1080 km i 31 500 m podejść. To plan na zimę, który można streścić prosto: przejście całości polskich Sudetów i Karpat, wzdłuż naszej południowej granicy.
Na początku stycznia zaczynam zimowe przejście południową granicą Polski. Za pomocą kilku szlaków długodystansowych zamierzam przejść trasę ze Świeradowa-Zdroju do Wołosatego, po drodze przecinając większość polskich masywów górskich. Całość samotnie, na lekko, w około 50-60 dni.
4 lata temu planowałem przejście całości polskich gór. Zdążyłem ukończyć tylko Główny Szlak Beskidzki i od tej pory miałem z tyłu głowy plan przejścia całej trasy przez Karpaty i Sudety. Choć jeszcze niedawno planowałem długą wędrówkę w Arktyce, przebyte infekcje i pandemia w Europie nakazują ostrożność. Przejście górami Polski oznacza, że nie muszę bać się odciętej drogi do kraju lub konieczności wcześniejszego powrotu. Jest też celem dość ambitnym, by dać mi satysfakcję z takiego wyczynu. Połączy też kilka miejsc i tras, które od dawna mam w głowie.
Przejście składa się z kilku długich szlaków. Pierwszym będzie Główny Szlak Sudecki, którego nie ukończyłem dotychczas w całości. Za Sudetami czeka mnie ok. 150 km przez Górny Śląsk do Ustronia, skąd Głównym Szlakiem Beskidzkim i lokalnymi szlakami kieruję się na Babią Górę. Z Policy odbijam na południe, by osiągnąć czerwony szlak Chochołów-Pieniny. W Pieninach przeskakuję na niebieski szlak Tarnów-Wlk. Rogacz, z którego odbijam ponownie na GSB i docieram w Beskid Niski. Stąd niebieskim Szlakiem Granicznym idę aż do Wołosatego. Całość będzie moim najdłuższym zimowym dystansem. Czy najtrudniejszym? To się okaże.
Na zimowym szlaku czerpać będę z doświadczeń zimowej Islandii, zimowego przejścia Słowacji i letnich wypraw. Planuję marsz możliwie na lekko, z 55-litrowym plecakiem, tam gdzie niezbędne – z rakietami. Z całą pewnością nie będzie to droga łatwa – ale mam nadzieję, że ciekawa i bogata w nowe doświadczenia ? Przygotowania trwają, a przez najbliższe tygodnie zdradzę jak i z czym planuję długi marsz zimą.Wyprawę wspierają: 8a.pl, Cumulus, Olympus Polska, Forma na Szczyt, Runtime Performance Nutrition oraz Sea to Summit Polska.
22 odpowiedzi
Brzmi ekstra. Czekam na kolejne wpisy odnośnie przygotowań.
spanie tylko na dziko ?
I co z tym przejściem? Wyszło?
Zapowiada się ciekawie. Trzymam kciuki za udaną wędrówkę. Chętnie poczytam wpisy dotyczące przygotowań.
Jednym słowem super trasa. Mam nadzieję, że zamieści Pan tutaj relacje z tej bardzo interesującej wędrówki. Życzę samych dobrych dni na wyprawie.
Cześć,
ciekawy pomysł, życzę powodzenia i dużo zdrowia 🙂
mam pytanie, jak zimą, gdy wszystko zamarznięte i często pod śniegiem, rozwiązujesz problem „dwójki” ? chodzi mi o zasadę 'leave no trace’,
pozdrawiam.
To nie mój artykuł, ale podpisze się pod nim. Piotrek z 8a.pl opisał sprawę z perspektywy wspinacza: https://8a.pl/8academy/ludzie-i-ich-smieci-czyli-kupa-problemow-w-skalach/
Cześć,
Na początek życzę powodzenia i jak najmniejszych zasp;)
Mam jednak pytanie co do trasy a konkretnie jej części, sam nosze się z zamiarem podobnego przejścia w nadchodzącym roku letnią porą i ciekawi mnie „twój śląski łącznik” czy to będzie płaskowyż głubczycki i dalej poniżej Raciborza i Jastrzębia, czy też może lasami w których są w teorii są znakowane szlaki od Kuźni Raciborskiej do Żor, i w ogóle jaka jest twoja opinia o tych dwóch alternatywach
Pozdrawiam
Nie znam tego terenu i szlaków, jakie tam biegną, ale Kuźnia jest zbyt daleko na północ. Mój plan to marsz bardzo blisko granicy, częściowo wzdłuż Psiny i Olzy. Będę poruszał się w linii Głubczyce-Kietrz-Olza-Jastrzębie Zdrój-Ustroń, częściowo szlakami, w miarę możliwości z dala od asfaltu (przynajmniej głównych dróg).
Jeśli chodzi o odcinek Olza-Jastrzębie Zdrój-Ustroń to można go zrobić na kilka sposobów ale ciężko uniknąć asfaltu bo trzeba kluczyć nadkładać drogi i tracić czas.
Ostatni odcinek przed Ustroniem można przejść wałami Wisły od miejscowości Drogomyśl (mało asfaltu, samochodów prawie wcale, szutrówki i trasa łatwa wystarczy trzymać się Wisły) Trasę można podejrzeć na mapie rajdu rowerowego Wisła 1200.
https://wisla1200.pl/trasa-rajdu/
Można też od Jastrzębia przejść przez Pawłowice albo Bzie i Golasowice i zacząć od Strumienia i polnymi drogami dotrzeć do Drogomyśla.
Albo od Olzy iść wzdłuż niejako granicy (omijając Jastrzębie Zdrój) Uchylsko – Gołkowice- (można skrócić przez Czechy-Petrovice u/Karviny) – Zebrzydowice-Kaczyce-Pogwizdów-Cieszyn-Puńców-Dzięgielów-Leszna Górna i wchodzi się na Małą Czantorię omijając Ustroń. Ale to prawie wyłącznie asfalt i mały/średni ruch samochodów.
Witam,
Gratuluję pomysłu na tak ciekawe przedsięwzięcie w tych nietypowych „pandemicznych” czasach. Byłbym wdzięczny za poradę w następującej kwestii. Otóż planuję za tydzień przejść wraz z żoną szlak Wałbrzych – Szklarska Poręba, lub ew. jakaś podobnej długości trasa w Bieszczadach lub Beskidach. Spanie w namiocie w lasach. Zestaw będzie relatywnie lekki (45 litrowe plecaki) i zastanawiam się czy jest sens brać ze sobą rakiety śnieżne? Nigdy nie używałem rakiet i chciałbym je wypróbować, bo właśnie dostaliśmy rakiety „od Mikołaja”. Z drugiej strony dodatkowe 1,5kg które będzie trzeba nieść przez te kilka dni, to być może „przerost formy nad treścią” i może okazać się pomysłem który będziemy kląć po drodze.
Napisał Pan, że będzie „tam gdzie niezbędne – z rakietami”. Czy mógłby Pan rozwinąć tę kwestię i napisać czy rakiety w przypadku np. mojej ww. wycieczki mają sens czy nie. Ewentualnie kiedy uznałby Pan za zasadne zabieranie ze sobą rakiet w warunkach Polskiej „zimy” w górach typu Sudety/Beskidy/Bieszczady itp.
Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo zdrowia i pomyślności w nadchodzącym 2021.
W tej chwili rakiet nie brałbym ze sobą, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że aktualny halny częściowo pozbawił nas śniegu. Taką rzecz można jednak ocenić niestety będąc na miejscu, a wcześniej czytając lokalne komunikaty (np. GOPR).
W przypadku zimy zabieram rakiety, gdy wysiłek włożony w pokonywanie śniegu jest zbyt duży. Rakiety nie pomagają przy płytkim śniegu, a za taki uważam np. 10-15 cm puchu sięgającego do kostki lub nieco wyżej. Dopiero gdy w trakcie marszu zapadam się głębiej niż po pół łydki, a więc ok. 30 cm, uważam rakiety za zasadne. Śnieg pod kolana to już wskazówka, by je wziąć. Nie ma jednak jednego, prostego przepisu na ocenę od jakiego poziomu puchu brać rakiety bądź narty. Możemy trafić na sezon, gdy w górach leżą 2 m śniegu, ale jest on tak dobrze ubity przez wiatr i słońce, że najlepiej idzie się po nim w butach. Dlatego miarą jest świerzy śnieg, w kórym się zapadam.
W myśl Ustawy o lasach biwakowanie jest zabronione poza miejscami wyznaczonymi przez właściciela lasu lub nadleśniczego. Czy mógłbyś rozwinąć tę kwestię? Uzyskałeś potrzebne zgody, czy może rozważasz jednak nocowanie pod dachem?
Opisałem tą kwestię na moim Facebooku: https://www.facebook.com/LukaszSuperganPodroze/posts/3705774889466109 i podcaście Kamili Kielar: http://www.drzazgiswiata.pl/wykluczenie-ochrona-przyrody-i-spanie-na-dziko/ W skrócie – w lasach biwakuję bez żadnych zgód. Istnieją w nich strefy, gdzie po zgłoszeniu dozwolone jest biwakowanie. Ich powierzchnia jest jednak znikoma i w górach nie mamy ich niemal w ogóle. Same miejsca biwakowe często okupowane są przez kierowców i miłośników imprez. A zatem biwakuję w lesie tak, jak dozwolone jest to w Skandynawii na podstawie „prawa wszystkich ludzi”. Tam gdzie to możliwe nocuję jednak w napotkanych wiatach, schronach itp.
