Jakoś tak mam, że niektóre z moich wpisów zaczynam od opowieści. Także i tym razem, na początek, dwie historie.
Pierwsza:
Podczas studiów wyjechaliśmy latem na obowiązkowe ćwiczenia z teledetekcji. Wyjazd składał się w dużej mierze z pracy nad zdjęciami lotniczymi, co wymagało biegania po beskidzkich pogórzach i rysowania odręcznych map na kawałkach kalki technicznej. W ramach jednego z ćwiczeń mój zespół, uzbrojony w odbiornik GPS, miał ustalić współrzędne czterech narożników terenu, który opracowywaliśmy tego dnia. Zabraliśmy się więc do pomiarów. Dopóki znajdowaliśmy się w dolinie, nasze wyniki mogły jeszcze budzić jakie-takie zaufanie, wysokość 330 metrów nad poziomem morza wydawała się w tym miejscu prawdopodobna. Kiedy jednak wspięliśmy się na wysokie partie zboczy okazało się, że nasz GPS wskazuje fenomenalne MINUS 130 metrów. Podchodząc około 100 metrów w górę, znaleźliśmy się poniżej dna Bałtyku. Próbowaliśmy różnych sztuczek, ale odczyt na urządzeniu nie chciał być inny. Musieliśmy cierpliwie poczekać na asystentkę, która przybiegła z lepszym urządzeniem i podała nam właściwe koordynaty. Problem w tym, że dokładnie wtedy na sąsiednich zboczach, działały wspólnie z nami 3 inne zespoły. Wszystkie pod opieką tej samej osoby, wszystkie doświadczające tego samego problemu. Biedna pani asystent musiała więc nabiegać po całej dolinie, mierząc za nas współrzędne 16 punktów.
Nie pytajcie jakiej firmy były to modele. Pamiętam, ale nie napiszę. Spuśćmy na to zasłonę milczenia 🙂
Druga:
Było to jesienią, na szczycie Chryszczatej, w zachodnich Bieszczadach. Po kilku godzinach podejścia ze Szczawnego odpoczywałem na wierzchołku, gdy od zachodu dotarło na szczyt małżeństwo z synem. Rodzice usiedli na wierzchołku i kontemplowali otoczenie, ich syn zaczął chodzić w kółko w GPS-em w dłoni. Co jakiś czas informował o zmianach.
– O, a tutaj pokazuje już metr wyżej – powiedział, po dziesięciu krokach po absolutnie płaskim szczycie.
– Przesunął się teraz o jedną sekundę – to chwilę później, gdy zrobił drobny kawałek w bok. Chodził tam i z powrotem, patrząc tylko w ekran urządzenia.
– A ciekawe, jak nazywa się ten szczyt na północ od nas? – zagadnął go w pewnej chwili ojciec. Chwila milczenia, przewijania guzikami w odbiorniku i odpowiedź, która prawie mnie rozbawiła:
– Nie wiem, tam już kończy się moja mapa.
Te dwa zdarzenia dobrze pokazują ograniczenia urządzenia jakim jest odbiornik nawigacji satelitarnej. I dlaczego nigdy nie używam GPS-ów w górach.
Nawigacja satelitarna to fajne urządzenie i potrafi oddać nieocenione usługi w terenie. Problem w tym, że większość ludzi używa jej zazwyczaj tam, gdzie nie jest ona kompletnie potrzebna.
Czym jest odbiornik GPS? Urządzeniem, które na podstawie dokładnego pomiaru sygnału pochodzącego z satelitów nawigacyjnych, ustala nasze położenie na Ziemi z dokładnością do kilku-kilkunastu metrów i podaje je w układzie współrzędnych geograficznych. Tylko tyle. Ten prosty fakt powoduje jednak sporo nieporozumień.
Kilka lat temu człowiek planujący przejście Łuku Karpat spytał mnie, czy warto zabrać ze sobą GPS. Byłem zdziwiony, bo nie widziałem kompletnie zastosowania dla tego urządzenia. Dziś również, nawet na tak długiej trasie, w ogóle go nie widzę. W górach takie urządzenie służy najczęściej do określenia naszego położenia. Co jednak w sytuacji, gdy dysponujemy jedynie odbiornikiem, nie mamy jednak dobrej mapy? Gdy stajemy wówczas pośrodku grzbietu, doliny itp., nasz GPS pokazuje naszą lokalizację z dokładnością do 1/10 sekundy geograficznej, ale mapa na której nawigujemy, posiada najmniejsze szczegóły w rozmiarze kilkuset metrów? Albo, co w Karpatach rumuńskich jest częste, nie ma siatki współrzędnych? Sama znajomość naszych współrzędnych nie da nam nic, jeśli nie wiadomo, w która stronę mamy iść lub gdzie szukać punktu docelowego. Odbiornik okazuje się wtedy kompletnie nieprzydatny, jest tylko gadżetem, w dodatku kosztownym.
Urządzenie GPS pokazuje dokładną lokalizację. Aby w pełni skorzystać z tej informacji, potrzebujesz jednak dobrej mapy, w dużej skali, na przykład 1:50 000. Takie mapy dostępne są tylko dla niektórych części świata i to tych bardziej cywilizowanych.
Od kilkunastu lat mapa i kompas są dla mnie najlepszymi urządzeniami nawigacyjnymi. Z ich pomocą jestem w stanie określić wszystkie te parametry, które podałby mi odbiornik GPS. Wyruszając na dowolna wędrówkę po prostu zwracam uwagę na punkty orientacyjne, jakie mnie otaczają. Każda góra, dolna, koryto rzeki, żleb, przełęcz, połączenie grzbietów, zabudowania – wszystkie one są znakomitymi punktami odniesienia podczas nawigowania w górach. Mijając je na bieżąco wyznaczam i aktualizuję swoje położenie. No dobrze, nie osiągam wtedy dokładności kilkunastu metrów, ale bądźmy realistami – podczas klasycznej wędrówki przez góry taka dokładność nie przyda Ci się nigdy. W trakcie wszystkich moich wędrówek, w tym także obu przejść Karpat, na palcach jednej ręki mogę zliczyć sytuację, w których GPS mógł się przydać. Nigdy jednak nie był niezbędny.
Wiele razy zdarzało mi się iść przez góry, mając pod ręką tylko szkic masywu górskiego. Na kartce formatu A4 zaznaczone były tylko główne grzbiety i szczyty, o poziomicach i współrzędnych można było pomarzyć. Jaka jest przydatność nawigacji satelitarnej gdy ma się taka mapę? Zerowa. Można oczywiście kombinować, wyszukując naszą trasę na mapach Google’a, porównywać obraz satelitarny z mapą i wyznaczać punkty pośrednie naszej przyszłej wędrówki, ale po pierwsze, obrazy z satelity nie zawsze są wystarczająco szczegółowe, po drugie zrobiona z góry fotografia nie oddaje kształtu terenu, a to właśnie on decyduje o tym, którędy prowadzi najłatwiejsza droga przez dany obszar.
