To trzecia i ostatnia część podsumowania trawersu Islandii. Na zakończenie omawiam sprzęt, jakiego używałem na tej, trwającej 4 tygodnie, wędrówce. Co wziąłem i dlaczego? Co się sprawdziło, a co wolałbym na przyszłość zmienić?
Buty
Choć jestem fanem lekkości, na trawers Islandii zabrałem wysoki buty trekingowe – i nie żałuję. Nawet przy dobrej pogodzie nie było w nich za gorąco. W teorii teren, którym szedłem, można pokonać w dobrych niskich butach trekingowych/podejściowych, tak, jak zrobiłem to w Iranie. Na Islandii wysokie buty mają jednak dużą przewagę nad niskimi przy przekraczaniu strumieni. Wielokrotnie w ciągu dnia przechodziłem w bród wodę, sięgającą do kostek. Była akurat na tyle płytka, by przejść ją w butach za kostkę. Niskie buty musiałbym zdejmować, tracąc czas. Mógłbym też ryzykować forsowanie w nich rzek, po kilku takich razach byłyby jednak kompletnie mokre, co w zimną pogodę nie skończyłoby się dobrze.
Podczas przejścia Islandii używałem dość lekkich Aku Trekker Light. Okazały się idealnym obuwiem na te warunki. Dzięki membranie Gore-Tex nigdy nie przemokły, a solidny gumowy czubek chronił je przed ostrymi kamieniami i fragmentami lawy. Generalnie na trawers Islandii dobry będzie każdy but trekingowy za kostkę, wzmocniony gumowym otokiem i posiadający membranę.
W miejscach, gdzie rzeki są zbyt głębokie, by przekroczyć je w butach, bardzo przydatne będzie obuwie „wodne”. Mogą to być sandały trekingowe, ważne jednak, by pewnie trzymały się na stopach. Lepsze i lżejsze od sandałów mogą być neoprenowe buty stosowane przez surferów lub nurków. Ich gumowa podeszwa ochroni Twoje stopy przed ostrymi kamieniami, a piankowa cholewka – przed lodowatą wodą, kontakt z która sprawia nieraz silny ból sam w sobie. Nie wziąłem ich i bardzo żałowałem.
Ubrania
Mój komplet ubrań okazał się nieco zbyt duży na tegoroczne islandzkie lato, ale przy gorszej pogodzie byłby strzałem w „10”. Dobierałem go z myślą o dużo gorszych warunkach i wydaje mi się optymalną kombinacją na takie przejście.
Góra: koszulka z Polartec Power Dry + koszulka Kwark Merino Wool z długim rękawem + 2 bluzy Polartec Powerstrech. Taki komplet niosłem na sobie w chłodne dni, odejmując warstwy, gdy robiło się ciepło. Dodatkową rezerwą był lekki sweter puchowy, który mogłem założyć na bluzy w ciągu bardzo zimnego dnia lub docieplić śpiwór w ciągu nocy. Ostatecznie służył mi tylko za poduszkę, całe dni spoczywając na dnie plecaka. Przed deszczem i silnym wiatrem chroniła kurtka Salewa Pedroc GTX ACT – bardzo lekki (350 g) i świetny model, który w tym roku pozwolił mi także, mimo silnego i zimnego wiatru, stanąć na wierzchołku Mont Blanc.
Dół: na wypadek zimna niosłem parę cienkich leginsów, te jednak przydały się wyłącznie do snu, jako pidżama. Spodnie przeciwdeszczowe także założyłem zaledwie raz w ciągu 4 tygodni. Przez cały czas ubierałem lekkie spodnie softshellowe Salewa Agner Orval DST Pant, bardzo wygodne i nie krępujące ruchów. Lekki softshell, z jakiego są uszyte, sprawdza się w szerokim zakresie temperatur. Były wygodnie w ciepły dzień, przy +20 stopniach, a także w mokry i wietrzny, gdy temperatura spadała do 5-8 stopni. W tym sezonie weszły ze mną także na szczyt Mont Blanc. Ogólnie – są niesamowicie wszechstronne.
Nie mógłbym się też obyć bez czapki z Windblocu. Kilka razy, przy silnym wietrze, uzupełniałem ją cienką kominiarką. Przy bardzo silnym wietrze przydatny był też cienki buff, którym osłaniałem szyję. Do ochrony dłoni zabrałem cienkie rękawiczki z jedwabiu plus lekkie łapawice z membraną, te jednak ani razu nie były potrzebne. Całość uzupełniały skarpety: 1 para wełnianych Bridgedale Trekker (mój ulubiony i najbardziej uniwersalny model jaki znam) oraz 2 pary wodoodpornych skarpet Dexshell. Te ostatnie sprawdziły się, ale pogoda była zbyt dobra, by mogły wykazać swoje wodoodporne właściwości.
