10 miesięcy temu rozpocząłem jeden z największych i najciekawszych eksperymentów mojego życia. Nie mając kapitału na planowane przejście Łuku Karpat, zdecydowałem się poprosić o wsparcie osoby, którym idea samodzielnych wypraw jest bliska. Po prawie roku od tamtej chwili postanowiłem zestawić wynik tej akcji i pokusić się o jej podsumowanie. Czy społeczne finansowanie, zwane czasem crowdfundingiem, ma sens? Czy za jego pomocą można finansować wyprawy i podróże? Czy to w ogóle zadziała? Przecież żaden z darczyńców nie będzie brał udziału w tej przygodzie, nie będzie tez miał z niej żadnego materialnego zysku.
W tym artykule znajdziesz omówienie tego, na jakiej zasadzie działał mój sposób zbierania funduszy i jaki był wynik tej akcji. W kolejnym chcę opisać jakie warunki musi spełnić podobny projekt, aby zadziałał.
Dlaczego crowdfunding?
W kwietniu 2013 roku wyruszałem na pieszą wędrówkę z Warszawy do hiszpańskiego Santiago de Compostela. Miałem przed sobą około 4000 kilometrów pieszo, ale już na starcie wiedziałem, że po zakończeniu tej drogi chcę udać się na wschód Europy. Kolejnym celem miało być przejście 2000 kilometrów przez Karpaty, z południowej Rumunii do zachodniej Słowacji. Fundusze jakie zgromadziłem zimą były bardziej niż skromne. Wiedziałem, że muszę znaleźć jakiś nietypowy sposób sfinansowania tej drugiej wędrówki.
Pomysł pojawił się jeszcze w Polsce, ale nabrał ostatecznego kształtu we Francji. Tam, podczas trzydniowej przerwy w wędrówce, spędzonej w gościnnym domu Asi, znajomej z Polski, przygotowałem techniczne podstawy, które później miały pomóc w sfinansowaniu letnio-jesiennej wyprawy górskiej.
Zasada działania akcji
Każdy kto zdecydował się wesprzeć finansowo przejście Karpat, otrzymywał ode mnie w podziękowaniu prezent: książkę „Pustka wielkich cisz”. Napisana w rok po samotnym przejściu Karpat, jakie ukończyłem w 2004 roku, przeleżała wiele czasu w szufladzie. Przez ten czas poprawiałem ją gruntownie trzy razy, choć nawet teraz, czytając jej akapity wiem, że napisałbym ją inaczej. Nie miałem jednak sił na gruntowne zabiegi redakcyjne i kolejne przerabianie książki. Zamiast tego oddałem ją w ręce Czytelników taką, jaka była, uznając, że nawet niedoskonała dobrze oddaje emocje towarzyszące tamtej wędrówce.
Wydałem ją we własnym zakresie, początkowo w formacie PDF, a później także na czytniki. Chwilę zajął jej skład i umieszczenie na blogu, nieco więcej – opracowanie sensownego mechanizmu, za pomocą którego każdy darczyńca automatycznie otrzymałby na swój adres e-mail link do pliku. W czerwcu zeszłego roku udało mi się jednak przezwyciężyć technikę i książka pojawiła się na tej stronie. Na dwa dni przed dotarciem do Hiszpanii ogłosiłem swój plan kolejnego przejścia Łuku Karpat i 2 lipca 2013 roku machina ruszyła. Zamieściłem na blogu informację o pomyśle przejścia Karpat i o możliwości wsparcia tej wyprawy.
W tamtym czasie możliwe było dokonywanie wpłat wyłącznie przez system Pay Pal. 13 lipca uruchomiona została wtyczka bazująca na systemie płatności Transferuj.pl, umożliwiająca wpłaty z dowolnego konta bankowego przez internet. Od tamtej pory wystarczy konto w polskim banku lub karta kredytowa, by przekazać darowiznę. Po odnotowaniu wpłaty system strony przesyła darczyńcy link do pliku z książką.
Efekt? Mogłem spokojnie wędrować Drogą Północną do Santiago de Compostela nie siedząc przy mailu i nie pilnując konta bankowego.
Przedsięwzięcie okazało się sukcesem, otrzymane kwoty wystarczyły na pokrycie kosztów kolejnej wyprawy. Gdy w październiku 2013 roku dotarłem do Bratysławy nie zakończyłem jednak akcji. Książka nadal „wisiała” na stronie, cały czas można było wesprzeć moje kolejne przygody. Nie trzeba było zresztą długo czekać. Już w grudniu powziąłem pomysł zimowego przejścia Karpat Słowackich, a zebrane fundusze pozwoliły pokryć jego koszty. Dzięki pomocy jednego z moich kolegów, na miesiąc przed rozpoczęciem przejścia Słowacji, książka ukazała się także w wersjach na czytniki, w formacie MOBI, EPUB i AZW3.