Jedną z funkcji odbiornika GPS jest śledzenie trasy i podpowiadanie użytkownikowi którędy ma iść. Ta funkcja ma identyczne ograniczenia. Aby wyznaczyć dokładną trasę, która następnie wprowadzę do urządzenia, potrzebuję dobrej mapy. Jeśli jej nie mam, mogę posiłkować się serwisem Google Maps, który także nie zawsze jest wystarczająco szczegółowy. Mam więc zabawkę, która potrafi prowadzić mnie za rękę z dokładnością do kilku metrów, nie mam jednak możliwości wyznaczenia mojej drogi z taką precyzją. Tymczasem mapa, kompas i odrobina praktyki pomogą zrobić to lepiej – za ułamek ceny urządzenia.
Pomiar odległości także bywa iluzoryczny. Co mi po informacji, że do schroniska zostało mi jeszcze 5397 metrów w linii prostej, jeśli na drodze wyznaczonej przez urządzenie znajduje się urwisko lub rzeka? Taki pomiar nie mówi kompletnie nic o trudnościach terenu, jakie muszę pokonać. Jedynym rozwiązaniem pozostaje stara, dobra mapa i umiejętność jej czytania.
Inne zalety mapy?
Żadnych baterii i problemów z ładowaniem, frustracją, gdy energia wyczerpie się w najtrudniejszym miejscu, dźwiganiem zapasowych paluszków czy ładowarki słonecznej na plecaku. Działa w każdej temperaturze. Nie ma wyświetlacza, który rozbije się przy upadku, ani elektroniki, która padnie po kilku latach. Jest szybsza w użyciu. I oczywiście tańsza.
Niektórzy traktują odbiornik GPS jako stację pogodową. Pomysł jest bardzo prosty: jeśli znajdując się na stałej wysokości obserwujemy zmianę ciśnienia (przy założeniu, że nasze urządzenie ma wbudowany barometr), może to oznaczać zbliżający się front atmosferyczny. Według mnie to świetny przykład na to, jak technika, którą się otaczamy, odbiera nam umiejętności, które dla naszych przodków były czymś oczywistym – jak przewidywanie pogody. Co do mnie, wolę co jakiś czas spoglądać na niebo i oceniać kształt chmur. Nie jestem meteorologiem, ale już podstawowe informacje zawarte w każdym podręczniku turystyki górskiej wystarczą, by móc określić jaka pogoda zbliża się w naszą stronę. Widząc na horyzoncie rozbudowaną chmurę burzową typu cumulonimbus, wcale nie potrzebuję GPS-a, barometru czy stacji pogodowej, by wiedzieć, że za kilka godzin może przyjść ulewa.
Rzecz ciekawa: za każdy razem, gdy widzę turystów wędrujących z GPS-em, dzieje się to w terenie łatwym technicznie, znakomicie oznaczonym szlakami i mającym tysiące możliwych punktów orientacyjnych. Na odludzia takie osoby zdają się nie zapuszczać. Czasem zastanawiam się, po co te urządzenia, skoro ich właściciele zazwyczaj nie mają ochoty lub odwagi zapuszczać się w naprawdę dzikie miejsca, a korzystają z zaawansowanej elektroniki na szerokim jak autostrada szlaku św. Jakuba przez Hiszpanię.
Czy są więc okoliczności, w których nawigacja staje się potrzebna? Tak, ale nie ma ich wiele, a większość z nas prawdopodobnie nigdy się w nich nie znajdzie:
- Podczas wędrówki w terenie kompletnie pozbawionym punktów nawigacyjnych, na przykład na pustyni, w idealnie płaskim krajobrazie arktycznej tundry, na potężnych połaciach arktycznych lub antarktycznych lądolodów, w gęstej dżungli, gdzie widoczność ograniczona jest czasem do kilkunastu kroków (i w żeglarstwie, ale to nie mój fach).
- W terenach polarnych, gdzie kompas przestaje działać, przez bliskość biegunów magnetycznych.
- Na lodowcu, gdzie wyznaczamy trasę między szczelinami. Jeśli podchodząc w kierunku szczytu wyznaczymy w naszym urządzeniu trasę, która omijać będzie lodowe rozpadliny, w powrotnej drodze jesteśmy bezpieczni, nawet we mgle lub w nocy, gdyż wyznaczona wcześniej trasa wskazuje drogę powrotną.
- Do dokładnych pomiarów wysokości, gdy wchodzimy na nieznany szczyt w złej pogodzie i chcemy mieć pewność, że jesteśmy na właściwym wierzchołku.
- Do zamocowania na aparacie fotograficznym gdy chcemy znać miejsce wykonania zdjęcia.
Niektórzy wykorzystują GPS-y do biegania i zliczania kilometrów jakie pokonali. Być może pomaga to w planowaniu cyklu treningowego, dla mnie jest jednak zbyt mechaniczne. Wolę mierzyć swój progres reakcjami organizmu, a nie skupiać się na technicznych gadżetach, kilometrach i sekundach. Profesjonalni biegacze mogą mieć jednak inne zdanie.
Okazuje się, że mając mapę i kompas jesteśmy w stanie nawigować tak samo lub lepiej, jak z użyciem GPS-a. Biorąc pod uwagę, że za cenę najprostszego odbiornika, jestem w stanie kupić komplet map potrzebny do przejścia całego Łuku Karpat, wybór jest oczywisty.
Bardzo łatwo jest kupić odbiornik GPS, wgrać do niego mapę terenu, nanieść ściągnięte z sieci punkty, które ktoś kiedyś wyznaczył i iść niczym po sznurku, wskazaną przez urządzenie trasą. Dla mnie takie wędrowanie jest jednak imitacją wędrowania. To marsz, podczas którego obserwacja zamienia się w podziwianie widoków, przerywane patrzeniem na ekran naszego urządzenia. Wędrowanie „po sznurku” staje się mechaniczną, bezrefleksyjną czynnością, pozbawioną pierwiastka odkrywania. Odbiera też umiejętność skupienia się na drodze (bo przecież skupić trzeba się na wykresie), uważnego obserwowania tego, co znajduje się dokoła nas. Na własne życzenie pozbawiam się zmysłu nawigowania, oddając go w ręce urządzenia. Idąc za jego wskazaniami i nie myśląc samodzielnie, odcinam się od drogi którą pokonuję, zamiast być jej częścią. Droga staje się przeszkodą, nad która muszę gładko przemknąć, a nie rzeczywistością, która przeżywam całym sobą.
A Ty używasz GPS-a? Jeśli tak, do czego jest Ci przydatny?
55 odpowiedzi
używam gps do geocachingu.
GPS czasami przydaje się w górach, choćby takich jak Sinjajevina. Są dość trudne do nawigowania, w szczególności, że nie ma zbyt dobrej mapy tego pasma. Dodam, że używaliśmy tam z kumplem GPS, który miał w tych górach zaznaczony jeden punkt (na szczęście istotny dla nas) i chodziliśmy z lekka na azymut a później z logiem z wcześniejszych przejść. Pod poniższym linkiem, „piękna” mapa Sinjajeviny:
http://balkanyrudej.files.wordpress.com/2013/11/mapa.jpg
A tak wygląda Sinjajevina: http://balkanyrudej.files.wordpress.com/2013/11/dsc00271.jpg
Ponieważ akurat ostatnio podróżuję głównie samochodem, to GPS ma zasadniczy plus jakim jest fakt, że w przeciwieństwie do googlowych map nie potrzebuje internetu, co ma czasami spore znaczenie. Nie zawsze używanie mapy w samochodzie jest takie wygodne, aczkolwiek mapa w każdych warunkach wygrywa dla mnie z GPS z jednej, prostej przyczyn – nigdy się nie rozładuje 😉
Nie zgodzę się w sprawie map, bo sytuacja na przestrzeni kilku ostatnich lat uległa radykalnej zmianie. Europa jest bardzo dobrze przeniesiona na bezplatne mapy, a wybierając się w zupełnie dzikie rejony można nawigować na znane punkty i załadować zdjęcia satelitarne do GPS wartego 700zł czyli 1/4 ceny z 2007. Wtedy przydał się w dzień i w NOCY podczas 20000km azjatyckiej wyprawy.
