15 błędów, jakie popełniamy w wysokich górach

„Odwaga i siła są niczym bez rozwagi.” – Edward Whymper, pierwszy zdobywca Matterhornu

Choć czasem uważamy siebie za „górski naród”, popełniamy w górach masę błędów. A im wyżej mierzymy, tym bardziej są one widoczne. Niestety, wśród francuskich i szwajcarskich ratowników górskich Polacy znani są w wypadkowości. Podobnie smutne statystyki zostawiamy na Kaukazie. Co powoduje te wypadki? Podczas pobytów w Tatrach, Alpach i Gruzji obserwuję moich rodaków i ich styl wspinania. Są wśród nas profesjonaliści, poważnie podchodzący do gór. Niestety, regularnie spotykam także turystów i wspinaczy popełniających elementarne błędy. I to takie, które przy odrobinie pecha mogą być przyczyną poważnego wypadku.

Przyczyną tych błędów jest często fakt, że my, Polacy, nie mamy w zasadzie dostępu do gór wysokich w naszym kraju. Owszem, są Tatry, gdzie warunki zimowe są nieraz dużym wyzwaniem. Nie mamy jednak gór z lodowcami, gdzie uczylibyśmy się ratownictwa, wędrowania w zespołach linowych czy prawidłowej asekuracji. Dopiero w ostatnich latach szkolenia z turystyki wysokogórskiej stały się rzeczywiście popularne, co widać po frekwencji kursantów w schroniskach. A jednak to wciąż za mało. Podczas zimowego wejścia na Rysy lub na podejściu pod Mont Blanc ilość błędów jakie można zobaczyć – czasem potencjalnie niebezpiecznych – wciąż zaskakuje.

Przez lata notowałem w pamięci błędy, które sam popełniłem, własne obserwacje i zasłyszane od świadków historie, aż zdecydowałem się zebrać je w jeden artykuł. Nie po to, by zawstydzać polską brać górską, ale by wskazać rzeczy powtarzające się regularnie. Takie, na które powinniśmy zwrócić uwagę podczas kolejnych wypraw.

Jakie błędy popełnia początkujący alpinista?

1. Nie rozpoznaje terenu

Wydawałoby się, że każdy wyjazd w góry wysokie powinno poprzedzić dobre rozpoznanie terenu. Jak dostać się pod górę? Jakie drogi prowadzą na szczyt? W jakich odstępach znajdują się obozy i ile czasu idzie się między nimi? To absolutnie podstawowe pytania dla kogoś, kto wybiera się na wysoki wierzchołek. Ich znalezienie jest kwestią 10-15 minut spędzonych w sieci. Zdumiewające, ale czasem chętni do zdobycia 4- czy 5-tysięcznika nie zadają sobie nawet tyle trudu. Klasyką gatunku pod gruzińskim Kazbekiem stają się Polacy pytający „czy można wjechać samochodem do stacji meteo?” (chodzi o bazę pod szczytem, na wysokości 3650 m). Kilka minut lektury przed przyjazdem podpowiedziałby, że jest to 6-8 godzin wymagającego podejścia z fragmentem lodowca.

Wariantem „lajtowym” tego punktu jest inna sytuacja: wiosną, późnym popołudniem, spotykam pod szczytem Kasprowego czwórkę turystów. Najtrudniejsze partie podejścia jeszcze przed nimi, zbocze wyżej jest oblodzone, do stacji kolejki dotarliby o zmroku. Mimo późnej godziny prą jednak dalej, bo przecież „z góry zjedziemy kolejką”. Owszem, może jutro, bo dziś ostatni wagonik jedzie za kwadrans. Podstawowa rzecz, przed wyjściem sprawdzić godziny kursowania kolejki, nie przyszła im do głowy.

2. Chce wejść szybko

„Mamy tylko 1 dzień. Czy damy rady wejść na Kazbek i zejść?”. To wariant ekstremalny poprzedniego punktu. Niestety, znani jesteśmy z pośpiechu przy wchodzeniu na szczyty. Czasem urlop jest krótki, a Ty, oprócz wejścia na wymarzoną górę, chcesz poleżeć na plażach Batumi/Lazurowego Wybrzeża/Soczi. Owszem, jeśli profesjonalnie biegasz ultramaratony i masz zadatki na Kíliana Jorneta, bij rekordy. Ale jeśli jesteś pod wysoką górą pierwszy raz, daj sobie czas na aklimatyzację, rozpoznanie terenu, załóż rezerwę czasu na wypadek złej pogody. Inwestujesz pieniądze i siły by wejść na górę. Czemu nie możesz zainwestować czasu?

bledy_gorskie_kazbek_wyprawa

3. Nie ma potrzebnego sprzętu

Żaden sprzęt nie zastąpi umiejętności. Ale brak sprzętu uniemożliwia jakiekolwiek bezpieczne działanie. Nie da się wejść na wysoki szczyt, drogą przez lodowiec, nie mając czekana i raków. Nie da się zatrzymać upadku do szczeliny za pomocą kijków trekingowych, ani wydostać z niej siłą własnych gołych palców. Nie warto więc wchodzić na ryzykowny lodowiec bez czekana, raków i liny. Dlatego nie planuj wysokiego wierzchołka „przy okazji” wakacji, gdy nie masz podstawowego sprzętu.

