21 kwietnia, niemal 2 miesiące po wyruszeniu, zakończyłem Izraelski Szlak Narodowy. Rozpoczęty nad Morzem Czerwonym, liczył nieco ponad 1 000 km. Taki dystans zazwyczaj przechodzę w około miesiąc, Izrael był jednak szczególny. Na znacznej części szlaku dzienne przebiegi były małe, wędrówkę przerwałem też dwoma długimi postojami w Jerozolimie i Tel Awiwie. Ostatecznie marsz przez całość tego kraju zajął mi 41 dni.
Plan
Wyjeżdżałem na Bliski Wschód mając w planach przejście Izraelskiego Szlaku Narodowego oraz palestyńskiego szlaku Abrahama. Chciałem, by wędrówka po obu stronach muru bezpieczeństwa była też drogą do poznania obu narodów i konfliktu, jaki je podzielił. Oprócz samego przejścia kraju, chciałem dotknąć tego, co ukrywa się pod powierzchnią regionu, „społecznego miąższu”, ludzi, ich historii, wzajemnych stosunków. Chciałem wysłuchać ich wersji historii, by móc złożyć na koniec własny obraz Ziemi Świętej. Na koniec – chciałem po prostu przejść te miejsca dla własnej ciekawości. Tej samej, która skłania mnie do szukania szlaków lub wyznaczania nowych.
Przejście Izraela
Przeszedłem pieszo Izrael, pokonując najdłuższy szlak tego państwa. Na długi czas zatrzymałem się w Jerozolimie, chcąc poznać miasto i poczuć atmosferę uniesienia, jakie je wypełnia. Spędziłem w nim znacznie więcej czasu, niż planowałem, mimo to poznałem zaledwie skromny jego wycinek. Coś sprawiało, że zamiast odwiedzać nowe miejsca, codziennie wracałem do tych samych, na nowo przyglądając się ludziom, których sprowadza tam wiara. W Jerozolimie to nie historia ani dobra kultury, ale wierni pod Ścianą Płaczu, w Bazylice Grobu czy na Górze Syjon byli tym, co zatrzymywało mnie na całe dni.
Dzięki gościnności i wsparciu Abraham Hostels mogłem zatrzymać się w Jerozolimie nie obawiając się o koszty noclegu. Ich wsparcie, niezwykle cenne, pozwalało skupić się na zdjęciach i filmowaniu. A dzięki bezinteresownej pomocy Abraham Tours mogłem dotrzeć w rzadko odwiedzane miejsca Zachodniego Brzegu i spotkać się z Palestyńczykami oraz izraelskimi osadnikami, mieszkającymi tam. Nie starczyło mi czasu, by przejść Szlak Abrahama. Mimo to, po kilku dniach spędzonych w Betlejem, Ramallah, Jerycho i Hebronie, wróciłem mając w głowie zupełnie inny, obraz konfliktu, bogatszy i bardziej złożony.
Wyjeżdżałem na Bliski Wschód przygotowany teoretycznie. Mimo to pobyt tam przewartościował wiele spraw. Pokazał, że uproszczony obraz „okupant-okupowany” lub „napastnik-ofiara”, jaki wielu z nas ma w głowie, nie jest tak prosty. Odkryłem, że potrafię rozmawiać z Palestyńczykiem i izraelskim osadnikiem, z żydowskim ortodoksem i liberałem, z żołnierzem i działaczem na rzecz pojednania, i pozostawać otwartym na każdego z nich, bez oceniania. Krytycznie weryfikowałem ich historie, ale uznawałem, że każdy ma prawo do swojej opowieści. Do mnie należało złożenie ich w spójny obraz. I im więcej historii słuchałem, tym wyraźniej widziałem, że 2 miesiące na szlaku Shvil Israel to zbyt mało, by ułożyć w całość te wielowymiarowe puzzle. Już po kilkunastu dniach czułem, że muszę wrócić, spotkać kolejnych ludzi i dotrzeć w miejsca, które ominąłem. Owocem tego przejścia był więc plan, by wrócić tam i drążyć dalej. Tym razem na Terytoriach Palestyńskich i na Szlaku Abrahama, na Wzgórzach Golan i szlaku Golan Trail, i w paru innych miejscach, których w tym sezonie zabrakło.
Wylatując w lutym do Izraela, nosiłem w sobie nieśmiałą myśl o przywiezieniu stamtąd kolejnej książki. Szybko pojąłem jak naiwna ona była. Izrael to miejsce zbyt skomplikowane, by poznać je tak szybko. I dlatego już teraz planuję drugi pobyt w tym miejscu.