Czytałem sporo o darmowych mapach, choć żadnej nie używałem. Jeśli ktoś uważa nawigację za niezbędną, to w porządku, może przyda się na pustkowiach. Nawigacja jest fajna również w podróży samochodowej. Pytanie tylko – co takiego potrafi odbiornik W GÓRACH, czego nie zrobimy z pomocą mapy? Na ta chwilę nie widzę takiej rzeczy.
Oszczędzi czas, błądzenie – szczególnie ważne w sytuacjach kryzysowych, ograniczy niepewność, pozwoli na poruszanie się nocą w nieznanym terenie, bo czasem nie ma wyjscia.
„(..) nigdy nie używam GPS-ów w górach (..)”
” (..) Czy są więc okoliczności, w których nawigacja staje się potrzebna? Tak, ale nie ma ich wiele (..)”
Czy to znaczy, ze wezmiesz GPS, jezeli jestes w trudnym technicznie terenie, kiedy zbliza sie np. sniegowa zawieja, czy po prostu „zdarzylo Ci sie” napisac w taki prowokatywny, FAKT-owy sposob?
To znaczy, że zabiorę GPS w rejony polarne lub na pełny szczelin lodowiec, którym później będę musiał wracać. Natomiast w górach, gdzie mapy są zazwyczaj dostępne, a punktów orientacyjnych nie brak, nawigacja satelitarna jest mi po prostu niepotrzebna.
Często używam GPS-u. Choćby po to, żeby wiedzieć jaką trasą i ile kilometrów przeszedłem. Owszem na ogólnie dostępnych szlakach (na szczytach) GPS może być zbędny. Ale na tych samych szlakach już w nocy z mapą nie każdy daje radę. Szczególnie, gdy trafi się ograniczona widoczność. Lub trzeba podać miejsce ewakuacji. W lesie też jest przydatny.
Nie zawsze możemy dopasować mapę do terenu. Zwłaszcza gdy las jest gęsty i nie ma dróg.
Tam ciężko o punkty orientacyjne dla osób mało wprawionych.
Po za tym mapy elektroniczne w teraźniejszych czasach są wystarczająco dokładne, żeby laik dał sobie radę.
Z mapami papierowymi i kompasem niestety jest o wiele trudniej.
Jednak mając GPS, zawsze powinniśmy mieć dodatkowo mapę papierową (najlepiej zdjęcie satelitarne terenu) i kompas.
Większość telefonów podaje same współrzędne, więc na mapie znajdziemy swoją pozycję.
No chyba, że ktoś wybiera się w teren bez podstawowej wiedzy.
Bywa, że w górach GPS może być zwyczajnie niebezpieczny. Kiedyś szedłem w górach przez obszar przez który przeszła wichura i powaliła wielkie połacie lasu. Kiedyś biegł tam szlak, ale nie został po nim żaden ślad. Po godzinie marszu, nie wiedząc dokładnie w którym miejscu się znajduję, odpaliłem swój GPS. Pięknie pokazał pozycję 5 kilometrów przed schroniskiem do którego szedłem. Ustaliłem kierunek marszu i ruszyłem. Po 100 metrach GPS zmienił zdanie i pokazał mi pozycję 2 km… za schroniskiem! Okazało się, że odbicia sygnału od okolicznych stoków są tak duże, że odbiornik najzwyczajniej zwariował. A teraz wyobraźmy sobie taką sytuację we mgle, w Tatrach. Zawierzenie urządzeniu mogłoby poprowadzić nas prosto w jakąś przepaść.
Dobre i ciekawe spostrzeżenie, nigdy nie zetknąłem się z takim zjawiskiem. Wydawało mi się, że takie urządzenia powinny być przed nim jakoś zabezpieczone. Czy to możliwe w takim razie, że coś podobnego przydarzyło nam się w sytuacji, o której wspomniałem na początku? Operowaliśmy na pogórzach, a dolina była szeroka, chyba trudno tam o odbicia?
To jest czesto popelniany blad i problem osob z malym doswiadczeniem z GPSem.
Jesli sie odpali odbiornik, czasem od razu nie ma on sygnalu z wystarczajacej ilosci satelitow.
Czesto uzytkownik widzac, ze juz mu pokazuje jakas pozycje jest przekonany ze ma prawidlowe polozenie. a wystarczy poczekac chwile dluzej , podejsc kilka metrow , zmienic pozycje , zeby urzadzenie zlapalo lepszego fixa i pokazalo dokladniejsze polozenie.
tak samo lepiej po przejsciu malego odcinka, odpalic znoww GPS i powtornie sprawdzic polozenie – to w wypadku jesli nie jestesmy pewni o prawidlowym polozeniu.
Dzieje sie tak jak uruchamiamy odbiornik po dlugim czasie nieuzywania ( tzw zimny start – jesli sie nie myle ).
tak samo GPs nie pokaze w kturym kierunku idziemy , jesli stoimy w miejscu i sie nie poruszamy – wystarczy zrobic kilka krokow zeby Gps zareagowal i wskazal kierunek w ktorym idziemy .
Nie sadze ze odbicia od stokow maja az takie znaczenie . czasem bylem w dosc glebokich wawozach i GPS podawal w miare dokladne polozenie . Tymbardziej jesli sie jest wyzej , na bardziej otwartej powierzchni .
Z całym szacunkiem, ale pisze Pan głupoty na temat GPSu. Pomijając kwestie techniczne, że GPS pracuje w układzie geocentrycznym i równie dobrze może przetransformować współrzędne do każdego innego układu, nie tylko geograficznego, a jakiś układ na każdej mapie być musi (inaczej to ma mało wspólnego z mapą taka rycina) to można po prostu wgrać ortofotomapę z Google Earth, która dla większości Europy ma rozdzielczość kilku metrów, a na całym obszarze na pewno 15 m/pix. Może z jednej strony GPS nie daje tyle frajdy, ile nawigowanie z kompasem i mapą, ale z drugiej, w sytuacjach kryzysowych znacznie ułatwia życie.
Głupoty? To proponuję małe wyliczenie: ortofotomapa ma rozdzielczość 15 metrów na piksel, ekran odbiornika ma 176 x 220 pikseli. to bardzo mało, ale taki jest na przykład Garmin eTrex 30. Nieco większy Oregon ma 240 x 400 pikseli. Oznacza to, że efektywny obszar widoczny na ekranie może wynieść, w przypadku tego drugiego odbiornika, 3600 x 6000 metrów.