Ale niezbędne wyposażenie to nie tylko sprzęt wspinaczkowy.

  • Śnieżyca pod szczytem Mont Blanc. Grupa Polaków decyduje się schodzić drogą klasyczną, do schrony Gouter. Po godzinie widzę ich z powrotem w punkcie wyjścia. Co się stało? Zgubili drogę w chmurach i zaczęli schodzić na włoską stronę, między szczeliny. Mieli mapę masywu, ale nikt z nich nie pomyślał o kompasie. Wniosek: nawet jeśli droga na szczyt prowadzi prostą jak strzelił granią, miej przy sobie cokolwiek do nawigowania.
  • Okolice Morskiego Oka. Mój partner rezygnuje na pierwszym wyciągu wspinaczki. Powód? Na skalno-lodową drogę, gdzie teren momentami jest pionowy, zabrał lekkie buty trekingowe i niepasujące do nich raki paskowe.
  • Lato w Tatrach. Na przełęcz Zawrat, od strony Hali Gąsienicowej podchodzi mężczyzna z dwójką chłopców. Obawiając się upadku w trudnym terenie, związał ich ze sobą liną. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że użył liny statycznej, która nie nadaje się do wyłapywania dynamicznych odpadnięć. W razie większego upadku któregoś z nich, taka lina nie rozciągnie się i nie zamortyzuje uderzenia, jakie otrzyma ciało, grozi więc uszkodzeniem kręgosłupa. Nie warto bawić się we wspinaczkę, gdy robi się to „chałupniczymi” metodami.
  • Żebro skalne na podejściu pod Mont Blanc. Kilkanaście osób wspina się na grań Gouter. Gdy mnie wymijają zwracam uwagę na dziwny kask jednej z nich. Tak, to kask rowerowy. Pewnie spełnia jakieś certyfikaty, na pewno jednak nie był testowany pod kątem zagrożeń związanych z alpinizmem. Oszczędność? Jeśli wydajesz 2-3 tysiące złotych na wyjazd pod wymarzoną górę, jaki sens ma oszczędzanie 100 złotych na kasku? Zwłaszcza w miejscu zagrożonym spadającymi kamieniami, gdzie potencjalnie ratuje on życie?
bledy_wspinaczka_gory_wysokie
Kask rowerowy w góry? To raczej ryzykowna oszczędność.

4. Ma sprzęt, ale nie wie jak go używać

„I tak nigdy nie hamowałem czekanem”. „Jakby coś się stało i tak nie wiem, co z tym zrobić”. To klasyka tekstów, jakie słyszy się w górach wysokich. Nawet chodząc zimą po Tatrach, CZĘSTO nie szkolimy w nich umiejętności zimowych. W efekcie pojawiamy się pod wysokim alpejskim szczytem bez umiejętności hamowania, wiązania się liną czy asekuracji lotnej. O wyciąganiu partnera/partnerki ze szczeliny można zapomnieć. Typowym widokiem, jaki zapamiętałem z moich wejść na Mont Blanc, jest grupa Polaków, którzy dzień przed wyjściem szczytowym instruują siebie nawzajem, jak trzymać czekan i na pobliskich polach śnieżnych ćwiczą hamowanie nim.

Takim potencjalnie niebezpiecznym przykładem była sytuacja pod Mont Blanc w 2016 roku: w wyniku błędnego dopasowania, jedna z osób straciła rak, który wypiął się i spadł z grani. Obyło się bez wypadku, pechowiec schodził jednak w trudnym terenie, mając tylko jeden rak.

Kiedy już wiesz, jaki sprzęt jest Ci potrzebny, poćwicz używanie go PRZED wyjazdem, najlepiej pod okiem kogoś doświadczonego.

5. Ma sprzęt, wie jak go używać – i robi to źle

Czasem o bezpieczeństwie decydują detale. Przykład? Idziesz w teren wysokogórski. Wiesz, że możesz uderzyć głową o skałę lub dostać spadającym kamieniem. Przewidując to zakładasz kask. Niestety, nie dbasz kompletnie o jego dopasowanie lub poprawne ułożenie na głowie, przez co zwisa on smętnie na jedną stronę i nie osłania dużej części czaszki. Taki środek bezpieczeństwa działa tylko połowicznie.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie_kask
Taki kask może zatrzymać uderzenie z góry, ale na pewno nie osłoni głowy przed uderzeniem bocznym.