Ale przejście Izraela to nie tylko historia i polityka. To także kawał genialnego trekingu przez setki kilometrów zmieniających się krajobrazów. Izrael ma długość niespełna 500 km, jednak bardzo kręty przebieg szlaku wydłuża trasę do ponad 1 000, prowadząc przez wszystkie strefy klimatyczno-przyrodnicze kraju.
Izraelski Szlak Narodowy – wędrówka
Południe i pierwszy etap Shvil Israel to „mocne uderzenie”, 3 tygodnie i około 400 km marszu przez pustynię Negev. Myślałem, że Iran przygotował mnie do takiej wędrówki. Myliłem się. Piękno tamtejszych krajobrazów jest nieporównywalne z niczym, co do tej pory widziałem. Kolory i formy pustyni to nieskończony kalejdoskop, codziennie zaskakujący czymś nowym. Marsz tamtędy to także spore wyzwanie logistyczne, 2-dniowe odcinki bez wody są bowiem normą, a dźwiganie zasadniczego bagażu plus 6-8 litrów wody i 2-3 kg jedzenia, w temperaturach sięgających 30 st., oznacza spory wysiłek. Mimo zmęczenia nie żałowałem jednak ani dnia na Negevie i tę pierwszą część szlaku uważam za najpiękniejszą. Pustynia daje coś jeszcze: to wieczory na pustynnych biwakach, spędzane w towarzystwie regularnie spotykanych ludzi, którzy szybko stają się Twoimi znajomymi. To poczucie wspólnoty, w zestawieniu z pustką dokoła, tworzyło prawdziwą więź między nami.
Za Aradem pustynia kończy się gwałtownie. Kolejnych 5-6 dni to marsz wśród lasów i pól, niekiedy na wyciągnięcie ręki od muru bezpieczeństwa, odgradzającego Terytoria Palestyńskie. To także więcej ludzi na szlaku, aż do osiągnięcia przedmieść Jerozolimy. W starej stolicy porzuciłem na pewien czas marsz, by zacząć wędrować uliczkami Starego Miasta i towarzysząc wiernym.
Dalej 3-dniowy odcinek prowadzi do Tel-Awiwu i nad Morze Śródziemne. W tym miejscu moje przejście straciło swój rozpęd. Wywołały to zmęczenie oraz zmiana otoczenia. Choć w wielu miejscach ładny, odcinek prowadzący wybrzeżem wspominam jako męczące kluczenie. Wpływ na to miała z pewnością kontuzja stopy, która dokuczała mi już do końca. Kilka kolejnych dni pamiętam jednak jako monotonne i niewiele wnoszące wędrowanie poboczami autostrad oraz wyszukiwanie źle oznaczonej ścieżki wśród chaszczy. Oznaczało to apatię, a ból stopy dodatkowo wymuszał skupienie na maszerowaniu, zamiast na otoczeniu.
Zmieniło się to w dniu wejścia w Góry Karmel i do Galilei. Tam, choć czasem mijałem miasta i nitki ekspresówek, wróciłem na prawdziwy szlak. Etapy dzienne wydłużyły się, a wędrówce towarzyszyła dowolność, nie byłem bowiem ograniczony dostępnością wody. Im dalej na północ, tym częściej ścieżka schodziła między rzadko uczęszczane doliny, w głębokie kaniony, na wysokie szczyty. Pod koniec kwietnia północny Izrael wybucha wiosną, jest to też dobry moment na zakończenie marszu, któremu towarzyszą już upały. Ostatni dzień to wędrówka w pobliżu granicy libańskiej, z widokiem na Wzgórza Golan i górę Hermon, aż do kibucu Dan.
Co dalej?
Początek i koniec szlaku to dość pesymistyczna klamra. Startując znad Morza Czerwonego widzisz zasieki na granicy z Egiptem. Kończąc na północy, docierasz do podobnych zasieków libańskich. W połowie drogi mijasz mur oddzielający Terytoria Palestyńskie. Nie warto jednak myśleć o tym miejscu wyłącznie jako arenie konfliktów. Izrael to piękne i bardzo różnorodne miejsce, wymarzone do przemierzania pieszo. A wędrówkę wspierają napotykani ludzie. Mimo granic i konfliktów jest coś, co łączy Izrael oraz jego sąsiadów: to typowo bliskowschodnia gościnność, której sam wielokrotnie doświadczyłem.
Będąc w Izraelu dostrzegłem, że podświadomie wracam na Bliski Wschód. Po pobycie w Turcji, Libanie i Syrii w 2010 r., wizycie w irackim Kurdystanie oraz dwóch podróży przez Iran, to mój kolejny kraj w tym regionie. Pociągają mnie miejsca skupione wokół wiary, a także zagmatwane, niejednoznaczne, czasem uwikłane w konflikty. Chcę poznać i zrozumieć Bliski Wschód być może dlatego, że to, co wydarza się tutaj, ma wpływ na znaczną część świata. Ten niewielki region może kiedyś okazać się osią, wokół której obróci się nasza cywilizacja. Konflikty tlące się tutaj, odczuwalne są w niemal wszystkich częściach globu.
Potrzebuję czasu, by uporządkować gigabajty zdjęć i filmów. Zwłaszcza te ostatnie chciałbym wykorzystać, tworząc opowieść o tej wędrówce. To jednak będzie musiało poczekać. W ciągu najbliższych kilku tygodni pojawi się tu 2-częściowe podsumowanie Izraelskiego Szlaku Narodowego i recenzje sprzętu, jakiego używałem. Potem zaś czekają intensywne lato i jesień.
Choć wędrowałem przez Izrael samotnie, wyprawa taka nigdy nie jest prawdziwie samotna. Jeszcze przed wyjazdem wielką pomoc otrzymałem od moich partnerów sprzętowych. Bardzo dziękuję wszystkim, bo dzięki Wam nie musiałem martwić się o stronę techniczną przedsięwzięcia. Podziękowania przede wszystkim dla 8a.pl, za wyposażenie w najlepszy możliwy „hardware”. Dla Cumulusa, za ultralekki śpiwór. Dla Olympus Polska, za możliwość skorzystania ze świetnego obiektywu z serii PRO. Dla Abraham Hostels – bez nich pobyt w Jerozolimie nie byłby tak owocny. Dla Abraham Tours, za możliwość spojrzenia na Izrael i Palestynę od nowej strony. Wszystkim ludziom spotkanym na szlaku, za wsparcie i wspólną drogę. Oraz szczególnie dla Sary i Sefiego, moich gospodarzy w Tel Awiwie, za WIELKĄ pomoc, dach nad głową, wspólną Paschę i cierpliwość.
Jak przejść Izrael? Czego wymaga Izraelski Szlak Narodowy? O tym przeczytasz już za kilka dni. Ewentualne pytania możesz zostawić w komentarzach poniżej.
7 odpowiedzi
Wspomniałeś Łukasz o kontuzji stopy ,którą podleczyłeś, ale i tak dokuczała Ci do końca szlaku.Myślę że po powrocie zasięgnąłeś fachowej pomocy i pozwoliłeś odpocząć stopom.Warto by było napisać poradnik na temat regeneracji po tak długich wędrówkach.To tylko takie moje małe spostrzeżenie.Dużo zdrowia.
Dzięki za sugestię. Tak, planuję taki tekst, może więcej niż jeden.
Piękny tekst.
Ciekawa jestem przemyśleń dotyczących tej wyprawy i konkretnie też całej trasy i tego co po kolei się działo.
Upajające zanurzenie w przyrodę jest dość łatwe i zrozumiałe dla większości ludzi – wystarczy trochę obycia wycieczkowego i pokonania podstawowych spraw technicznych. „Skorzystanie” z dostępnego zanurzenia kulturowego, zwłaszcza zanurzenia głębszego, wymaga już znacznie poważniejszego wcześniejszego przygotowania. Inaczej człowiek może odbić się od tego wszystkiego jak piłka od muru zbudowanego między Izraelem a Palestyną. Pytanie, czego tak naprawdę się szuka i jak głęboko ma się odwagę sięgnąć. To pytanie o istotę podróży i jej rzeczywistego znaczenia w kontekście Pielgrzymowania po ścieżkach prowadzących do Jestem-Który-Jestem (Wj 3,14).
p.s. Zdjęcia spod Ściany Płaczu z ukrycia? 🙂
Ja może spóźniony, ale chciałbym zapytać, ile Ci zeszło na odcinek od wybrzeża do Dan? Dwa tygodnie?
Z Tel Awiwu przez wybrzeże i Galileę – tak, trochę więcej niż 2 tygodnie.