Wymiary ekranu w modelu Oregon to 3,8 x 6,3 cm. Dzieląc odległość 6000 metrów, jaka jest w stanie zmieścić się na długim boku ekranu, przez długość samego ekranu, czyli 6,3 cm, otrzymujemy wynik: 1 cm na ekranie to 952 metry w terenie. Wniosek? Otrzymujemy mapę w skali 1:95000. Oczywiście możemy używać funkcji zoom, ale ogranicza nas rozdzielczość ortofotomapy. Nieważne więc ile przybliżymy, efektywna rozdzielczość zawsze będzie odpowiadała mapie 1:95000. Do tego dochodzi problem ukształtowania terenu. Ortofotomapa nie ma poziomic, a jest z definicji rzutem terenu „z góry”, a więc rozpoznanie ukształtowania jest bardzo trudne.
Proponuję Panu mały eksperyment myślowy. Jest pan w lesie, w Beskidzie Niskim, zimą. Bez map, ale GPS działa. Chce Pan znaleźć wygodną ścieżkę przez las w okolicy Krempnej. A teraz proszę wejść na poniższy adres mapy Google’a i wyobrazić sobie, że na jej podstawie musi Pan ustalić przebieg drogi, ukształtowanie terenu i ustalić ile czasu zajmie wędrówka do celu.
https://maps.google.pl/?ll=49.476002,21.509128&spn=0.005187,0.013797&t=h&z=16
Co z tego, że widać tu każdą koronę drzewa, jeśli nie ma żadnych danych o ukształtowaniu terenu, nachyleniach itp.? Tymczasem mając mapę bez problemu rozpozna Pan ukształtowanie terenu, wyznaczy optymalną drogę do celu i oszacuje realną odległość – a nie tylko dystans w linii prostej. Aha, i zaoszczędzi Pan też na bateriach. Jedynym czego potrzeba, to uważność w nawigacji, czyli systematyczne sprawdzanie swojej pozycji. Ale to jest rzecz, której uczyłem się latami.
Głupota? Wystarczyło proste wyliczenie i przykład z polskich gór, by udowodnić, że bez mapy odbiornik GPS staje się nieskuteczny nawet w naszym kraju.
Ograniczając się do map Gólgot’a, włączyłbym widok 3D, bądź przełączył się na mapę hipsometryczną.
Co do nawigowania – najczęściej korzystam z map offline’owych Maps.me oraz Mapy.cz – dostępne chyba na większości platform smarthone’owych. Mam świadomość niedokładności takich urządzeń, jednakże nie raz ratowały mi tyłek, gdy gubiłem szlak nocą (nawet w tak prostym terenie jak Tatry).
Jeśli mam możliwość skorzystania z transmisji danych chętnie też sięgam po aplikację Geoportal.gov – nic nie zastąpi LIDAR’owych skanów terenu, z nałożoną mapą ortofotograficzną ;P
Kompasy posiadam dwa – i oba potrafię skutecznie użyć w sposób by wiecznie pokazywały północ niezależnie od mojego obrotu. Map papierowych nie kupuję, ze względu na niską dokładność (piszę to przez pryzmat Kaczogrodu, pewnie spacerując po Antarktydzie jest trudniej)
Jeszcze trzeba przeczytać, z którego roku jest ten artykuł, zastanowić się jakie były dostępne funkcje np. w mapach google i jakie były dostępne bezpłatne mapy, jakie były możliwości techniczne urządzeń, a dopiero potem odnosić się do artykułu i odpowiedzi autora pod tym artykułem. Cztery lata przy obecnym postępie technicznym jest jak przepaść dla ślepego wędrowca.
GPS z zalozenia jest systemem pokazujacym pozycje 2D. Wynika to z geometrii odbierania sygnalow kosmos-Ziemia. Dodatkowo, do prawidlowego dzialania odbiornika GPS potrzebny jest model Ziemi, na ktorym odbiornik opiera swoje wyliczenia, przewaznie jest to model WGS 84. Ale jest to model, geoida, nie uwzglednia ona takich „anomalii” naszego globu jak lancuchy gorskie czy depresje a tylko generalne splaszczenie i ksztalt Ziemi.
Dla kazdego nawigatora jasnym jest, ze sam GPS bez mapy jest nie wiele wart w nawigacji. Mapy stosowane w recznych urzadzeniach sa niejako dodatkowym gadzetem w odbiorniku GPS. Wystarczy wspomniec jakimi scislymi obwarowaniami objete sa elektroniczne systemy morskie ECDIS, a sa to tylko i wylacznie systemy 2D.
Nie oczekujmy wiec od recznych odbiornikow GPS cudow, ale znajac ich ograniczenia mozna je bezpiecznie uzywac. Jesli chodzi o opcje kompasu w odbiornikach GPS to taki kompas moze byc dokladniejszy niz reczny kompas magnetyczny obciazony deklinacja magnetyczna (ktora trzeba znac dla danego rejonu) oraz dewiacja (stojac na przyklad w poblizu duzego stalowego objektu moze wystapic znaczna). GPS pokaze nam Course Over Ground, czyli kurs rzeczywisty jesli zaczniemy sie poruszac.
W kilku wypowiedziach pojawiła się tzw. sytuacja kryzysowa jako uzasadnienie konieczności używania GPS. Powiem szczerze, że nie rozumiem… NIe sądzę aby używający tego argumentu wiedzieli o czym piszą, nie potrafią nawet sobie wyobrazić takiej sytuacji, a tym bardziej w takich okolicznościach się nie znaleźli. Błądziłem wielokrotnie, ale następnie błądziłem jakby mniej; i to w pewnym sensie nazywa się doświadczenie… Ale z fanami nowości, gadżetów, dopóki moda nie minie- nie pogadasz. Tak samo samochody; teraz wielu kilometra pieszo nie przejdzie, w kurwortach na sam szlak wiedzie; taka moda, za parę lat przejdzie na rowery lub coś tam, coś tam. Pełen niemego podziwu dla Łukasza. Zdrowia na przyszłość.
A GOPR i TORP również wydaje pieniądze na niepotrzebne zabawki, bo taka moda 🙂 JASNE
Owszem, przyda się gdy trzeba podać swoją pozycję ratownikom, a oni, dysponując swoim urządzeniem, szybciej Cię zlokalizują. To samo jednak potrafię zrobić przy użyciu mapy, sorry 🙂 Z wyliczenia, które wcześniej pokazałem w tej dyskusji widać także, do czego przydaje się GPS bez mapy.
Ja bym nie kwestionował przydatności GPS, bo po pierwsze jest coraz szerzej wykorzystywany na ladzie, wodzie i powietrzu, a kazde mocarstwo uruchamia swój: GLONASS, GALILEO, chinski, indyjski.
Nie pisał bzdet, że nie działa na podstawie premitywnych 10 letnich odbiorników, albo siedząć w studni.
GOPR, TORP wdrażał GPS zanim zaczeły się pojawiać u ludzi, w komórkach. Czasem są warunki mało turystyczne i wtedy harcerskie sposoby można sobie włozyć…
Zastanowił się nad własną wypowiedzią: „wiele lat zajelo mi obycie z nawigacją w terenie”, bo nie dla każdy, kto idzie w las, jest skłonny do takich poswięceń lub ma ten czas…
Ewidentną wadą jest konieczność zasilania.