Plecak
Model, który wziąłem na Islandię, okazał się nieco za duży. Był to Osprey Xenith 105, ekspedycyjny plecak do przenoszenia dużych ładunków. Z początku planowałem przejście z całym zapasem jedzenia na 3 tygodnie i taka pojemność wydawała się idealna. Gdy zdałem sobie sprawę, że nie przejdę Islandii z 30 kilogramami na plecach, wysłałem część zapasów do schronisk czekających po drodze i mój plecak okazał się wówczas nieco zbyt duży i niewygodny po zapakowaniu. Dodatkowo pas biodrowy kiepsko dopasowywał się do kształtu mojego ciała, co skutkowało okresowym, uporczywym bólem. Xenith ma mnóstwo świetnych patentów, które sprawiają, że jego używanie jest bardzo wygodne. Wielkim atutem jest też niezwykle pojemna klapa. Jest to jednak ewidentnie model na osobę nieco tęższą niż ja.
Po powrocie z Islandii wymieniłem model Ospreya na bardzo wygodny, nieco mniejszy Deuter Aircontact Pro 70+15. Nowy model ma niezwykle wygodny pas biodrowy i „leży” na mnie znacznie lepiej niż poprzednik.
Gotowanie, paliwo
Na Islandii wszechobecne są nakręcane kartusze z gazem. Znajdziesz je w stolicy (polecam sklep turystyczny Fjallakofinn, przy Laugavegur 11, głównym deptaku miasta) oraz na wielu stacjach benzynowych i w supermarketach.
Mój zestaw składał się z maszynki Primus Express Spider i stalowego kubka 1l z lekką pokrywką. Wystarczył do przygotowania niemal każdego posiłku, jakim dysponowałem, choć momentami dokuczał mi brak drugiego naczynia, najlepiej składanej miski. W ciągu 28 dni wędrówki zużyłem ok. 400 g gazu, a więc niecałe dwa średnie kartusze. Zestaw uzupełniały: lekka łyżka, lekki nóż, zapalniczka oraz krzesiwo.
Po powrocie z Islandii zacząłem używać znacznie lżejszej Kovea Supalite Titanium i ta nowa kuchenka byłaby obecnie moim nr. 1.
Namiot
Kwestia przenośnego schronienia na Islandii to dla mnie trochę ból. Niby pogoda dobra i chciałoby się spać pod czymś lekkim, może tarpem… A z drugiej strony wiatr i deszcz przychodziły niespodziewanie i gdy uderzały – nie było litości. Dźwigałem więc moją „jedynkę” i przeklinałem półtora kilograma, jakie waży, obiecując sobie, że nigdy więcej. A jednak bez niej kilka razy byłbym w tarapatach.
Mój namiot to 10-letni Eureka! Zeus 1 EXO, niezbyt wygodne schronienie. Na Islandii pokazał swoje minusy: jednopowłokowa konstrukcja szybko i łatwo przecieka, co kończy się pobudką w kałuży. Jest też dość ciężki na 1 osobę. Bardzo chciałbym mieć na tej wyprawie coś lżejszego, ale prosty tarp to zbyt mało na Islandię. Wiatr, kilka razy na dobę zmieniający kierunek, czyni takie schronienie wręcz ryzykownym. Pozostaje pełnowymiarowy namiot. Niezłym pomysłem wydają mi się lekkie konstrukcje, w jakie obfituje rynek za oceanem: jednowarstwowe namioty z cubenu lub silnylonu, rozstawiane na kijkach teleskopowych, lub lekki namiot stelażowy np. MSR Freelite, który w wersji bez sypialni waży zaledwie 800 g. Jeśli jednak nie jesteś fanem ultralekkości i w zamian wolisz pewność – weź na Islandię pełny namiot. Im lżejszy, tym lepszy. Dobrze sprawdzi się kształt kopuły, gdyż taka konstrukcja, rozpięta na dwóch skrzyżowanych masztach, jest samonośna. Niezły będzie też namiot tunelowy, gdyż odpowiednio ustawiony, jest bardzo odporny na silne podmuchy. Przed wyjazdem doczep do namiotu kilka linek, które posłużą za dodatkowe odciągi na silnym wietrze.