Inną sytuacje przedstawia zdjęcie poniżej. W teorii mamy tu turystę, który dobrze wyposażył się na zimową tatrzańską drogę. Wisząca poniżej poziomu kolan taśma stwarza jednak ryzyko: łatwo zahaczyć o nią kolanem czy podniesionym rakiem, a stąd już niedaleko do upadku. Powieszenie sobie sprzętu przy uprzęży nie może zagrażać Tobie samemu.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie

A czasem rzecz nie w używaniu sprzętu, ale… braku jego używania. Przykład – sytuacja poniżej. Zimowy szlak z Zawratu na Świnicę jest zagrożony spadającymi kamieniami (pełno ich widać na zboczu), ale samotny turysta wychodzi na niego bez kasku. Śnieg jest już wytopiony przez popołudniowe słońce i niestabilny, grożąc osunięciem (ja sam wyhamowałem kawałek dalej niekontrolowany zjazd). Mimo to dwa czekany spoczywają na plecaku. W tym miejscu czekają więc dwa zagrożenia obiektywne, którym łatwo zapobiec. Osoba na zdjęciu niestety tego nie robi. Pamiętaj: sprzęt schowany do plecaka nie zadziała.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie6. Lonża z taśmy

Ten punkt jest rozwinięciem poprzedniego, zasługuje jednak na osobne omówienie.

Wiele szlaków wysokogórskich (zaliczam do nich i Tatry) oraz podejścia pod niektóre wysokie szczyty, wyposażone są w ułatwienia w formie stalowych lin, rozciągniętych na skale. Mocuje się je kotwami, a odstępy między takimi mocowaniami wynoszą często nawet 7-8 metrów. Kuszą one, by wpiąć się do nich lonżą i zabezpieczyć tym samym przed upadkiem. Jest to jednak bardzo niekorzystna sytuacja.

Upadek na pochyłej skale nie grozi swobodnym lotem, może jednak oznaczać odpadnięcie o 3-4 metry w pionie. Taki upadek wspinacza, ważącego 60-90 kg, generuje już znaczną siłę. Aby go wyhamować bez szkody dla nas, konieczne jest użycie odpowiedniej lonży, która łagodnie zamortyzuje taki upadek. Używa się do tego lonż posiadających absorbery energii. Są to zazwyczaj elementy z taśmy zszytej tak, by przy silnym uderzeniu rozpruła się i pochłonęła energię upadku.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie
Upadek z tego stopnia skalnego – ok. 4 metrów. Długość taśmy – 60 cm. Współczynnik odpadnięcia – potencjalnie zabójczy dla kręgosłupa.

Użycie do tego celu zwykłej taśmy oznacza, że kawałek nylonu o długości 60 cm musi pochłonąć energię kilkumetrowego upadku. Stosunek długości całego lotu do długości pracującej lonży, nazywany współczynnikiem odpadnięcia, jest więc bardzo niekorzystny. W opisanym przypadku wyniesie on 4m / 0,6m = 6,7. Tymczasem już lot przy współczynniku odpadnięcia powyżej 1 uznawany jest za niebezpieczny.

Próba wyhamowania kilkumetrowego upadku za pomocą krótkiej taśmy stwarza dwojakie ryzyko:

  • przy współczynniku odpadnięcia rzędu 6 na taśmę zadziała olbrzymia siła, mogąca spowodować jej zerwanie;
  • ta sama siła, działająca na wspinacza, spowoduje poważne uszkodzenie kręgosłupa.

Jeśli wspinając się korzystasz z ułatwień typu stalowe liny, poznaj zagadnienie współczynnika odpadnięcia. A w miejscu, gdzie możliwy jest dłuższy upadek, korzystaj np. lonży z absorberem.

Sytuacja na zdjęciu powyżej może być dodatkowo ryzykowna. Po powiększeniu zdjęcia wydaje się możliwe, że wspinająca się osoba używa taśmy z Dyneemy, choć trudno to stwierdzić ze 100% pewnością. Ten materiał, wytrzymalszy od nylonu, jest chętnie stosowany do produkcji taśm. Niestety, jest on jeszcze mniej rozciągliwy i nie daje ŻADNEJ amortyzacji. Używanie go jako lonży jest więc obarczone nawet większym ryzykiem. W przypadku szczególnie niekorzystnego lotu, gdy używasz pętli z Deneemy, siła hamowania może wynieść około 2000 kilogramów! Dokumentuje to dobitnie to badanie. Najbezpieczniejsze lonże wykonane są z liny dynamicznej, a gdy grozi nam lot ze znacznym współczynnikiem odpadnięcia obowiązkowy jest także absorber:

