5 mitów o „light & fast”

Gdy mówię lub piszę, z jaką ilością bagażu przeszedłem Główny Szlak Beskidzki, spotykam się niekiedy ze zdziwieniem. I choć wiele osób chciałoby spróbować takiego stylu wędrówki, uważają, że nie da się spakować na kilka tygodni czy miesięcy w plecak, który mógłby służyć za bagaż podręczny.

Wielu z nas wydaje się, że długa podróż wymaga odpowiednio dużego „worka”. Tymczasem na dwuletnią wyprawę dokoła świata niezbędnych jest tylko trochę więcej rzeczy, niż na dwutygodniowy urlop w Polsce.

Na temat sprzętu do wędrowania „na lekko” istnieje kilka stereotypów. Najważniejsze z nich można zawrzeć w krótkiej, 5-punktowej, liście:

1.Sprzęt „light & fast” jest droższy

To wynik przeświadczenia, że im bardziej „ekstremalna” dziedzina sportu, tym droższa. W przypadku „light & fast” jest często odwrotnie. Mały plecak 30-litrowy rzadko będzie droższy niż 60-litrowy, chyba, że porównujemy topowy model wspinaczkowy z budżetowym. Mały plecak, z którym przeszedłem Główny Szlak Beskidzki (Salewa Ultra Train 22), kosztował 40% tego, co wyprawowy tej samej firmy. Lekkie laminaty i tkaniny zrównują się w cenie z starszymi, cięższymi. Lekka kurtka, z którą przeszedłem w 2013 r. Łuk Karpat, kosztowała mniej, niż model, z którym przeszedłem Karpaty w 2004 r. Ważyła przy tym 2,5 raza mniej.

Wędrując z małą ilością sprzętu znacznie mniej obciążasz stawy, możesz więc pozwolić sobie na założenie lżejszych butów. Zamiast grubej skóry licowej – buty biegowe/hikingowe ze wstawkami z nylonu. Będą nie tylko lżejsze, ale i tańsze.

Zabierając mniej sprzętu i ograniczając się do małego plecaka, na całe wyposażenie wydasz mniej. Wyjątkiem od tej reguły są ultralekkie namioty oraz puchowe śpiwory. I tu jednak oszczędność jest pozorna, gdyż puchowe wypełnienie śpiwora jest trwalsze od syntetycznego. Jego koszt może zwrócić się z czasem.

Osobną kwestią są rzeczy, których producenci celują w segment „bogatych ekstremalistów”. To tytanowe menażki czy ultralekkie maty samopompujące. Jeśli Twoje fundusze są ograniczone – spokojnie, obejdziesz się bez nich.

glowny szlak beskidzki przejscie sprzęt "light & fast"
Ciuchy „po przejściach”, buty do biegania i lekki plecak. Komplet na Główny Szlak Beskidzki

2.Sprzęt L&F trudno kupić

Sprzęt do chodzenia „light & fast”, to ten sam sprzęt, którego używasz na co dzień w górach, w lesie, nad jeziorem. Z tą różnicą, że masz go mniej i wybierasz rozważniej. Lekkie materiały znajdziesz w sklepach równie łatwo, jak tradycyjne. Niektórzy producenci już od kilku lat wypuszczają serie dedykowane dla przemieszczających się na lekko.

3.L&F jest mniej bezpieczny

Sprzęt lekki bywa (choć nie zawsze) mniej wytrzymały mechanicznie. Nie oznacza to jednak, że będzie zawodny lub mniej bezpieczny. Przykład? Przez lata chodziłem w góry mając ze sobą kurtkę z solidnej, gęstej cordury. Mocny laminat był nieznośnie ciężki, na deszczu szybko nasiąkał wodą i przybierał dodatkowo na wadze, a kurtka po dwóch godzinach przemakała. Gdy przerzuciłem się na lekki model z membraną GoreTex Paclite, poczułem że nie tylko chodzi mi się lżej, ale jestem dużo lepiej chroniony przed deszczem. Za tą samą cenę.