W niektórych miejscach biwakowych miałem kłopoty z wbijaniem szpilek. W rogach namiotu warto na taką okoliczność przyczepić pętle z cienkiego sznurka, które zahaczysz o kamienie. Na Islandii biwakowanie jest dozwolone niemal wszędzie (z wyjątkiem prywatnych miejsc, w których wyraźnie zakazano biwaku, co nie zdarza się często), ale znalezienie kilku miękkich i równych metrów kwadratowych bywa niekiedy wyzwaniem. Przed rozstawieniem namiotu sprawdź teren pod kątem wystających kamieni i krzewinek.
Śpiwór
Zabrałem bardzo minimalistyczny zestaw do spania, który jednak okazał się idealny na tegoroczne, ciepłe lato. Była to puchówka Cumulus X-Lite 200 (komfort termiczny +4 st.) docieplona syntetyczną wkładką Sea to Summit Thermolite Reactor Plus. W praktyce taki zestaw daje mi dość ciepła w temperaturze około 0 st. Bardzo lekki model Cumulusa nie ma kaptura, śpiąc w nim zakładam czapkę i ewentualnie cienką kominiarkę, by utrzymać ciepło ciała. Mam jednak wątpliwość czy równie minimalistyczny zestaw polecać innym. Latem na Islandii większość osób będzie czuła się pewniej, mając śpiwór cieplejszy i z kapturem, wypełniony ok. 400 g puchu.
Używałem też starej, świetnie wypróbowanej maty Ridge-Rest Regular. W ciągu dnia noszę ją z boku plecaka, co na Islandii było wadą: im większy bagaż, tym bardziej znosi Cię silny wiatr. Dlatego wracając tam, zabrałbym lekki materac dmuchany (używam Sea to Summit Ultralight, ważący 400 g), który zwija się do bardzo małych rozmiarów i da się schować w każdym plecaku.
Nawigacja
Przeszedłem Islandię używając mapy 1:425 000 wydawnictwa Reise Know How, wodoodpornej i dokładnej. O tym, jakie mapy warto mieć w interiorze, przeczytasz w pierwszej części tego poradnika. W niektórych wątpliwych miejscach wspomagałem się arkuszami starych map topograficznych w skali około 1:100 000, te jednak nie zawsze grzeszyły aktualnością. Na Islandii wystarczy lekka zmiana reżimu lodowca, by rzeki porzucały dawne koryta, a jeziora wysychały. Ufaj więc bardziej temu, co widzisz w okolicy, niż na mapie i kieruj się raczej ukształtowaniem terenu – dolinami, szczytami – niż małymi jeziorami czy strumykami.
Do kompletu z mapami miałem miniaturowy kompas Silva 9. Nawigując po Islandii pamiętaj o uwzględnieniu deklinacji magnetycznej! Ponieważ Biegun Północy i biegun magnetyczny ziemi nie pokrywają się, kompas będzie wskazywał kierunek tego drugiego. Różnica ta w Polsce jest niewielka (rzędu 5 stopni w kierunku wschodnim), ale na Islandii, leżącej na dalekiej północy, wynosi nawet 14 stopni w kierunku zachodnim. Oznacza to, że igła kompasu odchyli się o 14 stopni na zachód w stosunku do prawdziwej północy i w Twoich obliczeniach na mapie musisz to uwzględnić.
Mapa i kompas są wystarczające do nawigowania w interiorze. O ile nie schodzisz na jakieś potężne bezdroża lub nie wspinasz się na lodowiec, odbiornik GPS będzie Ci zbędny. O tym, dlaczego nie wędruję z nawigacją satelitarną, a zamiast tego wolę polegać na mapie, pisałem w tym artykule.
Sprzęt foto
Tym razem okazał się nadspodziewanie ciężki, ale nie z powodu aparatu czy obiektywów, ale zapasu 8 baterii, który dźwigałem. Nie będąc jednak pewnym czy dam radę naładować je w schroniskach, wolałem dysponować zapasem energii na całe przejście.
Mój zestaw fotograficzny jest niemal identyczny z zeszłorocznym przejście Pirenejów i przejściem Iranu sprzed dwóch lat:
- Aparat Olympus OM-D EM-5 – „bezlusterkowiec” czyli kompakt z wymienną optyką. Lżejszy i poręczniejszy niż lustrzanka, a przy tym zachowuje jej możliwości. Dobrze leży nawet w moich wielkich łapach,
- Obiektyw Zuiko 12-50mm, f/3,5-6,3 – kitowy, używany najczęściej, niezła jakość;
- Obiektyw Olympus 40-150 mm/f 4.0 – 5,6 z adapterem do systemu Mikro 4/3 – mój teleobiektyw, przyzwoita jakość, choć oczywiście wolałbym coś jaśniejszego;
- Obiektyw Samyang 7,5mm/f 3,5 – rybie oko, bardzo dobra jakość obrazu i kompaktowe rozmiary, ale bardzo rzadko go używałem
- Baterie – Olympus BLN-1 – 8 sztuk
- Całość uzupełniały: wężyk spustowy, statyw Gorillapod Compact, filtry polaryzacyjne, ładowarka USB i 2 karty pamięci.