7. Ma tylko jedną linę, więc wiąże do niej 10 osób

Nie bez powodu w Alpach rzadko widzi się zespoły linowe 3-4-osobowe. I nie bez powodu odstępy między partnerami na linie wynoszą co najmniej kilka metrów. Wyjątki od tej reguły stosują czasem alpejscy przewodnicy, chcący mieć kontrolę nad klientami. Jednak dobrze związany zespół co do zasady będzie wyglądał tak:

bledy_wspinaczka_gory_wysokie

Jeśli w Alpach widzę „tramwaj” złożony z 8-10 osób, niestety z góry zakładam, że jest to polska grupa. Ta poniżej składa się z 2 zespołów: 8- i 10-osobowego. Odstępy na linie są tak krótkie, że w razie upadku jednej osoby na grani, kolejne nie będą miały dość czasu by zareagować. Lina pociągnie je od razu.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie

8. Myśli, że doping zwalnia od aklimatyzacji

Stacja meteo pod Kazbekiem, godzina 2.00 w nocy. 4-osobowy zespół szykuje się do wyjścia na szczyt. „Bierzemy deksametazon!” – rzuca jeden z wychodzących i po chwili wszyscy łykają po pigułce.

„Dexa” ma działanie przeciwobrzękowe, dlatego stosuje się ją w leczeniu wysokościowego obrzęku mózgu (HACE). HACE to stan alarmowy i zagrażający życiu, a lek ten daje nam czas na ewakuację niżej. Kłopot w tym, że zażyty profilaktycznie może maskować objawy choroby wysokościowej. Pamiętaj: ból głowy czy nudności na podejściu to nie fanaberie organizmu, ale znak, że Twoja aklimatyzacja jest zbyt mała. Usuwanie znaku dawanego przez organizm może sprawić, że dostrzeżesz kłopoty (u siebie lub kogoś z zespołu) zbyt późno. Lekarstwa mają ratować Cię w razie zagrożenia i dać czas na zejście niżej, a nie być dopingiem.

Łyknięcie jednej pigułki „dexy” nie ma zresztą żadnego sensu. Dawka stosowana w leczeniu HACE wynosi 8mg, wymaga więc zjedzenia połowy opakowania. Pojedyncza tabletka jest bez znaczenia.

9. Nie aklimatyzuje się w ogóle

Zdumiewające jest, że w dobie powszechnie dostępnych informacji, poradników czy szkoleń, wielu aspirujących alpinistów ma kompletnie w nosie aklimatyzację. Co więcej, zachowują się tak, jakby nigdy o niej nie słyszeli. W efekcie bazy pod popularnymi szczytami są pełne ludzi o wyglądzie zombie.

  • Schron Vallot pod Mont Blanc. W drodze na szczyt, około 2 w nocy, wchodzę do wnętrza, by założyć cieplejsze ubranie. Gdy siadam na schodach, jakiś chłopak przede mną budzi się gwałtownie. W świetle latarki widzę, że śpią ze swoją dziewczyną pod jednym śpiworem i na pojedynczej karimacie. Nagle jego oczy rozszerzają się, ciało wykonuje ruch do przodu i… puchowy śpiwór zostaje dokumentnie zarzygany. Gdy jego partnerka usiłuje mu pomóc, kolejna fala wymiotów rujnuje ich pierzynkę do reszty.
  • Ten sam schron kilka lat wcześniej. Wchodzę, by schronić się przed śnieżycą. Pod jednym śpiworem leży para. On biega co chwilę do kibla na zewnątrz, a gdy kolejny atak biegunki odpuszcza, wraca i zapada w krótki letarg, i tak w kółko. Zniszczył go brak aklimatyzacji i szybkie wejście około 1500 metrów na raz.
  • Baza pod Kazbekiem. Do gospodarzy stacji meteo przychodzi dwóch turystów. Jeden słania się na nogach, drugi tłumaczy, że kolegę boli głowa, wymiotował, ma ciężki oddech i ledwo chodzi. Na kilometr widać skutki braku aklimatyzacji; chłopcy w ciągu kilku godzin pokonali prawie 2 kilometry wysokości. Tłumaczenia, że konieczne jest zejście, nie działają.

W bazie pod Kazbekiem, każdego lata, dyżurujący tam polscy ratownicy widzą podobny obrazek: „Ludzie leżą w namiotach, wymiotują, nie jedzą, nie piją, nie mogą zejść o własnych siłach – jakby umierali. A jednak twardo szykują się do wyjścia na szczyt, 1200 m wyżej. Człowiek rzyga i nie je od 3 dni, ale gdy z nim rozmawiam, zapewnia >>jutro idę na szczyt<<„ (cytat z mojego wywiadu z Ewą Stachurą z Kazbegi). Jak wspominał jeden z ratowników „objawy choroby wysokościowej widzimy kilka razy dziennie”.

