Znasz to prawdopodobnie z doświadczenia: pogoda na szlaku zmienia się, wyciągasz więc wodoodporne ubrania, a na plecak naciągasz dodatkowy pokrowiec. Zła pogoda trwa jednak długo i już drugiego dnia wnętrze Twojego plecaka przypomina gąbkę, ubrania są wilgotne, a śpiwór można wyżymać. Jak temu zapobiec?
Spakowanie plecaka tak, by po całym dniu wędrówki w deszczu bagaż był suchy, nie jest bardzo trudne. Wymaga jedynie kilku drobiazgów oraz przemyślanego umieszczenia sprzętu tak, by wyciągając jakiś element pozostałe nie były narażone na kontakt z wodą.
Po pierwsze: zapomnij o wodoszczelnych plecakach. Istnieją, jednak są na ryku bardzo wąską niszą. Zdecydowana większość modeli, jakie znajdziesz w sklepach, wykonana jest z materiałów, które odeprą atak krótkiego deszczu, ale nie poradzą sobie z długim załamaniem pogody.
Po drugie: nie ufaj pokrowcom przeciwdeszczowym. Wręcz namawiam do zostawienia ich w domu. Ich skuteczność także nie jest duża, opinająca plecak płachta hałasuje i stawia opór na wietrze, ma też paskudną skłonność do zaczepiania o gałęzie. Wiele osób je lubi. Ja zdecydowanie nie i już od lat z nich rezygnuję.
Jak więc sprawić, by plecak był nieprzemakalny? Najprostsze rozwiązanie to sprawić, by wodoszczelny był nie materiał wierzchni plecaka, ale to, co pod nim. Jeśli plecak zamoknie – trudno, to tylko plecak. Ważne, aby jego zawartość pozostała nienaruszona. Najprostszą metodą jest pakowanie wszystkiego co mamy w torebki. Przez lata zabezpieczałem w ten sposób swój bagaż, zabierając w góry kolekcję kilkunastu torebek i kolejnych kilku zapasowych. Klasyczne foliówki są jednak nietrwałe i szybko drą się, zostawiając użytkownika z kupą zbędnego plastiku. Aby ograniczyć ich ilość, zabezpieczałem tylko te elementy bagażu, które tego wymagały: śpiwór, ubrania, mapy, aparat. Namiot spoczywał w bagażu luzem, co sprawiało, że w deszczowy wieczór wyciągałem go z plecaka już przemoknięty, a wilgotne rzeczy parowały wewnątrz mojego schronienia.
Sposób na ochronę bagażu przed deszczem okazał się bardzo łatwy, a jednak wypracowałem go latami. Nie jest on oczywiście jedynym możliwym, u mnie jednak sprawdza się najlepiej.
Na każdą wycieczkę w góry, od dwudniowej po wielomiesięczną, pakuję mocne (to ważne!) worki foliowe: 2 mniejsze i 1 duży. Nie nietrwałe torebki z supermarketów, ale grube i wytrzymałe pakunki. Te mniejsze to solidne reklamówki (bardzo dobrymi częstuje mnie znajomy sklep muzyczny 🙂 ). Te większe to, sprzedawane w sklepach budowlanych, worki na gruz. Są wytrzymałe na rozciąganie i przebicie, unoszą ciężar ponad 20 kg i są całkowicie wodoszczelne. Do wypełnienia 50-litrowego plecaka niezbędny jest worek nieco większy, około 70-litrowy. Aby spakować mój największy plecak, 105-litrowy, wybieram wersję worka 120 litrów.
Oprócz takiego zestawu zabieram też 5-litrowy wodoszczelny pokrowiec firmy JR Gear. Rolowany na podobieństwo worka żeglarskiego, jest bardzo trwały mechanicznie.
Zestaw taki widzisz na zdjęciu poniżej. Pośrodku znajduje się plecak Treksport Tibet XT 55. Jest to nowsza i nieco odchudzona wersja modelu, z którym w 2013 roku przeszedłem Łuk Karpat.
Wędrując przy dobrej pogodzie trzymam mój zestaw wodoszczelnych worków w kieszeni na froncie plecaka. Gdy pogoda jest niepewna, pakuję do nich sprzęt.