Jak sprawdził się ten nietypowy sposób finansowania podróży? Jaki wynik finansowy osiągnął? Przez chwilę wahałem się czy przedstawiać wszystkie informacje. Nikt nie lubi gdy inni zaglądają nam do kieszeni, choć zaskakująco często każdy lubi zajrzeć do cudzej. Ale skoro powodzenie zeszłorocznych wypraw zawdzięczam setkom ludzi, wydaje mi się, że będzie uczciwym podzielenie się z innymi wiedzą, którą zdobyłem w tej drodze. Skoro sam korzystałem z pomocy innych, mogę, pisząc te słowa, pomóc innym osobom, szukającym kasy na swoje projekty. Ujawnienie publicznie własnych finansów mi samemu wydaje się trochę odważne, ale… zaryzykuję.
Ile zebrałem?
Czas na suche fakty. W ciągu minionych 10 miesięcy, od 2 lipca 2013 do 2 maja 2014, otrzymałem wpłaty od 320 osób na łączną sumę 4823 złotych i 30 groszy. Od kwoty tej trzeba odjąć prowizje naliczane przez dwa systemy płatnicze z jakich korzystam. Są to Pay Pal oraz Transferuj.pl. Prowizje te wynoszą około 2%, jednak nie odliczam ich w tej analizie – interesują mnie całe kwoty otrzymane od darczyńców. Mechanizm na stronie działa na zasadzie „wpłacasz ile chcesz”. Nie ma kwoty maksymalnej, a minimalna to 1 grosz. Książkę otrzymuje każdy darczyńca, bez względu na wysokość wpłaty.
Zaczynając to przedsięwzięcie oczekiwałem, że najwyższe sumy wpłacać mi będą znajomi, którzy z sympatii do mnie zechcą wesprzeć ten pomysł. Spodziewałem się też mnóstwa osób, które usłyszawszy o możliwości ściągnięcia książki prawie za darmo, wpłacać mi będą drobne kwoty, na przykład 5 groszy, by otrzymać plik. To założenie było pierwszą i chyba największą pomyłką w tej akcji.
Oceniam, że 97% wpłat otrzymałem od osób nieznanych mi w tamtym czasie z imienia i nazwiska. Zaledwie kilkoro darczyńców stanowiły osoby które znałem. Zaskoczyło mnie, że wsparcia udzieliły mi osoby dotychczas zupełnie nieznane.
Co ciekawe, nie spadła też na mnie lawina jednogroszowych wpłat. Ku mojemu zaskoczeniu kwoty jakie otrzymywałem oscylowały w rejonie 10 złotych lub więcej. Zdarzyły się oczywiście osoby, od których otrzymałem 5 groszy – niższej darowizny nie pamiętam. Było to jednak bardzo rzadkie i zdarzało się głównie pod koniec, a więc już wiosną 2014 roku. Gdy zaczynałem cały projekt zaskoczyła mnie hojność wielu osób. Darowizny na poziomie 20 złotych były czymś normalnym, 50 zł nie należało do wielkiej rzadkości, a dwie najwyższe wyniosły dokładnie 100 zł.
Zamiast spodziewanej masy ludzi, wpłacających drobne kwoty – stosunkowo wąska grupa, ale dzieląca się hojnie całkiem sporymi kwotami. To mnie zaskoczyło. Pierwsza ważna lekcja jaką zdobyłem.
Oczywiście drobniejsze kwoty pojawiają się częściej niż pokaźne – to zrozumiałe. Jednak gdy policzyć średnią wartość dotacji jakie otrzymałem przez 10 miesięcy, będzie to 15,07 złotych. Takiej sumy w żaden sposób nie mogę nazwać drobną. 15 złotych w warunkach górskiej wyprawy to dla mnie nierzadko dzień życia.
Jakie kwoty otrzymywałem najczęściej? Postanowiłem podzielić otrzymane dotacje na przedziały. Pierwszy od 0,01 zł do 5 zł, drugi od 5,01 zł do 10 zł. Kolejne przedziały liczyły już 10 złotych, od 10,01 do 20, od 20,01 do 30 i tak dalej aż do 100 zł). Ilość dotacji otrzymanych w każdym z tych przedziałów obrazuje wykres:
Spodziewałem się, że najwięcej otrzymam kwot drobnych, liczących poniżej 5 złotych. Widać jednak, że najwięcej wpłat nie mieści się na początku wykresu, ale w drugim przedziale, od 5 do 10 złotych. W istocie liczby wpłat w okolicach 5, 10 i 20 złotych są bardzo zbliżone. Dopiero powyżej granicy 20 złotych widać znaczny spadek ilości wpłat.