Każdy z nas reaguje na wysokość inaczej, ale warto wbić sobie do głowy: bez aklimatyzacji wejście na wysoki szczyt jest z automatu obarczone dużo większym ryzykiem. W skrajnych przypadkach jej brak zabija.

10. Ignoruje pogodę

To niestety nasza narodowa cecha. Tak przynajmniej twierdzą rosyjscy i szwajcarscy ratownicy. „Kiedy panuje najgorsza możliwa pogoda i wszyscy zawracają, a widzisz jedną grupę prącą do góry, to na 100% są to Polacy” – powiedział kiedyś ratownik spod Elbrusu. Nawiązywał przy tym do tragedii, jaka rozegrała się na stokach tej góry w 2015 roku. Podczas wyjazdu Polskiego Klubu Alpejskiego pięcioosobowa grupa wyszła na szczyt, choć zapowiadane były bardzo złe warunki. Grupa rozdzieliła się; szybsza dwójka stanęła na wierzchołku i wróciła, pozostałych trzech utknęło w śnieżycy i zaginęło na rozległych polach lodowych. Dopiero po kilku dniach znaleziono 2 ciała. Trzeciego nie odnaleziono nigdy.

W tamtym dniu na okno pogodowe czekały dziesiątki osób. Rosjanie wszystkim odradzali wychodzenia. Poszły 2 grupy: rosyjska i polska. Rosjanie zawrócili, Polacy parli. „Jak Polak zapłacił, to musi wejść. Poza tym Polacy mają fantazję i wierzą, że im się uda” – powiedział później jeden z rosyjskich ratowników.

Słowa „chcę wejść na szczyty, za które zapłaciłem” usłyszałem od mojego klienta tylko raz. Na szczęście. Mając w grupie osoby, które wykazują takie podejście do wyprawy staram się szybko gasić ich nadmierne ambicje.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie_pogoda
Iść czy zawrócić? Pogoda niebezpieczna dla jednych, będzie akceptowalna dla innych. Często decyzja zależy od doświadczenia i kondycji zespołu.

11. Ignoruje zagrożenie lawinowe

Kiedy czytam komunikaty TOPR o zagrożeniu lawinowym w Tatrach, wraca do mnie zasłyszana kiedyś historia: młody turysta zginął w Tatrach Zachodnich, gdy dla całego obszaru tych gór ogłoszono „jedynkę” lawinową. Pamiętaj, że komunikat ogłoszony dla danego masywu górskiego jest jedynie przeciętną, która zmienia się lokalnie. Dwa sąsiednie stoki mogą zbierać zupełnie różne ilości śniegu, nawiewanego z grani powyżej, a co za tym idzie – cechować się odmiennymi warunkami. Warto umieć oceniać lokalną sytuację i iść zgodnie z naszą oceną, a nie tylko ogólnym komunikatem.

Nie zmienia to jednak zasady, by ZAWSZE kontrolować warunki na stronach służb ratowniczych. A w razie jakichkolwiek wątpliwości – zawrócić.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie_lawiny
Lawinowa „dwójka” to zdradliwy stopień. Pozornie niski i jakby bezpieczny. Jednak to właśnie przy „dwójce” lawina pod Rysami w 2003 roku zabiła 8 osób.

12. Łamie zasady, czasem także prawo

Wspomniany już wyżej schron Vallot pod Mont Blanc. W teorii – miejsce mające służyć alpinistom w razie wypadku lub załamania pogody. Znaki na podejściu pod górę i w schronie wyraźnie mówią: „nocowanie tylko w razie zagrożenia”. I co? W sezonie nie sposób znaleźć w Vallocie wolnego miejsca, gdyż podesty do spania i podłoga zapchane są, leżącymi niemal na sobie, turystami. Nikt z Włochów czy Francuzów nie nocuje w tym miejscu. Rzut oka do środka, na marki sprzętu wystarczy, by poznać Słowian. Polacy, Czesi i Ukraińcy koczują w zimnym blaszaku, który przez ostatnich kilka lat zamienił się w istny chlew. Gdy wszedłem tam ostatnio, odór śmieci można było kroić nożem.

bledy_wspinaczka_gory_wysokie_vallot_mont_blanc

Całe grupy wspinają się na ten szczyt, z góry planując nocleg w Vallocie i traktując to jako logiczną rzecz podczas budżetowego wyjazdu. Wyprawa Polaków, którą już wyżej opisałem, bez krępacji wspominała, że od początku była to część ich planu. Łamanie prawa mieli oficjalnie wpisane w program. Podobne sytuacje zdarzają się w innych schronieniach awaryjnych, np. Solvay na Matterhornie.