Na dnie ląduje śpiwór, szczelnie spakowany w rolowanym worku. Objętość 5 litrów to tyle, by zmieścić tam 3-sezonowy śpiwór puchowy, dający komfort w okolicach -5 stopni. Jeśli kroi się przygoda zimowa, zabieram duży śpiwór, który trafia do podobnego, także rolowanego, 15-litrowego pokrowca. Obok śpiwora, na dnie, ląduje apteczka, zamknięta w hermetycznym pudełku.
Gdy śpiwór spoczywa już na dnie, wypełniam plecak dużym workiem, układając w nim cały sprzęt. Jedzenie, ubrania, namiot, kuchnia – niemal całe wyposażenie trafia do środka. Zachowuję przy tym zasadę pakowania ciężkich rzeczy wyżej i blisko pleców. Dzięki temu środek ciężkości bagażu układa się najwygodniej. Gdy całe wyposażenie jest już spakowane, kilka razy zwijam otwór worka, by nie przepuścił ani kropli wody. W tej chwili mój sprzęt jest już bezpieczny.
W czasie deszczu kluczowe jest zachowanie suchej zmiany bielizny i ubrań. Skarpety czy bluza lądują więc w dodatkowej, mniejszej torbie i dopiero tak zabezpieczone trafiają do dużego worka w plecaku. Mam więc pewność, że choćby trafiła mi się przypadkowa kąpiel w rzece, zawsze mam coś suchego do przebrania.
Nawet gdy pogoda jest parszywa, nie mogę wykluczyć, że zechcę zrobić kilka zdjęć. Torbę z aparatem wkładam więc do drugiej mniejszej torby, starannie zawijam i umieszczam na wierzchu bagażu. Na zdjęciu poniżej jest to nieduży, biały pakunek.
Na samej górze ląduje to, co niezbędne podczas każdej wędrówki: jedzenie i woda. Te nie muszą być zabezpieczone przed przemoknięciem. Między nimi spoczywa też często mapa, wsunięta w foliową koszulkę formatu A2. Oraz, oczywiście, kurtka i spodnie przeciwdeszczowe, o których pisałem kilka tygodni temu.
Tak spakowany plecak nie jest więc zabezpieczony mnóstwem nietrwałych torebek. Nie ma też jednego, wielkiego worka, przez który musiałbym przebijać się w poszukiwaniu jakiegoś drobiazgu. Nawet w ulewie mogę zdjąć plecak i jednym ruchem wydobyć czekoladę, butelkę wody, mapę czy aparat, nie wpuszczając ani kropli do reszty mojego zestawu. Plecak nie jest zabezpieczony żadnym pokrowcem – i bardzo dobrze! Na zdjęciu możesz zauważyć, że mój model pozbawiłem klapy. Jego otwieranie jest teraz dużo łatwiejsze, a waga spadła o 250 gramów. Dodatkowy zestaw worków waży mniej niż połowę tego. W czasie deszczu materiał plecaka nasiąka wodą, ale nie ma to znaczenia.
Karimatę trzymam na zewnątrz, nie zabezpieczając jej przed deszczem. Ta, której używam – model RidgeRest – wykonana jest z pianki o zamkniętych porach i nie nasiąka wodą.
Rozbijanie biwaku w deszczu jest łatwe. Gdy się zatrzymuję, wyciągam z plecaka drobiazgi leżące na wierzchu i szybkim ruchem wydobywam namiot lub płachtę, który spoczywa tuż pod zamknięciem worka. Rozstawiam schronienie i wchodzę do suchego wnętrza. Rozkładam karimatę i śpiwór, po czym wydobywam z worka kolejne potrzebne rzeczy: paliwo, kuchenkę, jedzenie. Także nocą mój wodoszczelny worek jest jednak przydatny. Gdy boję się, że namiot lub płachta przemokną, całe wyposażenie chowam w nim. W ten sposób, choćby mój dach nad głową poddał się pod naporem żywiołu, sprzęt pozostaje suchy.
Rano pakuję plecak. Nową porcję jedzenia i wody na kolejny dzień wyciągam jeszcze w namiocie, by włożyć na wierzch plecaka i mieć je pod ręką w ciągu dnia. Dzięki temu nie muszę otwierać worka w deszczu, szukając czegoś na ząb podczas postoju. Gdy całe wyposażenie jest spakowane do worka, a worek do plecaka, mogę bezpiecznie wystawić bagaż na zewnątrz. Jeśli poranek jest ładny, suszę moje schronienie. Jeżeli widoków na poprawę pogody nie ma, zwijam namiot/płachtę, ALE tym razem nie chowam ich do worka! Przesiąknięte wodą od razu zamoczyłyby resztę sprzętu. Tym razem lądują one w górnej części plecaka, obok torby z aparatem i zostają tam do czasu, aż będę mógł je wysuszyć… lub do kolejnego mokrego biwaku. I tak w kółko.