Co to znaczy? Wśród moich darczyńców 80% stanowiły osoby wpłacające do 20 złotych. Nie były to jednak kwoty jednocyfrowe – sumy, jakie postanowiła przekazać mi większość darczyńców wynosiły kilkanaście złotych.
Dalej na wykresie widać też dwie niewielkie kulminacje. Pierwsza z nich to wpłaty w okolicy 50 zł, druga – 100 zł. Są one nieznaczne i mieszczą się w granicach błędu statystycznego, są jednak bardzo ważne. Reprezentują one osoby, które zdecydowały się przekazać na obydwie karpackie wyprawy wyższe kwoty. Te dwa niewielkie „wahnięcia”wykresu podpowiadają, że przy realizacji projektu wyprawowego możesz liczyć na pewną grupę osób, którym Twój pomysł spodoba się na tyle, że zdecydują się go wspomóc dużymi sumami.
Ważniejsze są małe czy duże wpłaty?
Tą analizę możesz jednak zakwestionować. Co z tego, że wpłat dostajesz wiele, skoro składają się na nie drobne kwoty? Czy to duże dotacje nie stanowią większości Twojego budżetu? Nawet jeśli jest ich mniej?
Postanowiłem sprawdzić i to. Kolejny wykres obrazuje inną zależność: jakie kwoty dają wpłaty w poszczególnych zakresach? Zastosowałem podział podobny do poprzedniego, lecz prostszy: od 0,01 do 10 zł, od 10,01 do 20 zł i tak dalej:
A więc dużo małych wpłat czy mniejsza ilość, ale dużych? Na wykresie widać odpowiedź na to pytanie: decydującym źródłem wsparcia są mniejsze, ale bardziej liczne wpłaty. Największe kwoty udało się zebrać dzięki darczyńcom, których wpłaty oscylowały w okolicach 10-20 zł. Jednak duże kwoty, choć zdarzające się rzadziej, były także istotnym źródłem finansowania obu wypraw i złożyły się na około 25% ich budżetu.
Na drugim wykresie możesz zobaczyć linię biegnącą od górnego lewego do prawego dolnego rogu (matematyk nazwie ją krzywą regresji, ale nie ma to tutaj znaczenia). Pokazuje ona wartości, które na tym wykresie są statystycznie najbardziej prawdopodobne. I znowu – statystyka podpowiada, że najwięcej powinno pojawić się kwot najmniejszych. Finansowanie społecznościowe pokazuje jednak, że ludzie nie są matematyką. Odchylenia na wykresie, gdzie wierzchołki słupków wystają ponad pomarańczową linię pokazują, że jeśli uda Ci się zarazić kogoś Twoim pomysłem, możesz liczyć na hojność większą niżby wynikało to z prostej statystyki.
Miesiące „tłuste”, miesiące „chude”
Przyglądając się zestawieniu wpłat zadałem sobie jeszcze jedno pytanie: jaka była „dynamika” całego projektu? W jakim momencie całej akcji otrzymałem najwięcej wpłat, a kiedy były one nieliczne? Odpowiedź na te pytania zawiera kolejny wykres. Widać na nim wpłaty otrzymane przez systemy Pay Pal i Transferuj.pl przez minionych 10 miesięcy.
Dlaczego „dynamika” wpłat była tak zróżnicowana? Odpowiedzi jest kilka.
Na obydwu wykresach widać, że czerwona linia obrazująca wpłaty przez system Pay Pal startuje z bardzo wysokiego punktu, choć niebieska, pokazująca tradycyjne wpłaty, znajduje się nisko. Pokazuje to pierwsze dni zbierania funduszy na przejście Karpat, gdy system na stronie przyjmował wyłącznie przelewy przez Pay Pal. Dopiero po dwóch tygodniach, gdy normalne przelewy zaczęły działać, proporcje się odwróciły. To nauczyło mnie, że szykując podobny projekt w przyszłości, warto położyć nacisk na przyjmowanie tradycyjnych przelewów internetowych. Pay Pal w Polsce wciąż jest dosyć niszowy.
Wrzesień i październik 2013 to druga połowa Łuku Karpat i moment, kiedy większość osób które usłyszały o wyprawie i chciały ją wesprzeć już to zrobiły. Wyprawa skończyła się i część darczyńców mogły stanowić osoby bardziej zaciekawione samą książką niż wsparciem jakiejś przyszłej wyprawy.