Jesteśmy społeczeństwem mniej zamożnym, zgoda. Czy to jednak musi oznaczać brak reguł? Albo narażania kogoś, kto może być w potrzebie?

13. Nie zdobywa wiedzy

Większość z powyższych punktów można w zasadzie sprowadzić do jednego: nie mamy ochoty się uczyć. Choć wiedza ta dostępna jest w zasadzie za darmo (bo w ostateczności znajdziesz ją w sieci), zdumiewa mnie co roku widok turystów kompletnie z tej wiedzy nie korzystających.

Kilka zimowych dni i kurs turystyki wysokogórskiej wystarczą, by znać zasady poruszania się po lodowcu czy grani. Kurs lawinowy to 3 dni. Szkolenie z pierwszej pomocy – kilka godzin. Poznanie zasad aklimatyzacji to lektura kilku artykułów i nakreślenie na kartce planu zdobywania wysokości na wyprawie. Taka nauka nie zajmuje wiele czasu, a procentuje przez resztę życia. Jest też solidną podstawą do planowania coraz trudniejszych wyjazdów.

Nasza wiedza sprawia, że rozumiemy góry i procesy, które się w nich dzieją. A to więcej niż połowa sukcesu podczas kolejnych przygód.

14. Nie trenuje

To zaniechanie przez lata było także moim. Moje najważniejsze wyprawy zrealizowałem, będąc u szczytu sił fizycznych i wydawało mi się, że do powodzenia kolejnych wystarczy mi raz zbudowana siła i wytrzymałość oraz geny, które pozwalają mi na w miarę bezbolesną aklimatyzację. W 2017 roku dostrzegłem, że nie dam rady realizować coraz ambitniejszych przejść górskich i wspinaczek, nie pracując aktywnie nad siłą i wytrzymałością. Spotykałem w górach ludzi, którzy nie osiągali swojego celu tylko dlatego, że ruszyli na szlak lub po wymarzony szczyt wprost zza biurka.

Gdy w grę wchodzi krótki wypad w Tatry bądź Beskidy, kondycja nie ma dużego znaczenia. Ale im wyżej mierzysz, tym ważniejsza jest Twoja sprawność. Dlatego warto włączyć trening i dobrą dietę do swojego rozkładu zajęć. Mocniejsze ciało to nie tylko szybkość i siła. To także pewność siebie, która pomaga pokonywać trudności.

15. Rusza z Babiej Góry na Elbrus

Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Także w górach swoją podróż warto zacząć od stawiania tych właśnie pierwszych, podstawowych kroków. I pamiętać, że nie ma skróconych dróg. Jeśli nie praktykujesz w niższych górach, wyjazd w te wyższe będzie się wiązał z ryzykiem. Jeśli nie poznasz zasad asekuracji w skałkach, a potem Tatrach, nie przystępuj do wspinaczek alpejskich. Byłeś na Babiej zimą? Super, ale to nie wystarczy by bezpiecznie wejść na Kazbek czy Elbrus. Tymczasem do autentyków należą historie ludzi, którzy pod pięciotysięcznikiem w Gruzji chwalili się właśnie właśnie zimą na Babiej jako największym dorobkiem.

Nie da się przeskoczyć z Rysów na K2. Dlatego rozsądnie planuj swoją ścieżkę górską – także w kwestii zdobywania wiedzy i doświadczenia. Z Beskidów pójdź w Tatry, potem w Alpy i na Kaukaz. I dopiero na koniec zostaw to, co najtrudniejsze.

Wspinaj się dobrze i wracaj bezpiecznie!

Zobacz również

18 odpowiedzi

  1. To polskie cwaniactwo, szczególnie widoczne w górach po za granicami. Traktowanie schronów jako stałej bazy wypadowej. Opisywanie tego później na różnych forach, jako wyjazdu nisko budżetowego. Kolejna rzecz, to brak ubezpieczenia górskiego. Trzeba ciąć koszty. Nie stać jednego z drugim na schronisko i ubezpieczenie, to nie kompromitujcie tych, którzy właściwie podchodzą do wypraw w wyższe góry.
    O sprzęcie i umiejętności jego wykorzystania, szkoda czasami mówić.
    I dalej, w sytuacji, gdzie brak jest jakiegokolwiek zagrożenia w górach -„darcie ryja ” do kolegi, który jest w pewnej odległości od reszty. To takie polskie.
    Z przykrością o tym pisałem.
    (O sobie : w Tatrach , po obu stronach , trochę przyszedłem: Orla, Rysy, Lodowy Szczyt – z przewodnikiem. Świnica zimą w trakcie Zimowego kursu. Dolomity- via ferraty, no i spełnione marzenia- Kilimandżaro.

    P.S. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich przejść odległościowo-wysokościowych.

