Grzbietem każdego polskiego łańcucha górskiego przebiega główny szlak, zawsze czerwony, łączący różne pasma górskie. Mamy więc Główny Szlak Beskidzki (500 km) i Sudecki (440 km). Oraz „najkrótszy z najdłuższych” – Główny Szlak Świętokrzyski, liczący 105 km. Łączy kilka pasm tych gór, przechodząc przez najwyższe wierzchołki i ważne kulturowo miejscowości.
Czy wędrując na długi dystanse warto zwracać uwagę na tak krótkie trasy? Na pewno. W końcu organizm każdego potrzebuje treningu. Po zimowym zastoju najlepiej ruszyć w krótszą trasę, zanim porwiesz się na coś większego. GSŚ to idealny sprawdzian kondycji, umiejętności i sprzętu przed poważniejszymi przygodami. A także opcja dla tych, którym brakuje czasu na dalsze wypady. Położony 4 godziny od Warszawy i 3 od Krakowa, wydawał mi się idealny właśnie w takim celu. Odległość do przejścia to 105 km. Wartość ta różni się nieco zależnie od źródła, pomiary GPS pokazują jednak mniej więcej tyle. To idealny dystans na 3-dniowe przejście, przy założeniu dość spokojnego marszu po 10 godzin na dobę. Planując je uznałem jednak, że chciałbym spróbować nieco szybszego tempa. Nie z powodu ambicji, ale ciekawości, jakie dzienne odcinki są dla mnie możliwe, przy wędrówce „na lekko”. Chciałem też, by był to test nowych elementów wyposażenia przed sezonem letnim. Tym razem była to wycieczka w stylu „ultralight”. Masa bagażu, bez wody i jedzenia, wyniosła 4 kg.
Nie zamierzałem zamieniać wycieczki w ultramaraton. Możliwe byłoby zrobienie całego szlaku w jednym ciągu, w czasie poniżej jednej doby. Nie czułem się jednak gotowy na taki wysiłek, nie zależało mi też bardzo na wyniku. To miał być test przed dłuższymi wędrówkami na lekko.
Jadąc w Góry Świętokrzyskie nastawiłem się na 2 biwaki oraz 12-14 godzin szybkiego marszu między nimi. Zrezygnowałem ze sprzętu do gotowania, pojawiając się na starcie z 1,5 kg zapasem kalorycznego jedzenia i 1 l butelką wody. W plecaku znalazły się: mata, śpiwór, aparat, dodatkowe ubrania, zapasowe skarpety, scyzoryk, mała apteczka, mapa, kompas i dokumenty.
Główny Szlak Świętokrzyski – dane podstawowe:
- początek – wieś Gołoszyce k. Opatowa
- koniec – wieś Kuźniaki (gm. Strawczyn)
- odległość – ok. 105 km
- suma podejść – 2800 m
- czas – 24-30h
Dojazd
Idąc w kierunku na zachód za początek szlaku przyjąłem Gołoszyce. Dojazd z Warszawy do tej małej wsi jest dość prosty – około 3 h bezpośrednim autokarem, zatrzymującym się w Opatowie, po czym przesiadka i 15 min jazdy lokalnym autobusem. Startując o 9 rano ze stolicy, o 13 z minutami stanąłem na szlaku. Łatwy dojazd będziesz mieć także startując z Krakowa, Rzeszowa czy niezbyt odległego Lublina. Podróż z dalszych regionów Polski może wymagać przesiadki w Kielcach, jazdy do Opatowa i cofnięcia się do Gołoszyc.
Powrót z końcowego punktu szlaku zapewnia bezpośredni mikrobus do Kielc. Oczywiście taki plan można odwrócić, startując w Kuźniakach. Nie ma to znaczenia dla trudności trasy.
Mapy i przewodniki
Przewodnik jest kompletnie zbędny, chyba, że interesują Cie szczegółowe informacje dotyczące mijanych miejsc. Jeśli nie – zostaw książkę w domu. Do nawigacji używałem zwykłej mapy Gór Świętokrzyskich 1: 75 000 i małego kompasu. Przebieg Głównego Szlaku Świętokrzyskiego zmieniał się nieznacznie na przestrzeni ostatniej dekady. Zwracaj uwagę na znaki, gdy korzystasz, jak ja, ze starszej wersji mapy. Na arkuszach sprzed 2010 roku jego przebieg w kilku miejscach może być zaznaczony nieco inaczej niż w rzeczywistości. Nie są to jednak duże korekty, różnice nie przekraczają nigdzie kilkuset metrów.
Przebieg szlaku i podział na pasma
Główny Szlak Świętokrzyski łączy 5 pasm. Nazwanie ich „górskimi” jest trochę nadużyciem, choć miłośnicy regionu obraziliby się za to stwierdzenie. Realnie „górski” klimat, w moim odczuciu, mają tylko dwa pierwsze pasma, przekraczające 500 metrów i pokryte lasami: Jeleniowskie i Łysogóry. Pozostałe trzy mają charakter wzgórz, często przeplatanych wsiami. Z wyjątkiem najwyższego pasma, zdobywanie wysokości nie będzie prawie żadnych wyzwaniem. Na GSŚ kluczowa jest odległość i rozplanowanie dziennych odcinków.
1. Pasmo Jeleniowskie
Początek tego pasma to Gołoszyce. W centrum wsi znajdź zjazd w boczną drogę na Żerniki. Po północnej stronie asfaltu, ok. 100 m na wschód, znajduje się na drzewie pierwszy znak szlaku i początek Twojej drogi. Nieco dalej, tuż za drogowskazem, znajdziesz zniszczoną mapę z siecią okolicznych szlaków. Po przejściu asfaltem ok. 1 km na zachód zobaczysz aleję lipową i kamień z mosiężną tablicą, informującą o GSŚ. Aleja ta poprowadzi Cię na północ, w stronę lasu i niskich gór.
Ze wszystkich pasm świętokrzyskich, to Jeleniowskie ma w sobie najwięcej dzikości. Las, choć pocięty drogami, pozostał tu dość gęsty, na podobieństwo dawnej puszczy. Jest to też najbardziej pusty ze wszystkich fragmentów szlaku. Przez 20 km nie spotkasz na nim prawdopodobnie nikogo, ścieżka prowadzi dość czytelnie wzdłuż głównego grzbietu, nie schodząc do żadnej z miejscowości. Pierwszym wyraźnym wierzchołkiem pasma jest Truskolaska (448 m), za którą dość łagodna ścieżka prowadzi pod najwyższy Szczytniak (554 m). Za nim ścieżka, przez Jeleniowską, schodzi w kierunku małej wsi Paprocice. Całość Jeleniowskiego to około 5-6 h wędrówki i dystans 20 km.
2. Łysogóry
Najwyższe z pasm, kwintesencja Gór Świetokrzyskich i jedyny fragment objęty parkiem narodowym. Za Paprocicami, po przejściu niewielkiej Kobylej Góry, szlak wchodzi na szczyt Łysej Góry (595 m), do zabudowań słynnego klasztoru. Stamtąd krótki odcinek asfaltu prowadzi do wsi Huta Szklana. Za Hutą szlak nie wraca na główny grzbiet pasma, w głąb parku, ale wiedzie jego skrajem do wsi Podlesie. GSŚ omija wieś od południa, choć na starszych mapach możesz znaleźć inny jego przebieg – tu warto kierować się znakami i to jedyne miejsce, w którym przypadkowo zszedłem ze szlaku, już w ciemnościach.
Za Kakoninem ścieżka wraca na teren parku narodowego, osiąga grzbiet Łysogór koło charakterystycznej kapliczki i prowadzi około godziny na zachód ku wierzchołki Łysicy (612 m). Z niej długie zejście, początkowo po mało przyjaznych kamieniach, do wsi Św. Katarzyna, skąd asfaltem wspina się na południe, ku wsi Krajno.
Dalej Główny Szlak Świętokrzyski traci swój górski charakter. Właściwie to tu kończy się najpiękniejszy i najbardziej pusty odcinek wędrówki, dalej góry Świętokrzyskie stają się niższe i właściwie przestają być górami. Szlak zaczyna często przebiegać przez wsie. Za Krajnem czeka Cię 30-minutowy marsz asfaltem, a następnie przez łąki i zagajniki na Radostową (451 m), za którą schodzisz do doliny Lubrzanki i dalej w Pasmo Masłowskie. Ten odcinek Łysogór to 7-8 h i 30 km.
3. Pasmo Masłowskie
W Pasmie Masłowskim czeka Cię podejście na najwyższą Klonówkę (473 m) do Diabelskiego Kamienia, skały wieńczącej szczyt wzniesienia. Po około 2h odcinku przez las ścieżka prowadzi Cię do Masłowa, skąd przez Domaniówkę schodzisz do drogi 73 na przedmieściach Kielc. Przecinasz niewielki kompleks leśny i wiaduktem – służącym też za przejście dla zwierząt – przechodzisz nad krajową „siódemką”, za którą lokalna droga wyprowadza na wzgórze Sosnowica.