Podobnie jest z innymi materiałami. Lekki Powerstrech grzeje równie dobrze jak gruby polar, zajmując dwa razy mniej miejsca. Sekret tkwi we właściwym doborze materiałów i prawidłowym oszacowaniu czego potrzebujesz.

4.Wędrówka na lekko ogranicza i jest przez to mniej komfortowa

Mniejsza ilość rzeczy wydaje się ograniczeniem? Mnie nic tak bardzo nie ogranicza, jak 25 kilogramów na plecach. Jeśli potrzebujesz kilku zmian ubrań, ulubionego zestawu kosmetyków i gąbki to OK, nie ma problemu, po prostu podróżujemy na różne sposoby. O tym dlaczego taki styl jest, według mnie, wygodniejszy, wspomniałem na początku pisania tej strony.

5.Pośpiech zabija radość wędrowania

Idąc na lekko możesz rzeczywiście robić więcej kilometrów na godzinę, na dzień, na miesiąc… Czy zabija to radość z pokonywania drogi?

Mając mniej rzeczy mogę większą uwagę zwracać na to, co mnie otacza. Iść szybciej nie oznacza mniej uważnie. Przeciwnie, mam więcej czasu na zobaczenie tego, co ciekawe po drodze, na spontaniczne zejście z zaplanowanej trasy, na zrobienie kilku dodatkowych zdjęć. Fakt, że idę szybko, nie oznacza że pędzę przed siebie ślepo. Na odwrót: mając lżejsze ciało i umysł, nie myślę o tym, jak bardzo przygniata mnie plecak, nie skupiam się na poprawianiu co chwilę bagażu. Po prostu – mam więcej energii dla siebie i więcej uwagi żeby śledzić drogę. „Lekko” nie zawsze musi iść w parze z „szybko”.

podróż "light & fast"

Jeśli potrzebujesz taksówki, prawdopodobnie nie jest to „light and fast”. (Karpaty ukraińskie, 2010 r.)

Rzecz, którą trzeba wiedzieć

„If you’re going to go ultra-light, make sure you have ultra-experience.” (Nicole Dautel)

Styl „light & fast” to mniejszy bagaż. gdy idziesz na lekko i na szlaku spotkają Cię kłopoty, musisz bardziej polegać na swojej wiedzy, doświadczeniu i kreatywności. Tak jak zawsze, warto więc zacząć od małych przygód, zanim rzucisz się na głęboką wodę. Mając nieduże doświadczenie, nie zaczynać przygody z L&F od 40-dniowej wyprawy z dala od cywilizacji. Rozpocznij od wędrówek po Polsce i Europie, zanim rzucisz się w objęcia przygody na końcu świata, z dala od wszystkiego.

Zobacz również

12 odpowiedzi

  1. Trudno się z Tobą Łukaszu się nie zgodzić podsumowując ciężar plecaka zmienia wszystko . Podróżując w tym roku Głównym Szlakiem Beskidzkim mogłem osobiście tego doświadczyć .

  2. Moim zdaniem jednak wędrówka na lekko w pewnym sensie ogranicza. Im mniej rzeczy (a ściślej im mniej funkcjonalności w plecaku), tym bardziej trzeba brać pod uwagę okoliczności (np. pora roku, rodzaj terenu, czas trwania, awaryjnie dostępna infrastruktura, liczebność grupy, cel wycieczki, zakładany komfort odpoczynku (noclegi), dostępny transport, poziom ryzyka i sytuacji awaryjnych przy których decydujemy się na przerwanie wycieczki lub jej kontynuację, stan zdrowia, itp. – długo by można było wymieniać) z jakimi się będzie miało do czynienia. Im więcej tych czynników ma wpływ na ekwipunek, tym właśnie większa zależność i większe ograniczenia. Wszystko fajnie, dopóki rzeczywistość jest na tyle łaskawa, że spełnia te oczekiwania oraz dopóki trzymamy się założeń. Ograniczenia rozumiem jako brak możliwości zmiany planów czy konieczność przerwania (albo przeczekiwania lub rezygnacji z pewnej części) wycieczki w przypadku wystąpienia niezakładanych (choć mało prawdopodobnych) okoliczności. Ograniczeniem jest także np. konieczność korzystania z infrastruktury – może się zdarzyć, że z jakiegoś powodu nie da się dotrzeć lub „będzie nieczynne” – nie spowoduje to oczywiście tragedii, ale de facto stanowi ograniczenie bo „coś trzeba”.