Sytuacja odmieniła się w grudniu, gdy ogłosiłem plan zimowego przejścia Słowacji. Prawdziwa eksplozja wpłat nastąpiła jednak w styczniu. W ciągu zaledwie 3 dni otrzymałem ponad 100 wpłat. Dlaczego tak się stało?
Fenomen ten zawdzięczam jednemu człowiekowi. Był nim Robert Drózd, autor bloga „Świat Czytników”, który napisał na swojej stronie o tej książce, zapraszając swoich czytelników do wsparcia mojej kolejnej wyprawy. Na swoim blogu Robert opisuje interesujące publikacje na czytniki typu Kindle itp. pojawiające się na rynku. Jego strona jest jedną z najpopularniejszych o tej tematyce, a czytają go osoby szukające opisywanych przez autora nowości wydawniczych. Efekt? Wystarczył jeden artykuł Roberta o mojej akcji, by informacja ta dotarła do kilkudziesięciu tysięcy ludzi, odwiedzających co miesiąc Jego stronę. Na efekt nie musiałem długo czekać. Wystarczyły 3 dni abym nie tylko przestał się tym martwić za co zrobię kolejną wyprawę, ale nawet mógł uzupełnić sprzęt na nią.
Kolejne miesiące to mój powrót do regularnego pisania bloga i związana z tym wyższa frekwencja czytelników. Ostatni miesiąc, maj 2014, to w rzeczywistości dwa pierwsze dni, gdyż niniejsze zestawienie przygotowałem w oparciu od dane zebrane do 2 maja włącznie.
Jakie wnioski?
Powyższe wykresy dostarczają kilku odpowiedzi na pytanie postawione na początku tego artykułu: „czy społeczne finansowanie podróży lub wypraw ma sens?”. Na pierwszy rzut oka odpowiedź musi brzmieć „tak”. W końcu dzięki crowdfundingowi udało mi się zrealizować dwie wyprawy. Kilka miesięcy spędzonych na planowaniu mojego projektu, trwająca prawie rok zbiórka oraz podróże, których losy śledziłem pokazały co warto przewidzieć i co przygotować zanim rozpocznie się taki projekt. I o tym w kolejnym artykule, już za kilka dni.
15 odpowiedzi
Analiza jak lubię 😉 Cyferki, wykresy itp. Do mnie trafia, mam taki sam sposób analizowania rzeczywistości. Wniosek z całej akcji dla mnie jeden -przygotowanie to podstawa. No i mam wrażenie, że dzięki temu mogłeś zarobić na książce więcej niż niejeden autor wydając tradycyjnie 😉
Tak właśnie było. Szacuję, że aby otrzymać tę samą kwotę z książki tradycyjnej, musiałbym sprzedać około 1500 egzemplarzy, po około 35 zł/sztuka. A tak omijam druk, wydawcę, dystrybutora…
Bardzo ciekawa analiza – dzięki za 'odkrycie się’ i podzielenie z nami 🙂
Świetny pomysł i gratuluję realizacji!
Jak w sytuacji takich zbiórek wygląda sprawa z podatkami? Musisz jakieś odprowadzać? A może nie ma to znaczenia?
Darowizny otrzymane na obydwie wyprawy są tak niskie, że mieszczą się w kwocie wolnej od podatku. Generalnie – suma darowizn od osoby niespokrewnionej z nami może wynieść, w ciągu 5 lat, niespełna 5000 zł. Powyżej tej kwoty płaci się podatek. Oczywiście żadna z otrzymanych przeze mnie kwot nawet nie zbliża się do takiej sumy.
Sumy, jakie otrzymują osoby zbierające fundusze na serwisach crowdfundingowych również nie przekraczają tej kwoty – nawet gdy uda im się zebrać dziesiątki tysięcy złotych, od jednej osoby nie otrzymują zazwyczaj więcej niż 2-3 tysiące. Są to więc cały czas kwoty nieopodatkowane.
Wygodne w finansowaniu społecznościowym jest również to, że może je prowadzić osoba nie mająca działalności gospodarczej. Gdybym chciał moja książkę sprzedawać, by zarobić na wyprawę, musiałbym mieć działalność gospodarczą, kasę fiskalną i możliwość wystawienia faktury. Jednym słowem – samo zło!
Wow 🙂 Bardzo się cieszę, że mój artykuł na temat Twojego e-booka przyniósł tyle dobrego.
To ja dziękuję! To była wielka pomoc przed słowacką wyprawą.