  2. U Vallota brudno i śmierdząco było chyba zawsze, przynajmniej tak pamiętam ten przybytek z krótkiego zajrzenia tam w 1992 r. 😉

    Poza tym wszystko się zgadza: parłem tam sam, to był mój pierwszy kontakt z lodowcem, miałem beznadziejny sprzęt, już pod Vallotem była cholerna mgła — ale jakoś wlazłem i zlazłem. Ot takie młodzieńcze szaleństwa.

  3. No tak najłatwiej zwalić powód noclegu w Vallocie na skąpstwo narodu. Jednak kto próbował zarezerwować nocleg w Gouterze dobrze wie, że jest to niemal niemożliwe dla zwykłego śmiertelnika który chce dostać się na wierzchołek MB, zarezerwować nocleg. W tym roku chwila po otwarciu terminu na rezerwacje, wszystko było zapchane. Gdyby można podejść, zapłacić za glebę to by ludzie nie musieli tak dramatycznie nocować w Vallocie, jednak gdyby to było tak dostępne z kolei na pewno ilość osób by i tak przebrała i zaczęły by się problemy 🙂 Jedynym rozwiązaniem jest wejście z Tete Rousse, jednak właśnie może zabraknąć czasu by zdążyć z powrotem zejść na biwak. Należy mieć właśnie takie podejście do sprawy, że nie nocuje się w Vallocie bo szkoda hajsu, nieraz tak po prostu się układa bieg wydarzeń.

  4. Zgadzam się praktycznie w całości. Do popełniania wielu z tych błędów również się przyznaję. Mimo, że staram się ich unikać to nadal mi się co jakiś czas, któryś przytrafia. Jak chyba nam wszystkim. Przyznaję również się do umyślnego korzystania ze schronów. Przyczyn tego jest wiele: finansowa, logistyczna (przy długich trawersach alpejskich nie da się zarezerwować noclegów bo pogoda unicestwia precyzjny plan). Chodzę z namiotem i w nim sypiam ale jeśli w pobliżu jest pusty schron to w nim śpię. W żadnym schronie nie spałem 2 nocy z rzędu. W każdym schronie staram się coś zostawić. Absolutnie oczywistym dla mnie jest, że pierwszeństwo do skorzystania ze schronu mają Ci, którzy tego nie planowali. Pamiętać należy, że część schronów była stawiana z myślą ich wykorzystania jako baza wypadowa (np Citta di Gallarate na Jagerhornie jako punkt startu na Cresta di Santa Caterina).
    Co do śmieci w Vallocie to nie przypisywałbym tej żenady wyłącznie Słowianom. A odnośnie żenady w górach to za takową uznaję niektóre ceny schronisk w Alpach chociażby bojkotowane przeze mnie Hornlihutte, którego ceny są po prostu nie przyzwoite.

      1. To prawda, ale zawiera też 2 posiłki. W regularnym szwajcarskim schronisku taki zestaw kosztuje normalnie 100 CHF. Różnica jest więc spora, ale nie dramatyczna. Pozostaje biwak, ale wokół Matterhornu jest on dozwolony max. do 2880 m.

        1. Kiedy ktoś mi mówi „Nie stać cię na schronisko to nie jedź w góry” i opowiada o cenach rzędu 500 zł za noc, to ja się pukam w czoło. To, że w górach należy zachować rozsądek, to wiem. Ale bezkrytyczne godzenie się na takie ceny – zgodnie z reguła negocjacyjną – powoduje jedynie ich dalszy wzrost.
          Dlatego osobom, które mówią mi powyższe hasło, ja odpowiadam „Nie masz nic mądrego do powiedzenia? Nie odzywaj się wcale”.

  5. Użalanie się na ceny w alpejskich schroniskach jest trochę śmieszne. Alpy zawsze szczególnie na uczęszczanych drogach były drogie. Goutier, Tete Rousse, Cosmique kosztuje i trzeba to uwzględnić w swoich planach. Niejednokrotnie było mi też wstyd za Polaków, którzy nie potrafili si€ zachować, śmiecili, próbowali nocować na chama, bez płacenia. Vallot to schron a nie darmowe schronisko, czego nie rozumie większość korzystających z niego. Obecnie jest tam syf i malaria. I dlatego się nie dziwię Francuzom, ze wprowadzili takie restrykcje dotuczące Goutiera. A poza tym dla większości tych turystów-pseudowspinaczy to Alpy składają się tylko z Mont Blanc, podobnie jak Tatry z Gerlacha i Mnicha. I dobrze. Bo gdyby wpadli na to że są też ine szczyty to zaczeliby tam łazić. 😁

  6. Świetny artukuł pokazuje rzeczywistość i nakresla realne błędy których nalezy sie wystrzegać. Kwestia aklimatyzacji jest bardzo indywidualna chodze z bratem po górach i pokonujemy duze roznice wysokosci bez zadnych objawów w momencie kiedy inni towarzysze skarżą sie na dolegliwosci.To sprawy genów ,indywidualnej wydolności i aktualnego stanu organizmu. A Jesli chodzi o Polaczkowanie-kombinowanie na szlakach i tzw podróż za 1gr to nasza specjalnosc narodowa ktora mam nadzieje szybko przestanie byc popularyzowana.