    Już sama konieczność szczegółowego planowania jest w pewnym sensie ograniczeniem – wymaga czasu, zebrania materiałów, oczekiwania na sprzyjające w warunki, itp.

    Uważam, że zawsze warto odchudzać i umiejętnie dobierać swój ekwipunek oraz zdobywać nowe umiejętności i doświadczenia. Przy pewnych założeniach to będzie kilkulitrowa nerka przy pasku, przy innych dwudziestopięciokilogramowy wór na plecach. I w obu przypadkach może być tak, że będą to rzeczywiście niezbędne rzeczy i minimum pozwalające na realizację założonych planów, mniej lub bardziej zależnie od tego, na co możemy trafić.

    Filozofia ultralight w szeroko pojętym wędrownictwie jest super i daje naprawdę wiele możliwości. Ale w pewnym sensie zawsze też ogranicza. Coś za coś.

  3. POLECAM KAŻDEMU NA DWUDNIOWĄ WYPRAWE MAGICZNY RĘCZNIK, MOZNA KUPIĆ W ROSMANIE, WAŻY 0,03G 🙂 NA FILMIE MOZECIE ZOBACZYC JAK TO WYGLADA: https://www.youtube.com/watch?v=x1goIkrOfvQ

    MALA KOSTECZKA, POD WPLYWEM WODY ROZKŁADA SIĘ. WYSTYARCZY LEKKO NAMOCZYC PORUSZAC RĘKĄ, MOŻNA WCZEŚNIEJ OTWORZYC OPAKOWANIE, ŻEBY CIĄGNĄŁ WILGOĆ Z OPAKOWANIA, DZIEKI TEMU NIE BEDZIE TAK BARDZO MOKRY GDY TRZEBA UŻYĆ 🙂

  4. wow….czytam z rozdziawioną japą…nie tyczy się to akurat tego artykułu w jakimś szczególnym sensie- bardziej chodzi mi o całokształt.
    Pełen szacunek dla Pana Drogi….
    Jeżeli mógłbym uzyskać poradę był bym bardzo wdzięczny…mianowicie chodzi mi o dobór obuwia.
    Dwa razy byłem na trasach trekkingowych w Karpatach rumuńskich (Góry Fogaraskie z Moldovenau 2544), góry dość ciekawe- nawet na górnych granicach wysokości
    podłoże bardzo miękkie z dużą absorpcją wody. Z racji tego, że lubię być upodlony przez Góry wybieram raczej jesienne miesiące….czyli jak Pan wie: mokro, zimno a że to Karpaty rumuńskie to do ciepłego łóżka też daleko.
    Obuwie, które świetnie sprawdzało się na innych wyprawach po prostu nie dawało rady. Cały dzień w wodzie po kostki…brnięcie przez kałuże lub gąbki mchu.
    Chodzenie zaś w temperaturach oscylujących w granicach 3-5 w mokrym obuwiu…
    Jakaś rada? 🙂