Tym razem w domu zostawiłem mały obiektyw portretowy 45 mm. Pakując się po raz kolejny zostawiłbym także rybie oko Samyanga, z którego właściwie nie korzystałem.
Elektronika
Poza sprzętem fotograficznym elektronikę uzupełniał telefon z ładowarką USB oraz sygnalizator satelitarny SPOT. Ten ostatni pozwalał na śledzenie moich postępów w drodze na blogu, a także był potencjalną deską ratunku w razie wypadku. SPOT pracuje na komplecie 3 paluszków litowych, które wystarczą nawet na wielomiesięczną wyprawę.
Apteczka
W apteczce znalazły się: plastry i proste opatrunki, bandaż elastyczny, środki przeciwbólowe i na zatrucia (loperamid i nifuroksazyd), gumowe rękawiczki i foliowa maseczka do sztucznego oddychania. Więcej o moim zestawie medycznym przeczytasz tutaj.
Przydatne drobiazgi
Kije teleskopowe – używam moich ulubionych Black Diamond Trail (o tym czemu akurat te, pisałem w tym artykule). Są lekkie, a przy tym dość wytrzymałe, by wziąć je w trudny teren. Gdy dźwigasz duży ciężar, przydają się nawet na prostej drodze, bardzo pomagały też w podejściach, w górach Fiordów Wschodnich i Zachodnich, przy przekraczaniu mokradeł. A przede wszystkim – są niezbędne podczas przekraczania strumieni i rzek. Na Islandii kijki to wyposażenie obowiązkowe!
Pojemniki na wodę – 3 butelki Source Liquitainer 1L. Lekkie, po opróżnieniu składane, więc nie zajmują miejsca w bagażu.
Worki wodoszczelne – JR Gear 5 i 8l. Mniejszy z nich idealnie mieścił śpiwór i wkładkę syntetyczną do niego. Większy stracił własności wodoszczelne, jest jednak świetnym workiem na tygodniowy zapas żywności.
Linka – około 15 m repa wspinaczkowego o średnicy 0,9 mm; do naprawy sprzętu i robienia ewentualnych odciągów do namiotu.
Moskitiera – latem na Islandii nie spotkałem komarów, w dolinach rzek i na pastwiskach regularnie gnieżdżą się za to muchy. Nie gryzą, ale dokuczliwie pchają się do oczu i twarzy. Przezornie zabrałem małą moskitierę chroniącą twarz, nigdy jednak nie użyłem. Obecność owadów bywała dokuczliwa, ale znośna. Nie spotkałem natomiast komarów, tak charakterystycznych dla tundry Alaski czy Rosji.
Energia, baterie, powerbanki – w interiorze szanse na naładowanie baterii w aparacie/telefonie są żadne. Wyjątkiem są oczywiście schroniska, ale i te nie zawsze mają generator. Zabierz więc dużo baterii do swojego aparatu. Jeśli możesz – również powerbank, do ładowania telefonu czy innych urządzeń. Paradoksalnie na Islandii dobrze może się sprawdzić ładowarka solarna – mimo położenia na dalekiej północy słońce operuje dość mocno, a dzień jest bardzo długi.
Opaska na oczy – to pomysł trochę abstrakcyjny, ale gdy leżysz w namiocie i o godzinie pierwszej w nocy zaczyna robić się coraz jaśniej, a dzień trwa 22 godziny, możesz potrzebować czegoś, co odetnie światło i ułatwi zaśnięcie.
Latarka – wiele razy czytałem, że na Islandii nigdy nie jest potrzebna. Dzień jest długi, a noce tak jasne, że można w nie czytać gazetę. To prawda, ale już w połowie sierpnia noc staje się zauważalnie dłuższa, a wieczorne gotowanie w namiocie czy chatce wymaga dodatkowego światła. Jeśli przyjeżdżasz na Islandię – weź niewielką czołówkę.
Kosmetyczka – szczotka do zębów, koncentrat pasty, nożyczki, małe mydło, maszynka do golenia, pomadka do ust. O tym, co zabieram w mojej kosmetyczce, pisałem w osobnym artykule.