  7. Mimo że jestem amatorem gór (jeżdzę w głównie rekreacyjnie), to dziwie się głupocie, którą opisałeś. Szkoda również, że nawet w górach zostawiamy po sobie łatkę śmieciarzy..

  8. Proponuję jeszcze artykuł uzupełniający oraz dyskusję, na temat jakości usług świadczonych przez przewodników. W Tatrach Słowackich przewodnik jest obowiązkowy. Ale spójrzmy na filmiki na YT, jak taka obsługa przewodnika wygląda w rzeczywistości. Po wpisaniu na YT frazy „gerlach wejście”, już na pierwszym filmiku widzimy przewodnika, który prowadzi trzy osoby na krótkiej linie – kamerka wydłuża widok i wydaje się, ze liny są długie, ale wg. mnie oni są związani co ok. 3 metry. Taka asekuracja może zabić ich wszystkich, jeśli jedna osoba poleci. Dodatkowo to ciągłe plątanie się nogami w linę – a przewodnik nie reaguje. No brawo. Dziewczyna, która idzie pierwsza za przewodnikiem, non stop się plącze. Tu akurat przewodnik jest chyba Polakiem, bo zbyt czysto mówi po polsku, ale takich filmików jest pełno.

    1. Na tych przewodników to się właśnie w Tatrach napatrzyłem i wolę już iść sam, bo po co mam płacić 1500 zł za „opiekę”… poza tym nie widzę sensu brania przewodnika na szczyty porównywalnie łatwe do Kościelca czy Rysów tylko dlatego, że tak stanowią przepisy. A co do realiów cenowych w Alpach, no cóż, są na świecie góry ładniejsze, tańsze, mniej zatłoczone i mniej śmierdzące komercją 😉

      1. Jeśli mamy iść na szczyt łatwy technicznie, to zgadzam się. Wolałbym honorarium przewodnickie wydać na kurs turystyki wysokogórskiej, który wystarczy, by bezpiecznie wejść na mnóstwo pięknych szczytów. Jeśli jednak jakies wejście ma być dla Ciebie jedną taką przygodą w życiu, może watro ocenić obiektywnie swoje siły i wiedzę?

  9. Jeszcze jeden ciekawy filmik na YT pt. „Józefa Pitonia wyprawa na Gerlach”. Weszli na gerlach bez kasków, w kierpcach, w kapeluszach i ludowych strojach, a na szczycie piją alkohol. Jedna z góralek do asekuracji założyła czerwone korale (żart). A po obejrzeniu spójrzcie na komentarze pod spodem: „Mistrz Józef wyloz na samiuśki wierchołecek” , „Szacun dla Pana Józefa”. Krytyki brak. Podwójne standardy? Góralom nic się w górach nie stanie, bo góry „należą do nich”? A może (tak patrzę na te ich kierpce) obowiązkowa obecność przewodnika i sprzęt Salomona, jest tam po prostu zbędna?

    Owszem, Łukaszu, ja się w pełni z twoim powyższym artykułem zgadzam. Ale chciałbym, aby do tej tematyki się podchodziło uczciwie.

    1. O ile się nie mylę w przypadku lonży z taśmy liczenie WO nie ma większego sensu ponieważ jest to układ statyczny. WO ma znaczenie w momencie gdy lina pracuje tzn. rozciąga się w momencie dynamicznego obciązenia. Odpadnięcie nawet z bezpiecznym na linach dynamicznych WO=1 może być niebezpieczne dla kręgosłupa. Fajny tekst o różnego rodzaju lonżach był z QC Lab Black Diamonda. Poza tym tekst bardzo fajny i bardzo dobrze punktuje popełniane błedy. Miałem raz okazję obserwować szlak na Rysy z Korosada przy lawinowej dwójce (z delikatnym wskazaniem nawet na 3). Ludzie szli tam totalnie bez odstępów nawet w 5-10 osób więc pewnie o lawinach wiedzieli tylko że czasem schodzą.
      PS jeśli tego nigdzie nie publikowałeś poza blogiem zastanów się czy nie warto wysłać tego do portali odwiedzanych przez grupę docelową tego tekstu np. Tatromaniak

  10. Przyjemnie się czytało 🙂 Fajnie, że wrzuciłeś foty i dodałeś przykłady z życia 🙂 pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *