Zimowy trawers Islandii wschód-zachód
Przejście Islandii latem 2016 natchnęło mnie do kolejnej wyprawy na tę wyspę, tym razem zimą. Wielka pustka wypełniająca ogromne, wulkaniczne wyżyny była z jednej strony wyzwaniem, a z drugiej – wspaniałym miejscem do wędrówki i spotkania się twarzą w twarz, w samotności, z surową arktyczną przyrodą. Jeszcze podczas letniego przejścia wyobrażałem sobie, jak musi wyglądać to miejsce zimą. Tam powstał projekt przejścia Islandii w środku zimy, samotnie i na nartach.
Na wyspę wróciłem w styczniu 2020 roku i zacząłem wyprawę w Seydisfjordur,, na wschodnim wybrzeżu, kierując się ku wyżynom. Idąc częściowo swoimi śladami sprzed 3,5 roku i ciągnąc 50-kilogramowe sanie, dotarłem do wnętrza Islandii, przechodząc podnóżami wielkich lodowców, przecinając duże rzeki i łańcuchy górskie. Przez kilka dni towarzyszyły mi silne wiatry i śnieżyce, z których jedna okazała się potężnym sztormem. Warunki były bardzo zmienne: kilkudniowa odwilż zamieniła znaczne obszary śniegu w lodową skorupę, na obrzeżach interioru śnieg odsłaniał skały i żwir, zmuszając mnie do kluczenia wśród pól lawy i głazów. Przez 4 tygodnie przeszedłem jednak wyżyny Islandii do ich zachodniej granicy. Ostatnich kilka dni zajęło mi dotarcie do wybrzeża oraz przewjście półwyspu Snaeffelsnes.
Po 36 dniach i 800 km na nartach i pieszo, zakończyłem zimowy trawers Islandii na przylądku Öndverdarnes. To prawdopodobnie jedyne przejście Islandii w tym kierunku, zakończone w okresie kalendarzowej zimy.