Jedno jest pewne na pustyni byś z mapa nie poszalał
Pytasz co można z GPS-em, czego nie można z mapą? Proszę: zawrócić po własnych śladach, wrócić do pozycji sprzed chociażby godziny (a więc już nawet 5-7 kilometrów dalej) w trudnych warunkach. Zimowych, ulewnych, nocnych, zdrowotnych – dowolnych takich, które spowodują, że nie dostrzeżesz swoich śladów w terenie. I wiedząc odrobinę o Twoich wyprawach (szacun, fajne) to właśnie jest takie zastosowanie, jakie może Ci się zdarzyć i w których najlepsza mapa nie pomoże, jeśli wcześniej, z powodu wspomnianych warunków, stracisz orientację. A czego naturalnie nie życzę.
Więcej – mapa którą wrzuciłeś wyżej nawet nie zapewni Ci ratunku w bardzo kryzysowej sytuacji. Brakuje współrzednych, a skala jest niewystarczajaca, byś jednoznacznie wskazał ratownikom 'jestem tu i tu’. Pół biedy, jeśli ratować mieliby Cię wyspecjalizowani ratownicy, znający teren na którym operują i jego 'meandry’. Ale 'po prostu’ znajomi… nie wiem, czy znaleźliby Cię szybko.
Jeszcze: pisząc o mapach do GPS wspominasz o skali i chyba tym pokazujesz, że nawigowania przez GPS jednak nie znasz do końca. Bo trudno mówić o skali w przypadku map wektorowych. Są doskonałe mapy Polski, wektoryzowane z map źródłowych o skali 1:50 000, które dzięki przybliżeniu możesz mieć w odbiorniku w skali 1:1000… Są pasjonaci, którzy pojedyncze kupki cegieł ze zniszczonych bunkrów nanoszą na mapy do GPS (przeważnie doskonała i darmowa polska UMP), osiągając dokładność ponad wszelką skalę liczbową…
I pewnie więcej można by pisać. Bardzo Cię szanuję za pomysły na wyprawy, za realizację, w końcu właśnie za skuteczną nawigację bez GPS – jesteś gość! Ale nie przedstawiaj odbiorników GPS jako tylko zabawki. To zaledwie narzędzie i od rozumu używającego je człowieka zależy, co z nim zrobi.
Pozdro! :]
Przejrzałem – rzeczywiście, UMP robi wrażenie. Także dzięki opcji rysowania profilu wysokościowego. Tylko gdzie są poziomice? Bo bez nich nawigacja w górach, a taka mnie przede wszystkim interesuje, sprowadza się do wędrowania po liniach prostych. czy można wyświetlić na mapie UMP warstwice wysokości?
Co do warstwic: wystarczy chcieć – zerknij na http://gpsmaniak.com/2010/PL_Topo/mapy-sciezki_pl.htm
Bardzo fajne, dzięki!
BŁAD. Wystarczy pobrać UMP w wersji ze skórką dla odbiorników turystycznych zamiast samochodowych.
Przypomina mi się sytuacja na pewnej imprezie, gdzie 1 zadaniem było dotarcie do wyznaczonego punktu w terenie – na chyba 8 ekip 1 używała mapy i kompasu, reszta GPS-ów. Zgadnijcie kto jako jedyny dotarł w wyznaczonym czasie 😉
Czy dlatego, że posiadający GPS próbowali iść po linii prostej?
znam dwie sytuacje, gdy GPS to naprawdę nieocenione narzędzie. Pierwsza to poruszanie się w nocy po nieznanym terenie w nocy. Raz trafiłem w Tatrach Zachodnich na szlak zmieniony po wyczyszczeniu dużego kawałka zniszczonego lasu, którym prowadził kiedyś szlak. Jego nowy przebieg nie został dobrze oznaczony ani jeszcze 'wydeptany’. Po dłuższym błądzeniu GPS dopiero wyprowadził mnie na szlak.
Druga – dużo istotniejsza to funkcja track-back. Miałem okazję znaleźć się na kawałku szlaku w mocno eksponowanym terenie w chmurze i zawierusze śnieżnej. Widoczność 0 – kijkami wyczuwałem, czy stawiam stopę jeszcze na śniegu. Tylko GPS uratował mnie przed kolejnym biwakiem w naprawdę ciężkich warunkach.
Łukasz, pytałeś czy można na mapach cyfrowych wyświetlić warstwice wysokości (poziomice). Aż się zacząłem zastanawiać czy faktycznie to co ja widzę na moich mapach to jest to o czym mówisz 🙂 No jasne że można! Generalnie mapa wyświetlana w odbiorniku GPS może wyglądać dokładnie tak samo jak mapa papierowa. Do tego jednak możesz sam decydować o zagęszczeniu siatki poziomic czy o ilości wyświetlanych szczegółów mapy. Nowsze odbiorniki mają nawet automatyczne cieniowanie terenu, znane z map papierowych, aby ułatwić orientację w rzeźbie terenu. Tak więc pod tym względem jest co raz lepiej.
Dodatkowo pozwolę sobie zauważyć iż powszechność GPS-ów i wynikająca z tego pozorna łatwość nawigacji bardzo mi przypomina dzisiejszą postać fotografii … Bardzo wielu osobom wydaje się że do tego aby zrobić DOBRE zdjęcie wystarczy mieć DROGI aparat z bajerami. Tak samo wiele osób sądzi że mając GPS mają już wszystko co im potrzebne w górach.
Niestety, tutaj tak samo jak w fotografii trzeba mieć świadomość rzemiosła i niedostatków narzędzi jakimi się posługujemy. Być może nie byłoby odbić sygnału GPS gdybyśmy chwilę postali w jednym miejscu i pozwolili odbiornikowi się dobrze „zlokalizować” – czasem bowiem przy małej liczbie satelitów (trudnych warunkach, głębokich dolinach itp.) GPS może „wariować” i gubić sygnał.
Czy to jednak powód do tego aby nie używać GPS? Czy kompas nie ma swoich ułomności? Też ma …
Co mi się jeszcze podoba w GPS to to że jest to urządzenie cyfrowe – żeby przesłać trasę jaką się szło wystarczy ją przesłać (co w dzisiejszych czasach jest możliwe już w co raz bardziej trudnych warunkach, myśli się też o podłączaniu GPS do innych urządzeń, nadawczo-odbiorczych, celem transmisji swojego położenia, automatycznego „blogowania” swojej pozycji itp.), bo nie zawsze kiedy się coś stanie jesteśmy w stanie wezwać pomoc … a może zrobić to za nas jakiś automat …
Jedno co wydaje mi się faktycznym dużym minusem wszelkich urządzeń elektronicznych to ich temperatury pracy … Nie wiem jak to wygląda w naprawdę trudnych warunkach (może trzeba wtedy nosić GPS pod kurtką), ale generalnie minusowe temperatury nie sprzyjają ani elektronice ani bateriom … czyli kolejnej bolączce takich urządzeń.
Przyznam że trochę brakuje mi doświadczenia w używaniu GPS w naprawdę dużych górach … ale pożyczałem raz swojego Garmina koledze, który wybrał się grupą w Alpy … Odbiornik wrócił trochę porysowany 🙁 ale pierwszą rzeczą jaką go zapytałem po powrocie było „czy GPS się przydał” – bo do tej pory nie miał okazji używać takiego urządzenia. Stwierdził że bardzo dobrze się sprawował, praktycznie cały czas korzystali z niego i z mapy (co chyba oczywiste) i raz dzięki niemu nie poszli za daleko niewłaściwą drogą … i musieli się tylko 0,5h wracać (i mowa już nie o odcinku gdzieś w jakiejś dolinie ale już prawie przed jakimś szczytem – tłumaczył mi to oczywiście potem na mapie, dlaczego zmylili trasę, ale nie pamiętam już szczegółów).
Tak czy inaczej uważam że z GPS-u też trzeba się najpierw nauczyć korzystać aby móc go porównywać z kompasem (mapę zostawiam w spokoju – jest potrzebna wg. mnie w obu przypadkach, choć w sytuacjach kiedy nie jest potrzebna duża szczegółowość albo podgląd większego fragmentu to można się ograniczyć do samego GPS-u o ile posiada stosowną mapę).
Tak wiem że szukasz głównie uzasadnienia na używanie GPS w górach … ale chciałbym na koniec przytoczyć kilka innych zastosowań GPS, które nie mogą się równać z nawigowaniem z kompasem i mapą … na korzyść tego pierwszego.
Nie bez znaczenia pozostaje nawigowanie kiedy zależy nam na szybkości … np. jadąc rowerem w górach, na nartach poza szlakiem (nie próbowałem, ale domyślam się że może się przydać); ps. w moim GPS jest też opcja SkyJump (rozumiem że do śledzenia swojej prędkości wertykalnej podczas skoków spadochronowych, paralotni itp.);pływanie kajakiem (nie raz służyłem towarzyszom wiedzą „na którą dotrzemy na biwak” albo czy dobrze oszacowaliśmy czas potrzebny na spływ i czy w związku z tym musimy się przyłożyć do wioseł, czy też raczej wrzucić na luz … nie mówiąc już o tym że rzeka nie czeka aż się znawigujemy za pomocą kompasu i mapy … tylko płynie dalej 🙂
Kolejny plus dla GPS to nawigacja na jeziorach – do tego oczywiście ważne jest posiadanie dobrej mapy ze skałami, mielizną itp. tutaj ciężko mi jest sobie wyobrazić nawigację z kompasem i mapą 🙂
PS. poza tym jestem pod wrażeniem Twoich podróży od pierwszego spotkania w Klubie Podróżnika 🙂 Oby tak dalej 🙂
Witaj Łukaszu,
mam pytanie do tekstu, a konkretnie do ew. problemów z ładowaniem.
Jak rozwiązujesz ładowanie aparatu (zakładam, że to cyfrówka) i komórki na takich długoterminowych wyprawach? Czy rezygnujesz z tych gadżetów, czy też masz jakiś swój sposób na zasilanie?
Jeśli udaje Ci się rozwiązać problem zasilania w aparacie cyfrowym, wówczas i z GPS nie powinieneś mieć problemów.
Inne zalety odbiornika GPS? Jest poręczny, w odróżnieniu od mapy papierowej. W trudnych warunkach pogodowych: na mrozie, a zwłaszcza przy silnym wietrze, rozwijanie mapy bywa uciążliwe. Zaletą odbiornika GPS jest możliwość podświetlenia ekranu w mroku; gdy korzystanie z mapy wymaga użycia czołówki. Stąd, papierowa mapa nie zawsze jest szybsza w użyciu…
aparat i telefon ładuję tam, gdzie mogę: w barach, schroniskach, na stajach kolejowych, w kafejkach internetowych. Na długie wędrówki biorę po prostu kilka baterii zapasowych do aparatu tak, by starczyły na 2-3 tygodnie tj. przynajmniej 1000 zdjęć. Na naprawdę długich wyprawach zabierałbym ze sobą lekką ładowarkę słoneczną. Generalnie problem zasilania da się rozwiązać. Zgadzam się też co do poręczności na wietrze, jednak i tu mapa dla mnie wygrywa – jednym spojrzeniem mogę objąć na niej duży obszar, podczas gdy ekran odbiornika to maksymalnie kilkanaście centymetrów.
>>> A Ty używasz GPS-a? Jeśli tak, do czego jest Ci przydatny?
Nie używam i nigdy nie czułem takiej potrzeby. W zasadzie, po ponad dwudziestu latach wędrowania – często w trudnym terenie i w trudnych warunkach – mam niemal identyczne przemyślenia jak te zawarte we wpisie. Poza kwestiami czysto praktycznymi, to właśnie to co zostało napisane na końcu wpisu („odbiera też umiejętność skupienia się na drodze”) jest moim zdaniem jednym z ważniejszych argumentów.
Dodałbym jeszcze, że urządzenie po prostu mogłoby zabrać mi przyjemność z samodzielnej nawigacji – co dla mnie akurat jest nierozerwalną częścią każdej wędrówki. Myślę, że rozumie to każdy, dla kogo to właśnie droga jest celem samym w sobie.
PABLO
Z GPS-em czy bez zazdroszczę swobody, z jaką poruszacie się po górach – ja na razie jestm uzależniony od tych zbędnych gadżetów
Ja korzystam z najprostszych funkcji, tylko zaleta ręcznego GPSu jest taka że bateria starcza powiedzmy na 25 godzin, a zegarka sportowego z GPSem 4-5 h max. Biegi górskie trwają zwykle 8-20 h.
Wywiązał się chyba niepotrzebny spór. Oczywiście – mapa i GPS.
Przypominam że podróżowano kiedyś bez mapy i bez kompasu. Czy warto do tych czasów wracać? Czasami tak 🙂
Wychowałem się w czasach królowania mapy i kompasu (jeśli był!)
Jeśli miałbym wybierać, wybrałbym mapę ale każda mapa ma swój kres.
Jeśli nie ma mapy, chciałbym mieć GPS który mi tę mapę (trasa przebyta) narysuje nawet na ekraniku wielkości znaczka pocztowego. Trasę przebytą mogę w wyobraźni przenieść na widoczny układ terenu i na zasadzie korelacji jednego z drugim wytyczyć dalszy szlak. Dodatkowe informacje – odległość i wysokość są dodatkowym atutem.
Bez jednego i drugiego – też dam radę ale pewniej czuję się „z”.
Dziś podróżuję (pieszo, rowerem) z mapą i GPS-em jako potwierdzeniem pozycji na tej mapie na zasadzie myślowego przeniesienia przebytej drogi z GPS-a na papierową mapę. Jeśli GPS ma wczytaną jakąkolwiek mapę – jest tylko łatwiej.
Przyszłość należy chyba jednak do GPS-ów, z wczytaną nieograniczoną i precyzyjną mapą wysokościową z ekranem wielkości mapnika albo jeszcze większym w razie potrzeby ogólnego spojrzenia, czas pokaże … ale biada temu kto zaufa tylko urządzeniu 🙂 (choć czasami to tylko ONO ratuje nam skórę)
Ważne żeby być w drodze, nawet jeśli tylko ona jest celem, nieważne z czym w ręku, i ważne żeby z uśmiechem.
Autor wpisu, jak sądzę, albo jest geniuszem nawigacji, albo nigdy nie był zmuszony do nawigowania w kompletnej mgle i śnieżycy, pośrodku równie białego lodowca, albo wysypanej śniegiem alpejskiej doliny
Oczywistym jest, że podstawowymi narzędziami nawigacyjnym są mapa i kompas, ale konia z rzędem temu, kto zimą, bez śladów, bez widoczności, w zadymce, przejdzie bez pudła (!) przez dwie alpejskie przełęcze, a nawet postawiony w Murowańcu trafi , zakładając że nie ma szlaku, bez kłopotów, powiedzmy do Moka …
Z jakiś powodów niemal wszyscy przewodnicy w Alpach noszą GPSy, a Ci akurat znają się na robocie jak mało kto …
Eh. Nigdy tego nie napisałem, ale teraz napiszę: lubię, gdy moi czytelnicy czytają uważnie:
„Czy są więc okoliczności, w których nawigacja staje się potrzebna? Tak, ale nie ma ich wiele, a większość z nas prawdopodobnie nigdy się w nich nie znajdzie (…) Na lodowcu, gdzie wyznaczamy trasę między szczelinami. Jeśli podchodząc w kierunku szczytu wyznaczymy w naszym urządzeniu trasę, która omijać będzie lodowe rozpadliny, w powrotnej drodze jesteśmy bezpieczni, nawet we mgle lub w nocy, gdyż wyznaczona wcześniej trasa wskazuje drogę powrotną.” To moje słowa tylko trochę wyżej.
Nie jestem geniuszem nawigacji i cały czas uczę się jej w praktyce, co pokazała mi ostatnia wyprawa do Iranu. I w warunkach alpejskiej lub tatrzańskiej śnieżycy doceniłbym na pewno posiadanie tego urządzenia. Widzę jednak nie tylko zalety, ale także ograniczenia nawigacji satelitarnej. Na przykład takie, że aby bezpiecznie przejść lodowiec we mgle musimy wcześniej wyznaczyć trasę między szczelinami.
Ja używam mapy i prostego, ultralekkiego kompasu. No i posiłkuję się charakterystycznymi punktami nawigacyjnymi, które obserwuję w terenie. W plecaku mam też wyłączonego smartfona z wbudowanym odbiornikiem GPS i wgraną darmową mapą offline (nawigacja OsmAnd), którego włączam tylko gdy będzie to konieczne. Nie używam dedykowanego odbiornika GPS, bo jeśli chodzi o samo ustalenie pozycji to smartfon bez problemu daje radę. W smartfonie mam włączony tryb samolotowy, co w wypadku samotnych wypraw ma same zalety: oszczędza energię urządzenia i odcina od świata. Minimalistycznie i z poczuciem bezpieczeństwa 🙂
Pozdrawiam.
Czyli tradycyjnie papier – to jest mniej więcej moje podejście. Pozdrawiam! – Ł.
Nie o bezpieczeństwo chodzi… O zapis trasy i geotagowanie zdjęć, pomiar szybkości przejścia, długości postojów, wysokości, planowanie dłuższych podróży, odnajdowanie punktów w pobliżu, gdy zajdzie potrzeba, kolejną zabawkę. Oprócz Garmin 62s mam GPS w długotrzymającą Nokia E52 i wygodną Xperia Z3.
Nigdy nie przyszło mi do głowy, by iść w góry bez busoli i mapy. To podstawowy i niezawodny sprzęt nawigacyjny! Ale ostatnio kupiłem sobie, nie najdroższe (bo, po co mi urządzenia za 2000 zł.?) urządzenia nawigacyjne. Ale ponieważ chodzę czasem po bezścieżkowiach i używam je, by odznaczyć np.ciekawe miejsce, do którego chciałbym trafić później. Urządzenie gps może się przydać także w kryzysowej sytuacji (złamanie nogi), ale znów: gdy idę w trudny teren stosuję stają metodę: zostawiam w domu kartkę z planowaną trasą, by bliscy i GOPR wiedzieli, gdzie mnie szukać.
Zatem gps to może nie tylko nieużyteczna zabawka, ale czasem użyteczny ( by np. odnaleźć w terenie jakiś obiekt) dodatek.
Nie znam się na GPS-ach, dlatego mam pytanie: czy zaawansowane GPS-y radzą sobie w lesie, czy są bezradne, tak jak te starsze?
Dobrej jakości GPS-y doskonale radzą sobie w lesie. Chodzę dużo, dużo poza szlakowo, więc podpowiadam że nigdy się nie zawiodłem. GPS-a używam do nanoszenia punktów ważnych (skałki, jaskinie, źródła, koleby etc.), których na tradycyjnych mapach nie ma (w ten sposób powstają uaktualnienia do map). Porównanie mam, ponieważ „papierowe” mapy posiadam wgrane w nawigację i mam porównanie. Oczywiście używam też papierowych w terenie, jedynie w razie draki pogodowej, nie każda mapa jest laminowana, a rozwinięcie mapy w wichurze i zapadającej ciemności trochę irytuje.
Każde rozwiązanie ma plusy i minusy, koniec , kropka.
I pamiętać należy, że wyżej wspomniane poziomice na mapach papierowych, są odniesieniem cyfrowym z GPS !!! Dlatego jeśli komuś zależy na dokładnym skalowaniu poziomic, to lepsze uzyska w nawigacji (oczywiście mając dobrej jakości mapę wektorową!), niż papierowej (zbyt duża gęstość druku poziomic może zniweczyć czytelność mapy), jedynie dobre papierowe mapy w skali do 1:10000 mają świetną siatkę poziomic. Cyfrowa nazwa poziomic to DEM lub SRTM.
Pozdrawiam, Tomek
Tekst pisany już parę lat temu. Dziś dyskusja wydaje mi się bezprzedmiotowa. Jak ktoś nie chce korzystać z gps-a to nikt nie zmusza, ale dziś smartfon z dobrą mapą w zupełności wystarczy, żeby bez problemu się poruszać po terenie. Ja używam z powodzeniem locus map i jest git. Nawet nie potrzebuje osobnego urządzenia do nawigacji, lepiej zamiast tego zabrać porządny powerbank [i zainwestować w lepszą komórkę, np wodoszczelną]. Oczywiście analogową mapę i kompas mam zawsze przy sobie, ale gdy nie zachodzi konieczność w ogóle ich nie używam. Analogową mapę tylko sobie analizuję przed wyruszeniem w wędrówkę i tyle. Na szlaku w 99% wystarcza szybkie spojrzenie na mapę w komórce i wszystko wiadomo. Można dalej się cieszyć przyrodą…
W większości zgadzam się z Autorem. Ale w najbliższym czasie i tak zamierzam się zaopatrzyć w jakieś proste urządzenie turystyczne, bez map, z funkcją zapisu śladu. Po co? Zimowa mgła i zamieć śnieżna to warunki ograniczające użyteczność zmysłów, którymi dysponuje człowiek:) Widoczność na kilka metrów, dookoła tylko biel, że błędnik głupieje, a wiatr zawiewa własne tropy po około minucie… W takiej sytuacji, jeśli doskonale nie zna się terenu, to moim zdaniem tylko powrót po śladzie GPS jest rozwiązaniem.
Zgadzam się z autorem, że przynajmniej trzeba próbować korzystać z papierowych map bo każda proteza umysłu osłabia tenże. Zwykle nawet na kilkugodzinne wybieganie w górach zabieram papierową mapę oraz smartfona z programem Oruxmaps i załadowanymi doń skalibrowanymi skanami tychże map. Ta proteza bardzo mi się przydaje kiedy po kilku godzinach biegu zwyczajnie głupieje. Kilka razy wygrzebywałem ostatnio smartfona z plecaka w czeskich Karkonoszach, kiedy szlaki były oznaczone tak, że tylko schodzący je widzieli a podchodzący nie. W terenie to nie jest wielki problem bo wybór nie jest zwykle wielki i łatwo się zorientować ale akurat szedłem przez miejscowość i po 50 km marszu i nie chciało mi się błądzić. Również w Czechach zdarzyło mi się znaleźć w miejscu, z którego odchodziły trzy niebieskie nitki szlaku. Ponieważ telefon (smartfona) zwykle i tak zabieramy warto do niego wgrać jakieś mapy. Oruxmaps jest za darmo. Program może pobrać mapy topograficzne z geoportali ze źródeł WMS „na zapas” do korzystania offline. Wszystkie kraje UE mają obowiązek udostępniać mapy w ramach geoportali – nasz jest jednym z lepszych.
Używam GPSa od dawien dawna. Dziesięć lat już minęło na pewno i mając dość spore osiągnięcia w marszach na orientację pewnie mogę się wypowiedzieć. Podstawowa dla mnie sprawa to zapis przebytego marszu. Potem mam pamiątkę, mogę go przeanalizować czy też dane dodać do EXIF zdjęć, aby mieć ich lokalizację. GPS pracuje u mnie gdy idę non stop. Niestety prąd i jeszcze raz prąd. 40 baterii AA na miesiąc. Wiadomo są szlaki i szlaczki. Papierowa mapa jest ważna, ale z ich jakością też jest różnie. Przypominają mi się te mapy szlaków tureckich dodawanych do przewodników które wyglądają jakby je dziecko narysowało. Posiadając ślad GPS szlaku znam jego przebieg i stojąc na skrzyżowaniu na którym brakuje znaków nie muszę się zastanawiać co autor szlaku miał na myśli. Spoglądam na GPSa i idę dalej. Gdy szlak prowadzi przez miasto to już w ogóle. Mogę swobodnie z niego zejść zobaczyć w mieście to co chcę i wrócić na szlak w najbliższym mi jego biegu. Sam ślad zazwyczaj wystarcza, bez podkładu mapy. Tak przeszedłem Szlak Frygijski i Szlak Narodowy Izraela.
Też uważam, że GPS nie jest potrzebny i przydatny.
Do wędrowania nie używam GPS, jestem ze starej szkoły i wolę mapy. Niezależnie czy jest to marsz czy jazda na rowerze.
Nauczyłem się czytać mapę już w pierwszych klasach szkoły podstawowej i ta umiejętność mnie nigdy nie zawiodła.
W artykule pominąłeś jedną kwestię. Podanie dokładnej długości i szerokości geograficznej ratownikom w przypadku niebezpieczeństwa… choć… Twój sposób podróżowania nie wymaga GPS, bo:
„Wyruszając na dowolna wędrówkę po prostu zwracam uwagę na punkty orientacyjne, jakie mnie otaczają. Każda góra, dolna, koryto rzeki, żleb, przełęcz, połączenie grzbietów, zabudowania – wszystkie one są znakomitymi punktami odniesienia podczas nawigowania w górach.”
zwracasz uwagę na punkty orientacyjne i to jest najlepsza metoda.
Sam miałem sytuację, siedząc przed komputerem odebrałem telefon:
– Zgubiłam się w górach! – usłyszałem przerażony głos koleżanki.
– Zadzwoń do GOPR. – odpowiedziałem.
– Nie mam numeru, Ty zadzwoń…
– Powiedz mi co widzisz.
– Las, polana, ambona. – usłyszałem.
– Skąd wyszłaś?
– Z punktu A.
– O której?
– 16:40.
– W którym kierunku?
– W kierunku punktu B.
– Ile masz baterii?
– Jedną kreskę.
– Jak się rozłączymy idź pod ambonę i tam zostań. Za chwilę zadzwoni GOPR i po Ciebie przyjadą.
Korzystając z mapy, znając jej miejsce i czas startu i godzinę telefonu, zadzwoniłem do GOPR i podałem jej lokalizację do GOPR i w 40 minut była już zwieziona ze szlaku… ale do tego trzeba właśnie orientacji w terenie. GPS pewnie by ułatwił sprawę… ale i tak można sobie poradzić. 🙂
Ja zrezygnowałem z GSP-a odkąd zabieram na podróże mojego najlepszego kumpla, Adama, który jest jak chodzący GPS, a w zasadzie nawet lepszy 🙂
Moim zdaniem nawet prosty gps w telefonie to super sprawa, czy to wędrujemy zwiedzając jakieś nowe miasto, czy wędrując po górach. Wiadomo, dla zuchów wystarczy kompas i dobra papierowa mapa, ale równie dobrze można by pisać na maszynie do pisania zamiast używać komputera. Oczywiście nie neguję kompasu i mapy, po prostu nie nazwałabym nigdy gpsu zbędną zabawką:)
GPS jest po pierwsze niezbędny przy niskiej widoczności, jeśli teren jest pozbawiony wyraźnych wskazówek orientacyjnych. Byłem w Górach Kambryjskich (Walia) w grudniu, przełażąc przez rozległe torfowiska i wierzchołek Drygarn Fawr między Llanwyrthwl a Strata Florida. Za cholerę nie znalazłbym tam drogi z mapą papierową, zwłaszcza kiedy przez 4 dni pod rząd wszystko pokryte jest gęstą mgłą, wzbogaconą deszczem, nie ma też żadnych ścieżek, zaś rzeźba terenu nie urywa szczególnie – mało skał, torfowiska, bajorka. A tak – mapa 1: 10 000 Ordinance Survey wgrana na GPS (kupuje się bardzo wygodnie, bo nie trzeba kupować całych arkuszy, ale zaznaczasz kawałek, który Cię interesuje i płacisz za km2) i jedziesz.
Hejka!
To i ja się podłączę pod temat: do nawigacji w terenie stosuję komplet GPS+mapa. GPS służy mi tylko i wyłącznie do szybkiego określenia miejsca stania oraz rejestrowania śladu trasy (ewentualna konieczność powrotu po trasie którą się szło i… do zapisu na kompie po podróży do wspominek 🙂 ). Nie chciałoby mi się zaznaczać na bieżąco śladu na mapie, a po pewnym czasie pamięć się zaciera i (zwłaszcza przy szlakach wielodniowych) można zapomnieć którędy się przemierzało. Do planowania tras – tylko mapy. Taki zestaw sprawdzał się w podróżach samochodowych, motocyklowych i pieszych.
Pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku 🙂
Tomek.
Myśle, ze artykuł powinien się doczekać aktualizacji.
Aktualne mapy na telefon posiadają prawie wszystkie dostępne trasy, kompas, pozimice bardzo to ułatwia drogę. Osobiscie korzystam z mapy.cz
Pozdrawiam!
GPS bardzo się przydaje w górach zimą. W razie zadymki i złej widoczności możliwości orientowania się w terenie pokrytym śniegiem są zazwyczaj dość kiepskie i wtedy znajomość swojego aktualnego położenia bardzo się przydaje. To podobna sytuacja do tej, o której pisze @Mateusz powyżej (mgła i torfowiska).
No i oczywiście możliwość rejestrowania śladu i potem popatrzenia sobie, którędy dokładnie się przeszło też jest fajna.