Patrząc na ukształtowanie terenu między Krajnem, a przedmieściami Kielc, trudno oprzeć się wrażeniu, że ten odcinek szlaku jest jego najsłabszym punktem. Poprowadzony często przez wsie, przecina dwie duże drogi, a lasy jakie mija są dość mało atrakcyjne. Tymczasem kilka kilometrów na północ znajduje się zalesione i praktycznie niezamieszkałe Pasmo Klonowskie. Przejście go byłoby dużo przyjemniejsze, żadną sztuka nie byłoby wyprowadzenie tego szlaku w stronę Kielc, by kontynuować go dalej na zachód. Dlaczego po zejściu z Łysicy nie poprowadzono go tamtędy? Poprowadzony przez lasy, zamiast przez liche monokultury sosnowe i asfalt, wśród zabudowań, Główny Szlak Świętokrzyski zyskałby zdecydowanie. Na szczęście jest to fragment najkrótszy: 19 km i 5 h marszu.
4. Wzgórza Tumlińskie
Dość długie, ale łagodne zejście z Sosnowicy prowadzi do wsi Węgle. Tu zaczyna się 2-km fragment asfaltu, za którym ścieżka wspina się do rezerwatu Kamienne Kręgi. Za nim GSŚ zaczyna mocno kluczyć wśród lasu, powodując dezorientację – chwilami zwraca dokładnie na wschód, skąd przyszedł, zataczając duże pętle w okolicy Wykleńskiej (401 m), najwyższej w tym paśmie. Także i tu jego przebieg może być inny, jeśli używasz starszej mapy. Trzeba jednak zaufać znakom, prowadzą one bezbłędnie do wsi Miedziana Góra. Stamtąd, mijając kamieniołom w Ciosowej, GSŚ wspina się na szczyt Ciosowej (na starszych mapach szlak biegnie asfaltem, u jej podnóża) i schodzi do doliny Bobrzy. Przejście Wzgórz Tumlińskich to 22 km i około 5 h.
5. Pasmo Oblęgorskie
Godzinne podejście asfaltem wyprowadza pod szczyt Baraniej. Tu Główny Szlak Świętokrzyski odzyskuje swój górski charakter. Wędrujesz tu przez kilka zwartych i ładnych kompleksów leśnych na zboczach Siniewskiej i Perzowej. Szlak mija ten ostatni szczyt, po czym schodzi do wsi Kuźniaki. Zabudowania zaczynają się krótko po wyjściu z lasu. Na skrzyżowaniu znajduje się tablica, znacząca koniec szlaku, a po drugiej stronie drogi – stary piec hutniczy, któremu wieś zawdzięcza nazwę.
Ten ostatni odcinek szlaku, pusty i zalesiony, może być też ładnym fragmentem na rozpoczęcie wędrówki, jeśli wybierzesz kierunek na wschód. Przejście ostatniego z pasm to krótkich 14 km i ok. 3,5 h.
W Kuźniakach Góry Świętokrzyskie się nie kończą. Dalej zna zachód znajduje się niewielkie Pasmo Dobrzeszowskie, a jego grzbietem prowadzi niebieski szlak z centrum wsi, do której właśnie dotarłeś/aś. To kolejny punkt, który zmodyfikowałbym w przebiegu GSŚ. Wystarczy przedłużyć ścieżkę o kilka łatwych kilometrów, by szlak spiął faktycznie CAŁĄ długość Gór Świętokrzyskich. Czemu tego nie zrobiono?
Czas przejścia
Powyższe czasy podałem przy założeniu, że wędrujesz z przeciętna prędkością i małym bagażem. Będą one odpowiednio wyższe dla osób idących na „ciężko” (ze sprzętem biwakowym i kuchennym) i niższe dla „szybkobiegaczy”, którzy skrócą ten czas nawet o 1/4.
Na ile zaplanować przejście GSŚ? Wariant 1-dniowy pomijam, to wyzwanie dla ludzi pewnych swoich sił, choć wykonalne. O ile nie jesteś ultramaratończykiem możliwe są aż 4 warianty, od 2- do 5-dniowego.
2 dni
Wariant, który wybrałem. Zaczynając przejście około 14.00, ukończyłem je po niespełna dwóch dobach, o 9.00 rano. Całość zajęła mi około 24 godzin ciągłego marszu (10 h + 12 h + 2h). W moim wariancie noclegi wypadły w Kokoninie (pasmo Łysogór) i na szczycie Baraniej (pasmo Oblęgorskie). Jeśli celujesz w 2 dni, wyjdź na szlak wcześnie rano, by po 12-14 godzinach od opuszczenia Gołoszyc znaleźć się w masywie Radostowej. Wypada on dokładnie w środku Głównego Szlaku Świętokrzyskiego. Tu zanocujesz w deszczochronie na szczycie lub drugim, poniżej, w dolinie Lubrzanki i kolejnego dnia wieczorem dotrzesz do końca. Taki scenariusz wymaga marszu z lekkim bagażem, najlepiej poniżej 6-7 kg.
3 dni
Dla „sprawnych, ale normalnych”. Pierwszy dzień przeznacz na przejście Pasma Jeleniowskiego i części Łysogór. Zanocuj w Kakoninie. Drugiego dnia przejdź Łysicę, Radostową i Pasmo Masłowskie. Zanocuj w okolicy wsi Wilków – może to być sama wieś lub kompleks leśny na wschód od niej – po drodze znajdziesz tam deszczochron. Trzeciego dnia, przez dwa ostatnie pasma, dotrzesz do Kuźniaków.
4 dni
Dla spokojnych i ceniących zwiedzanie. To noclegi można zaplanować w: 1) Nowej Słupi lub Hucie Szklanej, 2) Masłowie i 3) Miedzianej Górze. Dzienny dystans wyniesie około 25 km, do osiągnięcia przez zdecydowaną większość turystów. Zaletą tego wariantu jest możliwość zwiedzania pobocznych atrakcji i oparcie noclegów o kwatery prywatne.
5 dni
Dla kontemplujących i lubiących wolne przemieszczanie się. Możesz zabrać sprzęt biwakowy i spać niemal gdziekolwiek, robiąc przystanki po ukończeniu każdego z pasm. Możesz też wybierać między spaniem w namiocie i pod dachem.
Sprzęt
Możesz wybrać między stylem „ultralight”, a taszczeniem całego gospodarstwa. Ja wybrałem to pierwsze. Nie oznacza jednak, że musi to być lepsze – każdy ma prawo do własnego tempa.
Poza ubraniami niesionymi na sobie, mój bagaż zmieścił się do plecaka Salewa Apex 22. To idealny model na takie wypady „na lekko”, a przy tym wciąż dość wygodny, by przenieść 6-8 kg.
Moją „sypialnią” był śpiwór Cumulus X-lite 200, model bez kaptura, z suwakiem. Spersonalizowany – przedłużony 1 komorę i pokryty wodoodpornym Pertex Endurance. Przy wadze 549 gramów jest najlżejszym i najbardziej pakownym śpiworem, jaki kiedykolwiek miałem. Uzupełniała go mata dmuchana Sea To Summit Ultralight. Cięższa od klasycznej karimaty (400 g), jednak bardzo pakowna, po zwinięciu mieści się do kieszeni, więc w małym plecaku była niewyczuwalna. Dzięki niej uniknąłem troczenia dużej maty za zewnątrz bagażu.
Zestaw ubrań, poza niesionymi na sobie, to cienka koszulka z merino, lekka bluza (Salewa Ortles Cubic) i bardzo lekka kurtka (Jack Wolfskin Exhalation, 300 g). Do tego czapka i zapasowe skarpety (Bridgedale Trailhead).
Buty – na taki szlak zdecydowanie niskie! Dlaczego – o tym pisałem przy okazji przejścia gór Iranu. Na GSŚ używałem podejściówek Salewa Mountain Trainer GTX.
Zrezygnowałem kompletnie ze sprzętu kuchennego – 2 dni każdy przeżyje na suchym prowiancie, a kubek, maszynka i gaz byłyby zbędnym balastem. Około 1,5 kg kalorycznego jedzenia wystarczyło na przejście GSŚ w całości. Wodę trzymałem w 1-litrowej, elastycznej butelce. Temperatury pod koniec maja były wysokie, a woda nie zawsze łatwa do znalezienia, w tej chwili wymieniłbym ją na 1,5 lub 2-litrowy camelbag, trzymany w plecaku i pozwalający na picie przez rurkę.
Apteczkę odchodziłem do minimum, zabierając jedynie plastry, bandaż elastyczny i środki przeciwbólowe. Taki zestaw ważył mniej niż 100g. Reszta to mała kosmetyczka, dokumenty, telefon i aparat fotograficzny. Łącznie sprzęt ważył około 4 kg + 2,5 kg wody i jedzenia. Choć przywiozłem ze szlaku trochę zdjęć, aparat na przyszłość zostawiłbym go w domu, a plecak stałby się o ponad 600 g lżejszy. Zrezygnowałbym też z koszulki merino i kurtki na rzecz lżejszej wiatrówki (oszczędność 250 g) i kilku małych drobiazgów, co zmniejszyłoby ciężar sprzętu do 3 kg.
Całości dopełniały kijki teleskopowe, których używałem na dłuższych zejściach i podejściach, Black Diamond Distance Carbon Z. Z pewnością nie tak mocne jak aluminiowe i dużo od nich droższe, ale idealne do szybkich przejść i biegów górskich. Przy swoich 300 gramach zdają się być wagi piórkowej.
Schronienie
Jeśli masz własny sprzęt biwakowy, jesteś panią/panem sytuacji. Szlak mija sporo miejscowości, nie w każdej znajdziesz jednak nocleg. Główny Szlak Świętokrzyski przecina lub przechodzi w bezpośredniej bliskości kilku miejsc, gdzie znajdziesz kwatery prywatne: Nowa Słupia, Huta Szklana, Święta Katarzyna, Masłów Pierwszy (kemping), Kielce (możesz dotrzeć z przedmieść do centrum i wrócić nazajutrz), Miedziana Góra.
Nawigacja
Bezproblemowa. Poza chwilowym zgubieniem szlaku w ciemności, nigdy nie miałem kłopotów z nawigacją. Oznakowanie całego GSŚ jest czytelne i gęste.
Jedzenie i woda
Idąc na szybko (wariant 2-dniowy) możesz pokusić się o zabranie całego jedzenia ze sobą. W innym przypadku bez problemu uzupełnisz je w kilku miejscowościach po drodze (Huta Szklana, Św. Katarzyna, Masłów, Wilków, Kuźniaki). Startując z Gołoszyc, zaopatrzenie zrób w Opatowie.
Woda na Głównym Szlaku Świętokrzyskim może być kłopotem. Na źródła natrafiałem schodząc z Jeleniowatego do Paprocic, na południowych stokach Łysogór i na zejściu z grzbietu Sosnowicy do Węgli. Przez miejscowości płyną rzeki i potoki, te jednak mogą być zanieczyszczone. W takich miejscach można prosić o wodę z domów.
Zima
Zima zmienia wszystko i nawet łagodne Góry Świętokrzyskie mogą pokazać wówczas pazur. Lasy, po dużym opadzie śniegu, mogą być trudne do przejścia. Otwarte pola i łąki Kielecczyzny potrafią chłostać lodowatym wiatrem. Nawigacja może być trudniejsza. Choć latem nadaje się dla początkujących, zimą Główny Szlak Świętokrzyski doradzałbym komuś, kto ma choćby niewielkie pojęcie o biwakowaniu zimą i jest przygotowany na złą pogodę. Tutaj komplet: nieprzewiewna kurtka + spodnie będzie często niezbędny.
GSŚ może być jednak ciekawą trasą dla kogoś, kto zaczyna długie wędrówki zimą. Łatwy teren i możliwość ucieczki do cywilizacji z dowolnego miejsca czyni z niego dobry poligon doświadczalny przed zimowym wyjazdem np. na dłuższy szlak w Beskidy.
Główny Szlak Świętokrzyski – czy warto?
Dla kogo jest ten szlak? Na pewno dla tych, którzy chcą zacząć przygodę z wędrowaniem na dłuższe dystanse. GSŚ to świetny wstęp do wędrówek po Karpatach czy Sudetach. To niezła trasa do sprawdzenia się, jak ja, w szybkim marszu „na lekko”. To dobre miejsce, gdy brak nam czasu lub funduszy na coś dalszego. I przygoda sama w sobie, w sam raz na długi weekend z dala od miasta.
29 odpowiedzi
Fajnie, że napisałeś ten tekst. Gdy go zapowiedziałeś zacząłem z niecierpliwością wyglądać publikacji na blogu. Dużo użytecznych informacji. Takie teksty pomagają planować przejścia innym. Fajnie na ich podstawie się robi taki mini bryk opisujący na co gdzie zwrócić uwagę na trasie.
Pozdrawiam
Wartościowe, ale mało zdjęć i mało informacji o ciekawych miejscach przy trasie (dla mnie tego nigdy dość). Zwłaszcza takich nieszablonowych…. no ale rozumiem, że minimalizm trenujesz też tnąc formę tekstu i ograniczając ilość zdjęć. Mam nadzieję, że chociaż wody dużo pijesz 😉
Pytanie o nawierzchnię:
szlak ten znam tylko z podejścia pod Łysicę – jak jest z pozostałymi fragmentami? Ubite leśne ścieżki czy kamienne schodki?
Zastanawiam się jak jest z jego przejezdnością na rowerze górskim. W sieci jest sporo relacji z wypadów rowerowych po GSŚ ale nigdzie nie ma informacji jaki % trasy trzeba przejść z rowerem na plecach.
Pozdrawiam
Moim zdaniem cały GSŚ można przejechać rowerem, pchając go na najbardziej stromych odcinkach. Jednym z nich będzie podejście pod Święty Krzyż, innym może być wejście na Łysicę z obu stron, podobnie na Radostową i Diabelski Kamień. To Łysogóry, pozostałe pasma są łagodniejsze i bardziej przejezdne. Oceniam, że co najmniej 90% całości powinno dać się przejechać, ale rowerzystą górskim nie jestem.
Na przekór dawnemu kursowi przewodnickiemu miejsca „kulturowe” właściwie omijam, skupiając się na wędrówce. Ale czasem wystarczy zajrzeć na tylną stronę mapy, do informacji krajoznawczych. Tym razem jednak skupiłem się na drodze i sprawdzeniu siebie.
Potwierdzam poza 4 miejscami całość przejezdna.
Choć sam osobiście widziałem jak dwójka rowerzystów WJECHAŁA do klasztoru od strony Nowej Słupi ale to już jest ekstraklasa i jechali na wyczynowo a nie z sakwami. 🙂
Cieszę się, że nie piszesz wyłącznie o egzotycznych miejscach, jak choćby góry Zagros, że potrafisz napisać ciekawy tekst o naszych swojskich Karpatach, a nawet Górach Świętokrzyskich. Widać dzięki temu, że woda sodowa nie uderzyła Ci do głowy po tym jak wydałeś dwie książki i zwiedziłeś miejsca niedostępne dla szarego człowieka. I dlatego Łukaszu pozostanę Twoim wiernym czytelnikiem 😉
„GSŚ to świetny wstęp do wędrówek po Karpatach czy Sudetach.” – jakbym słyszał zasłużonego działacza PTTK: najpierw jedziemy w Góry Świętokrzyskie, potem w Bieszczady, następnie…. aby wreszcie po 20 latach móc pojechać w Tatry 😉
A większość i tak robi odwrotnie, w klapkach na Giewont, a niskie góry odkrywają totalni wyrypiarze szukający spokoju i kontestujący folderowe destynacje 😉
Hehe, coś w tym jest, rację masz! I piszę to, mimo tego, że należę do PTTK 😉
Dobry i bardzo potrzebny tekst o nieco zapomnianym regionie naszego kraju. Mieszkam 2godz jazdy samochodem od Gór Świętokrzyskich, a jakoś do tej pory nie było okazji… Trzeba będzie to naprawić ? Łukaszu jakie plany na ten rok? Uchylisz rąbka tajemnicy?
Islandia pieszo, choć niestandardowym szlakiem. W ciągu tygodnia plan powinien się wyklarować do końca, bo jak to często bywa, dużo rzeczy robię na ostatnią chwilę.
Tekst jak znalazł, bo wybieram się z moim Synem 12 letnim i bardzo mało informacji o tym szlaku znalazłem, a tu proszę 🙂
Dobry, wartościowy artykuł. Być może dzięki niemu chociaż trochę Góry Świętokrzyskie przestaną być postrzegane jako góry tylko dla koneserów. Sam dokładnie miesiąc temu pokonywałem ten szlak, dlatego fajnie i z takiej perspektywy przeczytać Twoje wskazówki. Szkoda, że nie miałem ich przed przejściem 😉
Skupiłeś się na trasie ze wschodu na zachód. Osobiście polecam też wariant w przeciwnym kierunku – z Kuźniaków do Gołoszyc. Na miejsce startu można się łatwo dostać np. komunikacją podmiejską z Kielc bezpośrednio do Kuźniaków (w weekend) lub do odległego o ok. 3,5 km Huciska (ok. 0,5 godz. jazdy), a z Gołoszyc chyba najprościej jest wydostać się PKSem do Opatowa. Napisałeś, że: „GSŚ to idealny sprawdzian kondycji, umiejętności i sprzętu przed poważniejszymi przygodami” to też i sam tak zrobiłem. Planując przejście GSB i chcąc przetestować sprzęt, wybrałem się na „ciężko” i przekonałem się jak wiele rzeczy okazało się zbędnych 😉 Tym razem padło przede wszystkim na sprzęt kuchenny. Pomimo tylu widocznych na mapie odcinków asfaltowych i miejscowości na Głównym Szlaku, okazało się, że ze sklepami, czy zdobyciem wody wcale nie jest tak kolorowo (czego nie ułatwiały codzienne wczesne wyjścia na szlak). Trasę zaplanowałem na 2,5 dnia wędrówki i cel udało się zrealizować. Te dwie noce spędziłem pod namiotem w Dąbrowie-Łąkach i w okolicach Trzcianki (zaraz za granicą ŚPN). Fajną sprawą są właśnie szlakowe, mosiężne tablice, których można trochę spotkać na trasie. Z nawigacją także nie miałem problemów, może poza, ostatnim dla mnie, Pasmem Jeleniowskim ze względu na wycinkę lasu, dużą liczbę odchodzących od szlaku ścieżek, rozjeżdżanych przez cięższe pojazdy. A może po prostu upał, brak wody i przez to chęć jak najszybszego dotarcia do cywilizacji dały się we znaki… 😉 Widać, że znakarze zadbali ostatnimi czasy o odmalowanie szlaku. Jestem jak najbardziej za tym, żeby zmodyfikować nieco przebieg GSŚ. Asfalt jednak momentami daje się we znaki i po prostu irytuje. Tym bardziej, gdy ma się świadomość, że równie dobrze można byłoby spokojnie iść praktycznie w tym samym kierunku leśnymi ścieżkami.
Co do ciekawych miejsc na trasie GSŚ polecam także relacje innych blogerów (mam nadzieję, że nie obrazisz się Łukaszu 😉 ):
http://tomek17071990.blogspot.com/2013/09/szlak-czerwony-im-edmunda-massalskiego.html
http://ginvilla.blogspot.com/2014/08/gowny-szlak-swietokrzyski-2014-wstep.html
Ew. z technicznego punktu widzenia jeszcze:
http://szlak.info/2012/04/glowny-szlak-swietokrzyski/
Jestem ciekaw, kto w ogóle dotarł do końca moich rozważań, ale chciałem się nimi podzielić.
Pozdrawiam i czekam na dalsze artykuły 🙂
Każda uwaga w cenie. Dzięki wielkie!
Witam, ja dotarłem 😉 pozdrawiam
Znakomity artykuł, w 100% zgadzam się z tym, że na ten szlak powinno się wybierać tylko i wyłącznie w niskich butach, ja miałem to nieszczęście, ze na ostatniej wycieczce na Pilsko, tuż przed wyjściem na GSŚ w moich ukochanych merrellach nastąpiła awaria i byłem zmuszony przejść go w wysokich butach AKU (też znakomity wytrzymały but, ale za sztywny na tak płaską trasę i tak długie odcinki asfaltowe), bałem się zakładać nierozchodzone nowo kupione niskie. Szlak przemierzyłem, razem z pokonaniem odcinka z Sarbic II (dom rodzinny taty) przez Gruszkę i dalej niebieskim szlakiem do początku GSŚ w Kużniakach, w dwa dni ( ruszyłem o 5:30 z Sarbic w niedzielę, w Gołaszycach byłem w poniedziałek o 18:30). Ulewa zatrzymała mnie na godzinę koło Miedzianej Góry w pierwszy dzień, i na dwie godziny na Świętym Krzyżu w drugi dzień. Stopy odpoczywały po skończeniu przejścia aż 4 dni.
Super, z chęcią zacznę dłuższe wędrówki po górach. Zmotywowałeś mnie. Ciekawie napisane. Pozdrawiam, życzę dalszych sukcesów i radości z każdej chwili spędzonej na szlakach.
bardzo zachęcająca relacja 🙂 to będzie mój pierwszy dłuższy szlak, chciałabym pokonać go z namiotem. Czy mógłbyś polecić, w których miejscach można rozbić namiot (poza polem namiotowym w Masłowie)? Jakie ograniczenia nalezy mieć na uwadze, poza Świętokrzyskim Parkiem Narodowym. dzięki 🙂
Na szczęście nie ma właściwie żadnych dużych ograniczeń. Biwakowanie w górach, blisko szlaku lub na łąkach w sąsiedztwie wsi nie powinno być problemem. Wtedy zwróciłbym tylko uwagę na to czy mam dostateczny zapas wody na biwak.
Jak z noclegami? Zestaw biwakowy polecasz taki, jak polecałeś przy przejściu GSB? Można na trasie GSŚ jakoś rozbić się?
Świetny artykuł, bardzo ciekawie opisałeś moje ukochane góry. Chciałbym się odnieść do Twojej propozycji puszczenia szlaku przez pasmo klonowskie. Moim zdaniem jest to zły pomysł z kilku powodów. Po pierwsze góra wymyślona, radostowa, domaniówka i dalej na zachód są naturalnym ciągiem spinającym łysogóry ze wzgórzami tumlińskimi a pasmo klonowskie jest położone na uboczu tego ciągu. Po drugie poprowadzenie czerwonego szlaku przez pasmo klonowskie oznacza przejście przez Bodzentyn a później mamy ok 10 km asfaltu przez wsie (uczestnicy maratonu przedwiośnie wiedzą o co chodzi). Poza tym po dotarciu na bukową górę (najwyższy szczyt pasma klonowskiego) nie za bardzo jak z powrotem wrócić na obecną trasę szlaku (chyba że kombinując szlakiem przez zagnańsk i stamtąd do tumlina ale tam jest praktycznie płasko i też sporo asfaltu). Po trzecie puszczając szlak tamtędy omijamy radostową (domową górę Żeromskiego), domaniówkę i piękny widok na Kielce i świetny leśny odcinek przed tumlinem. Niestety góry świętokrzyskie ze względu na to że są niskie i przez to dosyć mocno zabudowane przez co nie da się uniknąć odcinków asfaltowych choć moim zdaniem są stosunkowo krótkie.
To ja może dodam kilka słów od siebie
ktoś się pytał o GSŚ ZIMĄ – ja właśnie skonczylem, może będzie dla kogoś przydatne
Sprzęt:
Buty Aku Camina, klasyk, pół polski w nich śmiga
Odzież termiczna brubeck, polecam
kurtka z goratexu, ratuje przed wiatrem
bluzo/lonsleeve do biegania Assicsa
zwyczajne spodnie turystyczne za 5 dych z dekacza, quechy
stuptuty (KONIECZNIE!)
Poza tym wziąłem polar, ale do -5 był mi całkowicie zbędny, wiec tylko niepotrzebnie ze sobą nosiłem. Miałem tez koc ratunkowy na wszelki wypadek.
Do tego miałem termos, który niestety zgubiłem 2 dnia, bo plecak miał nieszczelne zamki.
Jedzenie:
Kilka puch, jakieś czekolady, kabanosy i batony dobra kaloria, czekolady gorzkie ze dwie.
Trasa: dojechałem do Opatowa poprzedniego dnia, tak żeby zacząć szlak o 7 rano (nie chciałem chodzić po ciemku). Lokalne busiki w kierunku Kielc jeżdżą często, już o 7:30 zobaczyłem czerwony kolor przed sobą. Spałem w opatowie, w bielinach (u kuremzy, polecam) i w Tumlinie-osowo. Realnie wyglądało to tak: 8h marszu, 9h marszu i 6h marszu.
Mysle, ze nie jest to bardzo wymagający szlak nawet zima, były ze dwa podejścia w których pomyślałem „kurde, czemu nie mam raków” i zaliczyłem kilka gleb, ale to drobne mankamenty. Na pewno ciekawym doświadczeniem było przekonanie się, ze zabieranie wody jest generalnie zbędne, jest tak zimna ze i tak nie da jej sie pic :))))
Polecam sobie rozłożyć te noclegi trochę inaczej, np drugiego dnia spać w dabrowie czy w wiśniówce zamiast grzać do tumlina, ja musiałem nie robić żadnych dłuższych przerw żeby dotrzeć llanowo.
Ale ogólnie polecam, mysle ze będę kontynuował chodzenie zima, było naprawdę ekstra, pomimo śniegu do połowy piszczeli (czasem) i silnego wiatru (prawie ciagle)
Dzięki za relację! Jutro wracam na wschodnią część GSŚ. Czy szlaki były względnie przetarte?
Ze wschodniej strony tak, do świętej Katarzyny masz luksusy, dalej śnieg czasem jest po kolana (poważnie, w jednym miejscu miałem masakrę). Generalnie im więcej pól tym gorzej 🙂
W ubiegłym roku miałem okazję przejść GSŚ. Podzieliłem go na 3 odcinki i przemierzałem go od strony Kuźniaków. Kusi mnie, by wrócić tam ponownie w kwietniu i ruszyć na Twardziela Świętokrzyskiego. Tym razem nie było by to zwiedzanie, ale bardzo szybki marsz, gdyż 100 km należy pokonać w maksymalnie 22 godziny.
Właśnie wróciliśmy z żoną i dzieciakami (9 i 11 lat) z majówkowego przejścia GSŚ – przejście na pewno nie rekordowe, bo sześciodniowe – głównie dlatego, żeby ostatniego dnia zdążyć na jakiś PKS ;). Jakby kogoś interesowało takie przejście to tutaj mapka z zaznaczonymi noclegami: https://www.traseo.pl/trasa/majowka-z-dziecmi-w-gorach-swietokrzyskich
Super. Chodziły mi po głowie góry Świętokrzyskie od dłuższego czasu, ale nie miałam na nie pomysłu, czasu, motywacji… Zawsze wybierałam Tatry, pomijając ten fragment naszych gór. Ale przeczytałam, zachęcona lekturą zaplanowałam… I w październiku wyrobię już własną opinię o GSŚ 🙂 dzięki
Bardzo przydatne informacje. Mam pytanie: czy samotne przejście GSŚ przez kobietę jest bezpieczne? Czy lepiej zabrać ze sobą kompana?
Hej Marta, ja w zeszłym roku przeszłam ten szlak sama. Szlak nie prowadzi przez większe skupiska ludzkie, jedynie przez wsie. Głównie będziesz szła przez tereny leśne, najczęściej zupełnie sama, nie wliczając popularnych miejsc jak Łysa Góra czy Łysica. Gdzieniegdzie, szczególnie w pobliżu wiosek, pojawią się na pracujący w polach mieszkańcy, najczęściej mężczyźni. Widok samotnej podróżniczki w Polsce, a szczególnie w niewielkich miejscowościach dalej wzbudza zainteresowanie. Sama musisz zdecydować jak czujesz się w takich odludnych miejscach sama. Taka podróż powinna być przede wszystkich przyjemna i satysfakcjonująca, nie pogonią w strachu. Pozdrawiam, Justyna
Z Gołoszyc do Kuźniaków są 93 km. 105 km będzie, gdy rozpoczniemy wędrówkę w Ujeździe, 12 km przed Gołoszycami, czyli na początku czerwonego szlaku.
Dzięki za artykuł. Właśnie się przymierzam do przejścia GSŚ. Przeczytałem kilka razy i wykorzystałem w planowaniu własnego przejścia.