Cześć. Jestem z okolicy Prudnika (wieś 48-231Skrzypiec). Jeżeli potrzebowałbyś czegokolwiek na moim odcinku (Okolice Biskupia Kopa: Głuchołazy – Prudnik – przejście graniczne Trzebina-Głubczyce) pisz na maila (t.borsz@bbr.pl) – podjadę i dostarczę gdzie byś nie był na tym odcinku. Jest też opcja noclegu czy wysuszenia się przy kominku (będziesz przechodził około 3km od mojego domu). Powodzenia!
Ciekawa wyprawa, ale już z mapki widzę, że nie przejdziesz całych polskich Sudetów, bowiem polskie Sudety nie zaczynają się w Świeradowie tylko nad Nysą Łużycką.
Rejon Nysy Łużyckiej to Kotlina Żytawska oraz Pogórze Izerskie. Polskie Góry Izerskie zaczynają się w rejonie Świeradowa-Zdroju. Zachęcam do zapoznania się z podziałem regionalnym Polski:
https://www.gdos.gov.pl/aktualizacja-granic-mezoregionow-fizyczno-geograficznych-polski
http://geoserwis.gdos.gov.pl/mapy/?usedesktop=true
Czekam na dalsze relacje. Życzę powodzenia!
Daj znać, trafiła Ci się chyba wyjątkowa zima.
Powodzenia.
Piotr
brzmi genialnie
Ogromne gratulacje spełnienia kolejnego szalonego marzenia! Cieszę się niezmiernie, że ten potężny wysiłek psychiczny i fizyczny miał takie wspaniałe, słoneczne zakończenie. Jednak ty Łukaszu wzbudzasz podziw i szacunek nie tylko wyczynami, nieustannie inspirujesz, motywujesz, dzielisz się swoją wiedzą i zdobytym doświadczeniem, przypominasz o naszym dziedzictwie przyrodniczym. Niech wszystkie dobre moce zawsze będą z tobą!
Cześć
Doskonały pomysł. Planowałem w połowie lat ’90 podobną wyprawę, dosyć podobną trasą. Jedynie „łącznik Śląski” chciałem ominąć przez Jeseniki i Beskidy Morawsko-Śląskie. Plan był niezwykle ambitny – chciałem to zrobić bez żadnego wsparcia, nocowania i zakupów po drodze. Wszystko, co miało być potrzebne w drodze, miałem mieć ze sobą. Marsz z nartami (jakaś kombinacja na bazie starych, niezawodnych, drewnianych, z prymitywnym wiązaniem możliwym do zapięcia na… kalosze). Sprzęt (około 80 – 100 kg) na małej i lekkiej wersji sanek nansenowskich (drewniano + sznurek, łatwe do naprawienia w każdych warunkach). Ze sprzętu biwakowego tylko śpiwór i karimata, spanie na sankach pod mini-namiotem (płachtą na dwóch kijkach) po zdjęciu bagażu. Gotowanie na paliwie „lokalnym” – drewno.
Wyprawa wychodziła mi na około 100 – 130 dni, optymalizując trasę tak, aby przynajmniej na początku, unikać stromych podejść. A nawet bardziej poruszać się dolinami czy wręcz przez pola. Oczywiście unikając asfaltów cywilizacji. Nawigacja, jedyna sensowna i wówczas dostępna, to były mapy „setki”, z turystycznych zrezygnowałem – miały gorsze pokrycie dróg poza szlakami. Do tego oczywiście kompas i czołówka z sporym zapasem baterii. Absolutny minimalizm wyposażenia, jedynie więcej ciepłych ubrać na wypadek jakiejś awarii. Czasem kąpiele w strumieniach – przy silnym rozgrzaniu marszem daje się radę.
Niestety, do realizacji planu nigdy nie doszło. Zepsuł się podstawowy czynnik – zimy były za krótkie.
Odbiłem sobie to na szczęście z nawiązką, spędzając wiele następnych lat i realizując podobne akcje w Arktyce. Ale ciągle chodzi mi po głowie coś podobnego. Może tym razem przy nieco lepszej pogodzie, z noclegiem nie tylko na dziko i jednak zakupami po drodze. Trzymam bardzo mocno kciuki i czekam niecierpliwie na relację!