Proste? Bardzo. Jedynym nawykiem, jaki musiałem sobie wyrobić, jest zabieranie na szlak kompletu worków oraz takie pakowania bagażu, by w poszukiwaniu potrzebnego drobiazgu nie narażać na zmoczenie całej reszty.
Koszt kilku mocnych, wodoszczelnych worków jest tańszy, niż pokrowiec przeciwdeszczowy. Ich zestaw starczy nawet na kilka sezonów. Daje też niemal 100-procentową wodoodporność bagażu. Z pewnością nie jest to jedyny możliwy system, ale najlepszy jaki dotychczas wypracowałem. Jeśli masz swój – chętnie przeczytam.
13 odpowiedzi
Sposób prosty i skuteczny, a to właśnie dzięki doświadczeniu.
Ja zaś przy moim niewielkim plecaku preferuję poncho, które chroni mnie i moje mienie – niemal jak niegdysiejszy slogan „pewnej wiodącej firmy ubezpieczeniowej” 😉
Oczywiście także posiadam worki wodoszczelne – te rolowane – Ospreya, Karrimora, Colemana i Fjorda Nansena. Śpiwór i zmianę bielizny ZAWSZE mam spakowaną do takich worków, podobnie jak elektronikę – powerbank, ładowarkę, zapasowe baterie. Przy deszczowych prognozach do worków pakuję całą resztę – ubranie i jedzenie.
Także nie używam pokrowca na plecak. O ile na krótką metę daje radę, o tyle przy dłuższym wędrowaniu w deszczu, woda spływająca z pleców trafia do niezabezpieczonej części plecaka, co koleżankę niemiło zaskoczyło gdy wieczorem wyciągnęła (pożyczony ode mnie) śpiwór puchowy. Na szczęście spaliśmy pod dachem, więc śpiwór zawisnął do suszenia, ale lekcja została odrobiona.
A poncho ma tyle zalet, że noszę je i przy pogodzie. Oprócz ochrony wędrowca z plecakiem, może służyć za daszek czy mały tarp, można je też podłożyć pod matę czy śpiwór na glebie w schronisku. Ważne, by poncho było lepszej jakości niż jednorazowe, choć na jednodniówki i foliowe awaryjnie da radę.
Pozdrawiam i do spotkania na szlaku!
Dzięki Jacku 🙂 Na grzbiecie Karpat Ukraińskich może?
Szczerze mowiac, podobnie ja Yatzek uzywam poncho. Pare przyczyn: 1. Nawet z najlepsza gortexowa kurtka, pada na tyl plecaka i moczy caly nosny system, ktory staje sie mokra gabka. 2. W cieplym sezonie, wogole zaprzestalem nosic kurtek z membrana, przy jakimkolwiek podejsciu, jestem mokry od srodka, uzywam tylko lekkiej 100 gr DWR wiatrowki i gdy zaczyna porzadnie padac ponczo NatureHike silnylon 4000mm 200gr. Jest sucho, jest przewiewnie, jest lekko, mokna mi tylko konce rekawow, wszystkie moje goretexy, leza w szafie i chodze w nich po miescie
A taki patent znalazłem na jednej z tzw. „stron poradnikowych” (nie stosowałem osobiście – ciekawe jak rzeczywiście się to sprawdza) – http://www.biegunwschodni.pl/2015/05/co-zabrac-na-kilkudniowa-wedrowke-po-gorach.html:
„Worki na śmieci 60l
Pokrowiec przeciwdeszczowy na plecak jest na mały, przelotny deszcz. Na duży deszcz to nie wystarczy. Worek na śmieci przecięty z jednej strony wzdłuż, nałożony na plecak, pod pokrowiec, to mój autorski patent. Skuteczny.”
Co do poncha, zgadzam się w zupełności, co do uniwersalności zastosowania.
Tomaszu, ten patent narodził się z potrzeby chwili, kiedy mój nieprzemakalny (wg. producenta) pokrowiec zaczął puszczać wodę. Folia to folia. Od tamtej pory worki na śmieci w moim plecaku zagościły na stałe. Nic to nie waży, nic nie kosztuje, a chroni przed deszczem jak nic innego.
Pozdrawiam!
Natalia, autorka bloga biegunwschodni.pl
Yatzku. Jakiego używasz poncza? Czy mieści się pod nim wysoki i duży 60l plecak?
Co do moich patentów to stosuję worki do kiszenia kapusty że sklepów ogrodniczych. W prawdzie są lżejsze, ale przyznam, że można w nich zrobić dziurę upychając rzeczy w plecaku.
W Gdańskim Wrzeszczu w podróżniku kupić fajne torby silikonizowane. takie zwijane.
Jak dla mnie mega sprawa. Można w tym i skompresować śpiwór i wodę przenieść ze źródełka do obozu.
jak się włoży czołówkę do środka to i lampkę namiotową idzie z tego zrobić.
@Gryzli Mam, używam, niestety szybko zaczęła przypuszczać wodę. Silikon wytarł się chyba i cienki nylon nie jest już szczelny. Szkoda, bo pojemność jest idealna na zimowy śpiwór. Zabieram ją, ale już tylko na zapas jedzenia.
Mozna spryskac impregnacja do namiotow. Trzyma sie lepiejj niz oryginalny silikon. Ale chyba problem lezy po stronie chinczykow. Pomaranczowy drybag trzyma szczelnosc od 7 lat. . Niebieski z innej partii przetarl sie po 3sezonach a zielony nie byl nigdy pokryty silikonem. Od poczatku latwiej sie rysowal i przecieral. Mam wwrazenie ze zaimpregnowany byl inaczej lub wcale. Poki trzyma sie wewnatrz plecaka jest ok.
Ciekawi mnie pomysł wrzucania namiotu który jest potencjalnie mokry razem z innymi rzeczami do plastikowego worka – ja układam namiot równolegle w osobnej cienkiej folii żeby nie zamoczyć namiotem reszty rzeczy.
Masz pojęcie jakiej grubości jest twój worek na gruz, ew. ile waży? Testowany przeze mnie puścił na dnie po dwóch dniach, fakt że nie traktowałem go lekko bo wpychałem bezpośrednio do niego śpiwór i kompresowałem ile się da (patent z Clellanda 😉
Tak jak napisałem – namiot ląduje wspólnie z bagażem tylko, gdy jest suchy. Po pierwszym deszczu wkładam go osobno, nie w worku, więc nie ma ryzyka, by inne rzeczy od niego zamokły. Jest gruby, 60-litrowa wersja waży 125 gramów.
Przeciekające plecaki, to niestety efekt konieczności zachowania ładnego wyglądu. Używałem Cordury 65 (sport hofer) i nie przeciekał. Głównie dlatego że miał bardzo mało szwów i bardzo prosty krój. Na głównej części plecaka były dosłownie 3 szwy. Dwa pionowe, łączące przód z bokami, i jeden tworzący napę na zamek od dolnej komory. Ten zamek to też był ewenement – całkiem poziom. Krój klapy też był tak zrobiony, że poszczególne elementy przykrywały się jak dachówki.
Szyna od zestawu nośnego była wklejona albo wgrzana w materiał.
Generalnie, póki plecak był w pionie deszcz po nim spływał, i nawet po kilkugodzinnej ulewie wszystko było suche. Niestety ten sprzęt miał najbardziej beznadziejny system nośny na plecach – dwie poduszki ze zwykłej gąbki i zdecydowałem się na wymianę.
Nastepny model Solothurn 80 (kopia Karrimora) był dużo wygodniejszy, ładniejszy, ale przeciekał na osłonie dolnego suwaka. Co ciekawe – tylko tam.
Kolejny był Woodpecker 65 Alpinusa, który ciekł na łączeniach, ale za to był bardzo, ale to bardzo ładny.
Może kiedyś firmy wrócą do minimalistycznego wyglądu, i minimum szwów na całej powierzchni.
BTW: może dobrą opcją jest po prostu plecak zrobiony z siatki? Będzie lżejszy, do zabezpieczenia przed wodą i tak się użyje worka, a jeśli coś zamoknie to w takim siatkowanym łatwiej wysuszyć.
A może laminowanie szwów jak w namiotach, i naprawdę hydrofobowa impregnacja na zewnątrz i w środku byłoby lepszym wyjściem? Każdy plecak (jak do tej pory) w końcu przecieka. Jak sobie z tym radzimy to raz, ale zapomnieliście o jednym, tyje:) Czyli robi się o wiele cięższy. Pozdrawiam.