To fajna inicjatywa (mówię tutaj o Pana wyprawach). Wiele osób, w tym także ja, z chęcią sięga po opisy Pana wędrówek… Sądzę iż to właśnie z tego wynika chęć dokonywania wpłat. A jeśli jest to aż tak przejrzyście rozliczone pod koniec… Tym bardziej;) Życzę powodzenia w kolejnych wyprawach i deklaruję ich wsparcie po raz kolejny…
Liczyłam jeszcze na jakiś komentarz natury nie finansowej 🙂
Na przykład odpowiedź na pytanie, jak się czujesz jako przyjmujący te dary?
To ciekawe uczucie i trudno je krótko opisać.
Z początku wahałem się czy to robić. Wydawało mi się, że biorę pieniądze na samotną wyprawę, której wynik nie da nikomu nic poza satysfakcją. Tym bardziej zależało mi więc na tym, by mieć coś, co mógłbym dać w zamian – choćby „e-książkę”.
Przez pewien czas miałem wrażenie bycia na łasce innych. Tak jak mówi Amanda Palmer w swoim świetnym wystąpieniu (http://www.ted.com/talks/amanda_palmer_the_art_of_asking) – proszenie o pomoc czyni nas wrażliwymi na odmowę, na bycie wyśmianym i inne negatywne reakcję. W drodze do Santiago, w Polsce, Niemczech i we Francji spotykałem ludzi, od których otrzymywałem jedzenie, pieniądze i dach na głową. Czułem wtedy bezsilność, gdyż wiedziałem, że nie będę w stanie im się odwdzięczyć, być może nie spotkam ich już nigdy.
Dopiero w drodze przez Hiszpanię zobaczyłem coś, co zmieniło moje nastawienie. Na szlaku pielgrzymim wiele razy zdarza się, że zawdzięczamy coś innym ludziom – gospodarzom schronisk, mieszkańcom mijanych wsi i miasteczek. często są to ludzie, którzy kiedyś doświadczyli podobnej dobroci i teraz starają się ją oddawać. Jest to więc wymiana, tyle że przesunięta w czasie.
Gdy wyruszałem w drogę wydawało mi się, że będzie to podróż wyłącznie moja. Okazało się jednak, że dla wielu osób wędrówki jakie odbyłem w minionym roku stały się inspiracją by spróbować czegoś podobnego. Rzeczy które piszę na tym blogu kilku osobom pomogły w realizacji ich własnych planów. Okazało się, że to też JEST wymiana, taka, o jakiej mówi Amanda. Muzycy zbliżają ludzi do siebie, dają chwilę rozrywki lub refleksji. Podróżnicy, jeśli zechcą, mogą dać wiedzę o świecie i inspirację, być nauczycielami, pokazywać innym, jak przesuwa się własne granice. Zacząłem o tym myśleć, gdy po pokazach zaczęli podchodzić do mnie ludzie, dziękując mi za opowieść która właśnie skończyłem. I wtedy poczułem, że JEST między nami wymiana, choć osoba stojąca z zewnątrz może jej nie dostrzegać.
Ta wymiana jeden z powodów, dla których nigdy nie myślałem o sprzedawaniu mojej książki czy swojej wiedzy za pieniądze.
Czy czułem się jak żebrak prosząc o pieniądze? Trochę tak. Czy czuję się tak teraz? Już mniej, ale miałbym kłopot aby, jak bohaterka tego filmu, stanąć z kapeluszem i prosić o pomoc moich słuchaczy lub czytelników. Crowdfunding to dla mnie Wciąż niezwykłe doświadczenie. Chcę jednak skorzystać jeszcze z niego w przyszłości, może niedalekiej.
Czy można zakupić książkę bez rejestracji na transferuj.pl/paypal ?
Pierwszy z nich nie wymaga rejestracji, trzeba tylko podać dane w formularzu na stronie.
Świetny tekst. Jestem szczerze zaskoczony zarówno zakresem akcji jak i jej wynikiem. W komentarzu piszesz o wymianie, która następuje i tym, że ludzie zyskują coś dzięki Twoim tekstom. Możesz mnie śmiało dopisać do grona osób inspirujących się.
pozdrawiam serdecznie
A jak to wygląda od strony prawnej?
W przypadku darowizny nie ma mowy o podatku dochodowym. A gdy żadna z wpłat nie przekroczy ustawowej kwoty – obecnie niecałych 5000 zł – to jest też zwolniona od podatku od darowizn. Na tej stronie jest to dobrze wyjaśnione: http://blog.polakpotrafi.pl/post/77182931519/crowdfunding-a-podatki