    1. Pierwsza rada jaka przychodzi mi do głowy – obuwie z membraną. Dobre obuwie z dobra membraną. Takie miałem szczęście nosić np. w dość wilgotnych warunkach Islandii i spisało się na medal. Używałem wtedy butów Aku Trekker Lite, ale każdy model dobrego producenta wytrzymałby podobną pogodę.
      Bywa jednak, że najlepsze buty nie wytrzymają wielodniowego wędrowania w wodzie, mokrej trawie i mchu. Wtedy pozostają inne patenty, np. skarpety z membraną.
      Czasem jednak sensownym rozwiązaniem jest po prostu przywyknięcie do mokrych nóg. Wełniana skarpeta nawet mokrą jesienią ochroni stopę przed wyziębieniem, a na biwaku jedną z pierwszych rzeczy jest zmiana skarpet na suche.
      Dostatecznie długi i mocny deszcz spowoduje przemoknięcie każdego buta, chronić przed nim można się tylko do czasu. Potem pozostaje mieć zapas suchej bielizny na wieczór i noc, i korzystanie z niej do czasu przyjścia dobrej pogody – lub wyschnięcia gdzieś pod dachem.

      1. Odnośnie mokrych stóp. W książce 'sztuka MINIMALIZMU w podróży’ podobno krem do stóp z sylikonem pomaga, można długo chodzić z mokrym stopami. Jutro wypróbuj, znalazłem krem z sylikonem i gliceryna, zobaczymy jak się spisze 🙂

  5. Dzięki za odpowiedź 🙂 Buty miałem wydaje mi się, że dość dobre- Salewa rapace gtx, skarpety zawsze wełna…podczas chodzenia jednak mieliśmy pięć dni deszczu, wydaje mi się, że pozostaje w takich warunkach tylko przywyknięcie do mokrych nóg 🙁 pozdrawiam serdecznie

  6. Wszystko to prawda. Chodzę bardzo dużo i od dawna po górach, corocznie obchodzę wszystkie nasze i część Słowackich tak powyżej 5 tyś km rocznie. Zabieram ze sobą około 4kg wszystkiego co na sobie i ze sobą oraz 2kg jedzenia i 0,5 do 1kg wody. Śpię najczęściej w terenie, gotuję w terenie. Przeważnie jeśli już kogoś spotkam to bierze mnie za miejscowego albo myśliwego a nie za turystę. Kiedy mówię skąd i dokąd idę zawsze pada jedno pytanie „z tym?”. Zauważyłem że wielu ludzi nie dowierza bo stara się dopasować swoje własne style i sposoby podróżowania do zabrania mniej gratów i oburzają się bo nie potrafią tego dopasować. Bo nie da się dopasować. To wymaga zmiany całkowitej w podejściu do turystyki. Nawet kilka komentarzy wyżej ktoś się posłużył takim swoim paradygmatem że gdzieś trzeba dojść i że może być zamknięte. To on musi dojść ze swoim wielkim plecakiem. Ja śpię tam gdzie mnie noc zastanie, nigdzie nie dochodzę. Tak samo mogę usiąść gdzieś i napawać się wrażeniami ile zechcę a jak mi się nie spodoba to idę wiele kilometrów dalej bo mogę nie bo muszę. Z wagą i cenami to jest tak: jeśli w ogóle biorę plecak to waży poniżej 200g kosztował 15zł i 4h zabawy w projektanta i szwaczkę. Ile waży „typowy” 2kg? 3kg? A ile kosztuje? Mój jest wodoszczelny. A ten fabryczny chyba nie? .Buty 200g a Twoje?, Kuchnia i naczynia 200g, spanie (hamak i plandeka) 500g. A Twoje? … itd. da się? Da się! Jeśli ktoś rocznie przejdzie w czasie urlopu nawet wszystkie 14 dni to może sobie dźwigać i 40 kilo jeśli chce. Ja nie mogę sobie na to pozwolić i nie chcę. Muszę mieć rzeczy lekkie, tanie i niezawodne i takie mam. Większość zrobiłem sam albo kupiłem za grosze. Aczkolwiek ostatnio nabyłem też kilka luksusów 😉 ale nie musiałem tylko chciałem je mieć.

