodzinnym, a gdy oswoję się z domem biorę się za porządkowanie materiałów z tej wędrówki. A wtedy przyjdzie czas na opowieści, w radiu czy na żywo.
GRATULUJE Finiszu….
Dzięki za kartkę z wyprawy. Jestem bardzo mile zaskoczona, że aż tyle napisałeś. Spodziewałam się raczej czegoś w stylu: „pozdrawiam z…, jestem w…, jest ciężko, ale fajnie”, a tu taka niespodzianka – tyle słów do obcej osoby. DZIĘKI! 🙂
Sluchalam dzisiaj o Pana podróżach-zazdroszczę Panu i pozdrawiam serdecznie !Ja także kocham podróże-ale sama się nie idwaze-tylko wycieczki-Indie i Meksyk-to ostatnia Meksyk w grudniu ub.roku !