Dokumenty – paszport, dowód osobisty, karty płatnicze – nawet na dalekiej prowincji, w miasteczkach i wsiach, płacenie „plastikiem” jest powszechne. Nie zapłacisz jednak kartą w schroniskach, w głębi interioru – tam potrzebna jest gotówka.
11 odpowiedzi
Super wpis! Mam takie pytanie – to co masz na dłoniach (zdjęcie nr 2) to jakieś neoprenowe ochraniacze czy po prostu wystający rękaw od bluzy? 🙂
I tak mi się nasunęło odnośnie sprzętu foto – przy tym zapasie baterii może lustrzanka z wydajniejszym akumulatorem wcale nie okazałaby się aż taka ciężka? 😉
Dzięki!
To specjalnie uformowana bluza z Powrestrechu, z rękawami, która zakończone są rodzajem „półrękawiczek”. Taki patent odsłania końce palców, chroniąc jednak wnętrze dłoni. Używam jej w chłodnych miejscach i porach roku, dopóki nie ma mrozu bardzo dobrze zastępuje rękawiczki.
Co do baterii – mam za sobą używanie lustrzanki. Amatorski model sam w sobie nie byłby taki ciężki, ale już obiektywy zauważalnie. W przypadku jakiegoś modelu półprofesjonalnego ciężar byłby dużo większy. No i wydajność nie była znacząco lepsza. Różnica w ilości wykonanych ujęć wynosiła 10-15% na korzyść lustrzanki.
Hej Lukasz
Ja w sprawie wkladki Sea to Summit Thermolite Reactor Plus.
Czy to cos daje, jak oceniasz sensownosc tego zakupu?
Zamierzalem kupic, ale jestem sceptyczny.
Obawiam sie, ze jest to tylko gadget.
Pozdrawiam
Nie, działa rzeczywiście.
W mojej wędrówce przez Islandię używałem jej chyba codziennie jako docieplenie śpiwora. Różnica była odczuwalna. Producent deklaruje, że ta wkładka podwyższa komfort termiczny śpiwora o 8 stopni – wątpię czy aż o tyle, ale dodatkowych kilka (może 5 st.) dawała. Poza tym pełni inną, ważną funkcję – trzyma brud i zapachy z dala od wewnętrznej tkaniny śpiwora, więc odsuwa w czasie konieczność jego uprania.
Wagowo oczywiście bardziej opłaca się kupić śpiwór cięższy o dodatkowe 100 g puchu. Taki zapas da tyle samo ile 250 g syntetycznego „kocyka”. Ale gdy chcesz mieć bardzo lekki, letni śpiwór, a od czasu do czasu chcesz też używać go w chłodniejsze noce, taki patent się sprawdzi. Niekoniecznie natomiast polecam najcieplejszą z wkładek StS – Reactor Extreme. Przy tylko odrobinę wyższej temperaturze waży już 400 g, a więc niemal 2 razy więcej.
A nie myślałeś, zastąpić opaskę na oczy buffem? Dla mnie buff spełnia dwie funkcje praktycznie od 8 lat. Opaska na oczy do snu w samolocie, schronisku, namiocie, wszędzie oraz osłona szyi przed wiatrem podczas marszu. Może taka porada przyda się na przyszłość.
W sumie można, dobra myśl. Mi półmrok islandzkiej nocy nie przeszkadzał, kończyłem dzień zazwyczaj wystarczająco zmęczony, ale jeśli ktoś miałby problem, może z Twojego pomysłu skorzystać. Buffa rzeczywiście miałem w tej drodze.
Cześć, masz jakieś rozeznanie odnośnie neoprenowych butów? Ostatnio na isl miałem Tecno Pro Pepe z intersportu, spisywały się świetnie (20+ rzek), ale są dosyć ciężkie. Byłbym wdzięczny jakbyś mógł coś polecić.
Brałbym prawdopodobnie najprostsze, lekkie modele, dostępne np. w Decathlonie. Ich buty są robione z myślą o surferach, są lekkie i sięgają za kostkę. Na kolejny trawers Islandii wziąłbym właśnie takie.
Widziałem dziś w Biedronce buty przeznaczone do chodzenia w wodzie, były dość leciutkie.
Dzięki za odpowiedzi, sprawdze Decathlon i Biedronke. Za tymi z Intersportu przemawiała dosyć pancerna podeszwa.
Bartek, te w Biedrze miały raczej plastyczną, miękką podeszwę – ale najlepiej sprawdzić organoleptycznie (jak to mówią) czy się nadają 🙂