    Jeszcze niedawno, nasi dziadowie jeśli mieli gdzieś iść to szli tak jak stali z tym co mieli w kieszeniach, często bez butów, derkę do spania to mieli ci bogatsi, wodę pili po drodze z rzeki albo czyjejś studni… i jakoś przeżyli. Bez gpsów, gsemów, bez technologicznych „niezbędnych” gratów za grube tysiące … chyba więc to wszystko jednak nie jest aż takie niezbędne? Im bardziej ktoś się boi tym łatwiej mu sprzedać dużo drogiego szajsu który ma rzekomo zapewniać bezpieczeństwo. Nic go nie jest w stanie zapewnić. Pomocne w każdej sprawie mogą być jedynie uważność, myślenie i doświadczenie. A to ostatnie nie bierze się z tkwienia przed monitorem.

    Co do wody w butach to nie umrzesz jak będziesz mieć mokre nogi i będziesz w ruchu. Trzeba mieć zapasowe i suche skarpety na postoje i na nocleg (wystarczy jedna sztuka do wszystkiego). Jeśli nie będziesz osuszał nóg co kilka godzin to do wieczora się zrobią takie pomarszczone i białe, na granicy martwicy ale nie umrzesz od tego. I ja bym szedł w lekkich siatkowych butach które szybko wyschną. Każde z wyjątkiem gumofilców przemiękną ale w nich się nie najlepiej chodzi . Kiedy wychodzę i wracam zazwyczaj jest śnieg wtedy przydaje się tania neoprenowa skarpeta, taka wędkarska. W niej jest mokro od potu ale ciepło. Zasada ta sama, na postoju zakładasz suche skarpety i wietrzysz nogi żeby trochę obeschły. Przed wymarszem suche skarpety zdejmujesz i chowasz, zakładasz te mokre i w drogę.

    1. super ciekawy wpis! Chętnie poczytałbym więcej o Twojej filozofii wędrowania, Sławek. Napiszesz szerzej o swoim sprzęcie i procesie decyzyjnym (i produkcyjnym ;-)), który za nim stoi? Z góry dzięki!

  7. Witam,
    Widzę, że nabywane doświadczenie prowadzi nas w tym samym kierunku:) W góry jeżdżę praktycznie „od zawsze” i pierwsze wyjazdy kojarzą mi się z plecakiem, który aby założyć na plecy musiałem stawiać najpierw na jakimś podwyższeniu 🙂 W chwili obecnej, oprócz letnich wypadów realizujemy z kolegą taki nasz projekcik zimowy polegający na przejściu całej polskiej południowej granicy zimą. Zazwyczaj 4 dni w terenie, w tym roku planujemy 5 dni. Tak jak piszesz, filozofia „light&fast” również w naszym przypadku sprawdza się znakomicie! Co roku optymalizujemy sprzęt, nie dość, że osobiście to jeszcze pomiędzy sobą. O ile plecak, który podczas pierwszego wypadu 4 lata temu był jeszcze klamotem wypchanym wszystkim co może, mogłoby, „a nuż się przyda” sprzętem, to teraz bardziej przypomina sensowny, zwarty bagaż, którego najcięższą częścią jest jedzenie, którego codziennie ubywa i… jest to wspaniałe uczucie pod koniec wędrówki 😀 Oczywiście nie rezygnujemy ze sprzętu, który musi być zdublowany ze względów bezpieczeństwa, czapki, rękawice, etc. Ale cała reszta to już naprawdę daleko posunięty minimal, który razem z jedzeniem wazy nie więcej niż 13-14 kg (plus rakiety śnieżne). W tym roku traska Komańcza-Ustrzyki Górne, startujemy 14 stycznia, już nie mogę się doczekać:)

  8. Mam jedno pytanie do tego wszystkiego -jaki plecak zabrałeś na Via Alpina? pytam bo akurat w tej kwestii mam dylemat pomiędzy lekki a komfortowy 🙂 Wybieram się za kilka dni na Sentiero Roma i chyba wezmę ciut za duży ale wygodny Deuter ACT lite 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *