Na pustyni, w temperaturze 40 stopni C, zalecana ilość wody jaką powinien uzupełniać człowiek nie wykonujący dużego wysiłku, wynosi 4-6 litrów na dobę. W przypadku intensywnego marszu ilość ta wzrasta do 7–8 litrów. Choć nie spodziewam się, aby upał w górach Zagros miał permanentnie być tak duży, muszę przygotować się na okresowe temperatury powyżej 40 stopni.
Wysokość w górach będzie działać łagodząco na klimat, w dolinach może jednak panować piekło. Istnieją oczywiście sposoby, aby zmniejszyć zapotrzebowanie ciała na wodę, jak wędrówka nocą lub rano oraz wieczorem i spędzanie najgorętszej pory dnia w cieniu. Tak czynili Fremeni w nieśmiertelnej „Diunie” Franka Herberta:
„Poznasz żałobne równiny, jałowe pustkowia. Namaścisz oczodoły, by osłabić blask słońca. Schronieniem będzie ci każda dziura strzegąca od wiatru i złych oczu. Będziesz podróżował na własnych nogach, bez statku, bez pojazdu, bez wierzchowca. Khala, ziemia będzie pusta. Księżyce będą ci przyjaciółmi, słońce wrogiem.”
Duży zapas wody będzie jednak niezbędny. Podczas samotnej wędrówki przez pustynię Gobi Reinhold Messner dźwigał około 40 kg bagażu, z czego 25 wynosił ciężar wody znajdującej się w specjalnym pojemniku. Biorąc pod uwagę, że w chwili startu na wyprawę Messner miał 60 lat mogę go tylko podziwiać. Ja nie zamierzam nawet zbliżyć się do tej wagi. Wędrując przez Zagros liczę się jednak z możliwością nie spotkania źródła wody przez kilka dni. Mapa Iranu podpowiada, że na południu kraju mogą to być odcinki 3-4-dniowe. Przy założeniu, że przeciętna temperatura tylko niekiedy przekroczy 40 stopni, obliczam konieczny zapas wody na 20 litrów. W centrum i na północy kraju woda jest znacznie częstsza i tam 12-15 litrów stanowić będzie dostateczny zapas. Kłopotem jest jednak nie tylko dostępność wody, ale także jej jakość. Tam gdzie znajdę wodę, niemal zawsze konieczne będzie jej filtrowanie.
Nie będę opisywać tutaj metod pozyskania wody rodem z podręczników survivalu. Warto wiedzieć jak działa torba transpiracyjna, zakładana na gałąź drzewa lub destylarka słoneczna, mająca postać dołu przykrytego folią. Na potrzeby dzisiejszego zestawienia przyjmuję, że raz na jakiś czas znajdziesz źródło wody. Trzeba tylko tę wodę zebrać, oczyścić i nieść dalej.
Oczyszczanie wody, a potem jej transport. Jak to zrobić?
Metody oczyszczania wody
Najprostsza metodą na oczyszczenie jest gotowanie. Wymaga to jednak dużej ilości czasu, by podgrzać dużą ilość wody do 100 stopni C, a następnie schłodzić. To także kolosalne marnotrawstwo paliwa.
Możliwe jest też odkażenie wody środkami chemicznymi. Obecnie najczęściej stosuje się preparaty zawierające chlor. Popularnie używany jest na przykład Micropur Forte, który dzięki dodatkowi jonów srebra zapobiega rozwijaniu się bakterii na ściankach naczynia i zachowują wodę czysta nawet przez kilka miesięcy. Preparaty tego typu uwalniają chlor po rozpuszczeniu w wodzie. Picie wody śmierdzącej chlorem jak z basenu do przyjemnych i zdrowych jednak nie należy. Można pozbyć się chloru w trakcie gotowania, co jednak czyni uzdatnianie chemiczne bezsensownym. Metoda ta jest też najdroższa – opakowanie zdolne oczyścić 100 litrów wody kosztuje prawie 100 zł.
Popularna kiedyś jodyna nie zabija wszystkich mikroorganizmów, smakuje jeszcze gorzej niż chlor, a jej nadmiar może uszkodzić tarczycę.
Mocno reklamowane przez ostatnich kilka lat urządzenia oczyszczające wodę promieniami UV, takie jak SteriPEN, również bywają zawodne. Jeden z moich internetowych znajomych znajomych zlecił analizę bakteriologiczną tak oczyszczonej wody. Efekty nie były idealne, a woda po uzdatnieniu nadal nie nadawała się do picia. Takie urządzenie działa dobrze w połączeniu z filtrem mechanicznym i wymaga zasilania wysokiej jakości bateriami.
Bardzo interesującym wynalazkiem jest, moim zdaniem, amerykański H2GO Purifier. Prawdopodobnie najmniejsze i najwydajniejsze, również cenowo, urządzenie do filtrowania wody na rynku. Waży zaledwie 100 gramów, potrafi oczyścić do 20 litrów wody jednorazowo i zasilana jest akumulatorem ładowanym przez port USB. Oczyszcza nawet 120 000 litrów wody (!), a to wszystko przy użyciu jednego tylko surowca: soli kuchennej. Producent jest dość oszczędny w opisie technologicznym swojego wynalazku (opis przeczytasz TUTAJ i TUTAJ) przypuszczalnie przez wzgląd na konkurencję, po wczytaniu się w stronę internetową zagadka wyjaśnia się. Urządzenie działa na zasadzie prostej elektrolizy roztworu soli, w trakcie której powstaje mieszanina chloru i nadtlenku wodoru czyli wody utlenionej. (Producent podaje, że działa ona skuteczniej niż sam chlor, po 15-30 minutach zabijając wszystkie mikroorganizmy, łącznie z pierwotniakami. Nie podaje jedna w jaki sposób, w drodze elektrolizy, mogłaby powstać woda utleniona. Mimo matury z chemii nie mogę wyobrazić sobie jak zachodzi ta reakcja. Ktoś wie?) W odróżnieniu od lampy UV jest skuteczna także w mętnej wodzie. No i cena! Zamiast kosztownych wkładów ceramicznych lub wymagających wymiany lamp UV potrzebujemy energii elektrycznej i szczypty soli. Jedyną niedogodnością pozostaje smak chloru w wodzie.
Alternatywą dla chemii są filtry, oparte na porowatym wkładzie – ceramicznym, z włókna lub węglowym.
Ich rodzajów jest wiele. Te podstawowe zawierają element wykonany z ceramiki, zatrzymujący wszystkie cząstki o średnicy powyżej 0,2 mikrometra (0,0002 mm). Inne, zwykle tańsze, zawierają podobny wkład z włókna szklanego, o skuteczności zatrzymywania zanieczyszczeń 0,3 mikrometra (0,0003 mm). Wystarczą one do usunięcia bakterii, pierwotniaków, glonów, zarodników i jaj pasożytów. Przydatność takiego filtra warunkowana jest nie okresem używania, ale ilością wody jaką przez niego przepuścimy. Jeden z najmniejszych i najlżejszych na rynku Katadyn Mini, jest w stanie oczyścić do 7000 litrów wody. Ta wartość jest oczywiście szacunkowa, nie wiadomo jak czysta lub brudna musi być woda, by osiągnąć taki wynik. Oczywistym jest, że korzystając z bardzo zanieczyszczonych źródeł skrócimy żywotność urządzenia wiele razy.
Inny filtr, Katadyn Hiker Pro, posiada wkład z włókna szklanego oraz granulki węgla aktywowanego, który usuwa także zanieczyszczenia chemiczne, np. metale ciężkie. Jednak coś za coś – jego wydajność jest mniejsza i wynosi około 1150 litrów. Podobnej klasy urządzenie produkowane przez Cascade Designs, filtr MSR Miniworks Microfilter EX, oczyści około 2 000 litrów wody. Oprócz ceramicznego, posiada jednak także wkład węglowy, usuwający zanieczyszczenia chemiczne. Cena filtra klasy „turystycznej” waha się w okolicach 400-500 zł.
Znacznie poważniej od tych turystycznych modeli prezentują się większe modele, takie jak Katadyn Pocket lub Katadyn Combi. Ich cena jest nawet trzykrotnie wyższa, nadrabiają jednak dużą wydajnością: nawet 50000 litrów wody, a więc nawet 10-krotnie więcej. Są też cięższe.
Jednym z najtańszych filtrów mechanicznych na rynku jest Katadyn Hiker. Cena w okolicach 340 zł wydaje się rozsądna, ale jego wydajność – zaledwie 750 litrów – sprawia, że to mało opłacalna oszczędność.
Filtry mechaniczne mają trzy wady:
1. Ich porowata struktura nie zatrzymuje wirusów, których rozmiar mierzy się w ułamkach mikrometra. Mają temu sprostać filtry „kombinowane” takie jak MSR Sweetwater Purifier System (na zdjęciu poniżej). Dołączony do filtra preparat na bazie chloru eliminuje 99,99% wirusów, po czym jest usuwany przez wkład z węgla aktywowanego.
2. Lubią się zapychać, jeśli źródło z którego korzystamy jest bardzo zanieczyszczone piaskiem i mułem. Jeśli w trakcie uzdatniania wody nie chcemy co chwilę rozbierać i czyścić filtra, konieczne jest wstępne oczyszczenie wody z cząstek mechanicznych. Można to zrobić choćby przez kawałek bawełny ze starej koszulki, rozciągniętej nad menażką lub bidonem (takim z szerokim wlewem).
3. Wadą takich filtrów są też ruchome części mechaniczne, podatne na prawo Murphy’ego. Do dziś pamiętam, jak podczas pracy w sklepie turystycznym prezentowałem klientowi dwa filtry różnych firm. Kiedy zapytał „który wybrać?” zacząłem pokazywać mu zasadę działania obydwu i nagle… dźwignia jednego z nich pękła i została mi w dłoni. Skonsternowany gapiłem się na nią, a mój rozmówca zaczął się śmiać. „Teraz chyba nie mam wyboru” – powiedział i kupił ten drugi.
Odpowiadając z góry na Twoje możliwe pytanie: nie ma filtrów, które potrafią oddzielić sól zawartą w wodzie lub wydalanym moczu. Oczyszczenie takiego roztworu wymaga procesu odwróconej osmozy, zasilanej energią elektryczną lub pracą mięśni. Odsalarki, stosowane np. na jachtach, tratwach ratunkowych czy kajakach morskich ważą przynajmniej kilogram i wymagają energii elektrycznej bądź intensywnego napędu „ręcznego”. Aleksander Doba, płynąc kajakiem przez Atlantyk, spędzał na ręcznym odsalaniu wody 4 godziny dziennie – praca na pustyni niewykonalna. Słoneczne mają z kolei bardzo niską wydajność – 1-2 litry na dobę. Na pustyni nie ma więc mowy o uzdatnianiu wydzielin swojego ciała, jak to czynili Fremeni w „Diunie”.
Interesującą i chyba popularną metodą filtrowania wody są butelki z filtrami. Przykładem może być Bobble Bottle, wyposażona w filtr węglowy. Niestety instrukcja obsługi pozbawia złudzeń: „nie używaj w miejscach, gdzie woda nie jest mikrobiologicznie bezpieczna lub o nieznanej jakości”. Trochę nie wiem jak to skomentować, zastanawia mnie co w takim razie filtruje to urządzenie? No i wydajność – co to jest 150 litrów na jednym wkładzie? Podobne butelki produkują inne firmy specjalizujące się w sprzęcie AGD (Duka, Brita). Większość z nich nie powala wydajnością (150-250 litrów), a na zagranicznych portalach zbierają sporo złych recenzji z powodu jakości wykonania, przeciekania itp.
Wykorzystaj siłę ciążenia
Czy można uniknąć pracowitego pompowania, w celu przepchnięcia wody przez wkład ceramiczny lub węglowy? Tak. Umożliwiają to filtry grawitacyjne. Ciekawym przykładem jest Katadyn Siphon, o wydajności 20000 litrów, filtrujący wodę dzięki sile ciążenia. Umieszcza się go wyżej położonym zbiorniku z zanieczyszczoną wodą, po czym za pomocą rurki odprowadza się oczyszczoną poniżej. Cena – około 330 zł.
A co jeśli ukształtowanie terenu uniemożliwia takie umieszczenie filtra by działa grawitacyjnie? Z pomocą przychodzi wtedy MSR Auto Flow Gravity. Składa się on z 4-litrowego zbiornika, do którego nalewamy brudnej wody i wieszamy na drzewie, namiocie lub kładziemy na kamieniu. Przez elastyczną rurkę woda trafia do filtra, a następnie do naczynia lub bukłaka, w którym zbiera się już po oczyszczeniu. Żywotność filtra wynosi 1500 litrów. Na szczęście po jego zużyciu nie trzeba wyrzucać do kosza całego zestawu – wkład filtrujący można dokupić osobno i zamontować w miejscu starego.
Przy okazji nie mogę się oprzeć przed dwiema drobnymi uwagami, dotyczącymi tego filtra. Na stronie producenta (Cascade Designs) specyfikacja techniczna podaje wyraźnie, że działa on w oparciu o membranę z włókien sztucznych, chroniąc przed bakteriami i pierwotniakami, ale już nie przed wirusami i śladami substancji chemicznych. Tymczasem polski dystrybutor opisuje go raz jako ceramiczny, w innym miejscu – jako włókno Holowfibre. Zaznacza też, że Auto Flow usuwa pozostałości pestycydów. Jak to możliwe, skoro ten sam opis mówi jasno, że filtr nie jest skuteczny przeciw zanieczyszczeniom chemicznym? A także wirusom, których rozmiary są około 100 razy większe od cząsteczek chemicznych?
Nauczka: przed zakupem filtra do wody warto więc starannie przeczytać instrukcję. Najlepiej w oryginale.
Podobną zasadę działania ma Katadyn Base Camp, będący 10-litrowym workiem, u dołu którego znajduje się wkład ceramiczny, niestety o niewielkiej wydajności – 750 litrów. Biorąc pod uwagę cenę, aktualnie około 500 zł, taki zakup wydaje mi się mało opłacalny. Ratuje go tyko fakt, że możliwa jest – tak jak u konkurencji – okresowa wymiana ceramicznego wkładu filtrującego.
Co wybrać spośród kilkudziesięciu możliwości?
Oczyszczanie mechaniczne wydaje się dość kosztowne, gdy weźmiemy pod uwagę ceny filtrów ceramicznych – około 500 zł za oczyszczenie 2000-7000 litrów wody. To jednak niewiele jeśli policzyć ile kosztuje i ile odpadów pozostawia po sobie każdy litr wody butelkowanej – biorąc pod uwagę ilość plastiku jaką wytwarza nasza cywilizacja, sprzedawanie napojów w jednorazowych butelkach powinno być zakazane. W przypadku droższych, ale bardziej wydajnych filtrów cena 1000-1500zł za aż 50000 litrów staje się bardzo niska. To jednak urządzenia dla tych, którzy regularnie przebywają w podróży lub na trekingach i całymi miesiącami czerpią wodę z niepewnych źródeł. Mój wybór padłby zapewne na Katadyn Siphon (choć filtrowanie grawitacyjne nie zawsze jest możliwe) lub Katadyn Mini – lekki i wydajny.
Oczyszczanie chemiczne tradycyjnymi tabletkami jest najdroższą metodą, ale staje się śmiesznie tanie, jeśli zaprzęgniemy do pracy H2GO, wadą jest dawka chloru jaką musimy przyjąć. Nawet jeśli jego stężenie w wodzie nie przekroczy dopuszczalnych norm, wolałbym unikać jego spożywania. Nawet w małych stężeniach wolny chlor nie jest obojętny – choć oczywiście lepsze to, niż przerwa w życiorysie wywołana zatruciem.
Odkażanie promieniami UV okazuje się skuteczne w przypadku dość czystej wody, brudna i tak wymaga filtrowania mechanicznego.
W poszukiwaniu lekkości
Kilka tygodni temu odwiedziłem znajomy sklep outdoorowy, by popytać o ofertę filtrów do wody. Niestety, nawet mając nieograniczony budżet nie chciałbym musieć kupować żadnego ze stojących tam wynalazków. Powód? Filtry „profesjonalne”, z górnej półki cenowej, są wykonane solidnie, często ze stali, co odbija się na ich wadze. „Turystyczne” to dużo plastiku i ruchome części, których uszkodzenie wcale nie jest trudne. Jestem znany z tego, że nie traktuję swojego sprzętu łagodnie i to co nie jest wytrzymałe nie przetrwa ze mną długo – patrz historia powyżej. Wie o tym dobrze zaprzyjaźniony kierownik tego sklepu. Przeszukiwałem więc rynek w poszukiwaniu filtra, który mógłbym nieść bez wysiłku, niedrogiego i trudnego do uszkodzenia. Dobry, tani i niedrogi – zazwyczaj niewykonalne, prawda? Po kilku dniach poszukiwań, głównie w sieci, zwróciłem baczniejsza uwagę na wynalazek zwany LifeStraw.
LifeStraw – „słomka życia” – ma postać niewielkiego cylindra, długości 23,5 cm i średnicy 2,5 cm. Obudowa wykonana jest z tworzywa sztucznego. Jeden z końców to wlot, drugi to ustnik, przez który pije się oczyszczoną wodę. W środku znajduje się lekki filtr z włókien o porach 0,2 mikrometra, a więc zdolnych zatrzymać bakterie, pierwotniaki oraz jaja pasożytów. Waży 54 g i pozwala przefiltrować około 1000 litrów wody. Nie wymaga pompowania – chcąc napić się wody z nieznanego źródła po prostu wkładamy do niego koniec słomki, drugi koniec bierzemy do ust i zaciągamy się niczym przez słomkę. Pierwsza wersja LifeStraw zawierała jodynę, obecna działa w 100% mechanicznie. Koszt, około 120 złotych w chwili gdy pisze te słowa, odpowiada w przybliżeniu najbardziej wydajnym filtrom mechanicznym. Tu nie ma jednak ruchomych części które mogłyby się popsuć, a waga i rozmiary „słomki” biją konkurencję na głowę.
LifeStraw jest filtrem mechanicznym, nie usuwa więc z wody wirusów (potrafi to zaawansowana wersja filtra LifeStraw Family, zbyt duża i ciężka by brać ją w teren, chyba, że na potrzeby dużych obozów i baz wysokogórskich). Nie usuwa też zanieczyszczeń chemicznych, takich jak metale ciężkie, ani soli, nie da się więc nasikać do menażki, a po włożeniu słomki napić się z niej czystej, orzeźwiającej wody.
Jego producent, duńska firma Vestergaard Frandsen, przekazuje swoje filtry mieszkańcom krajów rozwijających się, głównie afrykańskich. Ich dystrybucja osiągnęła poziom miliona sztuk, pomagając w ten sposób ponad 4 milionom Kenijczyków. Filtry tej firmy używane były także na Haiti po katastrofalnym trzęsieniu ziemi. Sama firma przedstawia swoje działania jako przykład odpowiedzialności społecznej, choć specjaliści wskazują, że takie akcje są dla niej również całkiem niezłym źródłem przychodów, między innymi z handlu emisjami dwutlenku węgla. Interesujący artykuł na ten temat znajdziesz na portalu HowStuffWorks.
LifeStraw jest lekki i stosunkowo niedrogi. Jego wydajność, nawet przy założeniu, że każdego dnia w Iranie będę wypijał 10 litrów, wystarczy z okładem na 3-miesięczne przejście Zagrosu. To sprawiło, że po lekturze kilku pozytywnych opinii kupiłem go na tę wyprawę i kilka dni temu trafiła do mnie niewielka przesyłka zawierająca „słomkę”.
Life Straw – wrażenia
Filtr LifeStraw jest rzeczywiście bardzo lekki. Wykonany z tworzywa wydaje się ważyć tyle co nic. Cienki, ale dość twardy korpus chroni wkład znajdujący się we wnętrzu. Na jego dolnym końcu znajduje się wlot, zamykany zatyczką i chroniony sitkiem, na którym zatrzymają się grubsze zanieczyszczenia. Grubszy koniec to ustnik, który również możemy zamknąć, gdy nie jest używany.
Po wyjęciu z opakowania filtr jest gotowy do użycia. Otworzywszy dolny koniec wkładamy go do wody, wkładamy do ust górny wylot, po czym zasysamy wodę do ust. Urządzenie stawia bardzo niewielki opór. Proste, szybkie i skuteczne, o czym przekonałem się, kosztując wodę z jeziora niedaleko mojego domu. LifeStraw usunął z niej ciemne zabarwienie i mulisty smak. Woda jakiej się napiłem była po prostu smaczna.
Gdy zaspokoimy już pragnienie, wydmuchujemy z filtra nadmiar wody i chowamy go. Co ciekawe gdy próbuję przez filtr zassać powietrze nie udaje mi się to. Podobnie jest z opróżnianiem filtra – mogę „wydmuchać” z niego nadmiar wody, ale nic więcej. Tak jakby urządzenie posiadało jakąś blokadę, zdolną przepuścić tylko wodę.
Czy zakup był trafiony? Na razie wygląda na to, że tak, ale wstrzymam się z opinią do powrotu z Iranu. Doświadczenia innych użytkowników pokazują, że do zastosowań turystycznych, na przykład w górach, LifeStraw w zupełności wystarczy. Jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić to brak instrukcji obsługi po polsku oraz brak podanego na opakowaniu miejsca produkcji. Powstał w Danii czy Chinach? Nie wiadomo.
Chciałem, aby mój filtr nie tylko pozwolił mi na bieżąco zaspokajać pragnienie z przydrożnych źródeł, ale umożliwił także oczyszczanie na postoju większego zapasu wody, nawet 20 litrów. Stworzyłem, na bazie „słomki”, bezobsługowy system do grawitacyjnego oczyszczania wody. Jak zrobić taki system?
Jako wzór posłużył mi Katadyn Base Camp. Wadą mojego rozwiązania jest niższa trwałość, poza tym jednak ma same zalety: jest lekkie, szybkie do zmontowania z powszechnie dostępnych materiałów i pomijając koszt samego filtra, niemal darmowe.
Do jego wykonania niezbędne są, poza samym filtrem, taśma klejąca oraz mocna torba foliowa. W dnie torby wyciąłem otwór o średnicy odpowiadającej rozmiarowi LifeStraw’a, po czym przełożyłem filtr tak, by jego wlot znalazł się wewnątrz torby, a ustnik – na zewnątrz. Miejsce połączenia mocno zwinąłem biurową taśmą klejącą. I voila – mój „zrób to sam” system do filtrowania wody jest gotowy. Po napełnieniu widocznej na zdjęciu torby około 7 litrami, czysta woda zaczęła pomału wypływać z ustnika. Pod tak zawieszonym filtrem mogę podwieścić naczynie, w którym będzie zbierała się woda lub za pomocą rurki odprowadzać ją do leżącego na ziemi bukłaka. Do Iranu, zamiast cienkiej taśmy klejącej, wezmę srebrnego Duct tape’a, który ma więcej zastosowań i jest znacznie bardziej wytrzymały. Taki system jest bardzo prosty, fanatycy outdoorowych gadżetów nazwaliby go pewnie prostackim. Ale działa, mogę zmontować go szybko i w prawie każdych warunkach, a w dodatku niemal za darmo.
Dobre może być jeszcze lepsze?
Gdy wydawało mi się, że znalazłem najlepsze z możliwych rozwiązań w kwestii filtrowania wody, znajomy podesłał mi link do filtra Sawyer Mini.
To niewielkie urządzenie, rozmiarem i wagą nie odbiega od LifeStraw, ma jednak kolosalną przewagę: według producenta może przefiltrować nawet 380 000 litrów wody – lub, według systemu amerykańskiego, 100 000 galonów. Jego konstrukcja nie odbiega znacząco od mojej „słomki” – jest to filtr na bazie włókien o średnicy porów 0,1 mikrometra. Jak więc osiągnięto tak dużą żywotność? I czy w ogóle można ufać tej wartości? Nie wiem i bardzo chętnie poznam doświadczenia użytkowników tego wynalazku. Jeśli jego opis nie jest tylko marketingową bajką, to Sawyer Mini może być zakupem na całe życie. No i te rozmiary!
Jak przechowywać wodę?
Na koniec krótko o tym, co zrobić z już oczyszczoną wodą. Jak przechowywać ją przez kolejne 2-3 dni, do znalezienia następnego źródła? W sklepach turystycznych znaleźć można składane baniaki o pojemności 5 i 10 litrów. Są dość tanie, a ich rozmiar w plecaku zmniejsza się wraz z opróżnianiem.
Od lat używam innego sposobu transportowania wody, który sprawdził się dobrze w suchych niczym pieprz górach południowego Libanu. Jest to MSR Dromedary Bag, przez niektórych moich znajomych nazywany pieszczotliwie „foką”. Wykonany jest z grubej tkaniny Cordura, laminowanej od wewnątrz dla uzyskania kompletnej wodoodporności. Produkowana jest też lżejsza wersja, DromLite Bag, z cieńszego materiału. Od prawie 10 lat używam tego samego, 10-litrowego bukłaka. Nie zawiódł mnie ani razu i mam nadzieję, że tak samo będzie, gdy zabiorę go ze sobą do Iranu.
Oprócz dużego worka, zabieram ze sobą także mniejszy. Od dystrybutora firmy Marmot, którego sprzęt mogłem wybrać na tę wyprawę, otrzymałem ultralekki plecak biegowy Kopressor Speed. Pokazał już swoją przydatność podczas treningów biegowych, jednak w góry Zagros zabieram tylko jego część – 2-litrowy pojemnik typu camelbag, wyposażony w rurkę do picia, z której będę mógł korzystać również w marszu. Po uzupełnieniu tego zestawu o jeszcze jeden, 5-10 litrowy zbiornik, będę mógł powiedzieć, że zestaw do oczyszczania i transportu wodę na tę wyprawę jest gotowy.
Jeśli masz swoje patenty na oczyszczanie wody i jej przenoszenie lub używasz któregoś z opisanych wyżej filtrów, podziel się uwagami w komentarzach.
46 odpowiedzi
Świetne opracowanie! Dzięki za kawał dobrze wykonanej roboty. Sama nie mam doświadczenia w temacie oczyszczania wody, więc nie mogę się odnieść rzeczowo do Twoich opisów. Ostatnio gdzieś czytałam nt. LifeStraw i wydawało mi się idealnym rozwiązaniem. Ciekawa jestem jak się sprawdzi. Z pewnością skorzystam z tekstu jak przyjdzie pora na podobny zakup. Na razie wędruje w sposób nie wymagający takiego sprzętu.
1. Wadą tabletek odkażających jest konieczność odczekania ok. 30 minut, czyli – nie napijesz się od razu.
2. Szkoda, że nie napisałeś nic o tzw. backflushing w przypadku filtrów na bazie Hollowfibre (mechanicznych i grawitacyjnych). To naprawdę upierdliwe w przypadku zapotrzebowania na dużą ilość wody.
3. Nie wspomniałeś też o uzdatnianiu wkładów ceramicznych i węglowych poprzez gotowanie – niezbędne po odfiltrowaniu określonej ilości wody.
4. Dromedary w twoim przypadku pozostaje obojętny dla smaku wody? Ciężko go dobrze wyszorować (i wysuszyć) w środku. Dromlite ma tę zaletę, że można go… wywinąć na lewą stronę!
5. Worki do transportu wody robi też firma Ortlieb.
6. MSR Miniworks doskonale współgra ze wspomnianymi workami na wodę + butelkami Nalgene. Do butelki Nalgene możesz dodatkowo dołączyć nakrętkę Source i zrobić z niej… camelbaga.
Pozdro 🙂
Dotychczas mój Dromedary był odporny na bakterie i nie zmieniał smaku wody, nie miałem tez problemów z jego wyczyszczeniem – przepłukiwałem wodą i wieszałem wylotem ku dołowi. W upale po godzinie był suchy. A z gotowaniem wkładów ceramicznych nie spotkałem się. Zazwyczaj producenci dodają do nich specjalne skrobaczki, mające usunąć osad bakterii z wierzchu.
Z tym backflushing o co chodzi? Nie znam takiego zjawiska w filtrach.
Czyli jednak masz dokładnie tę samą słomkę życia, co my… Trochę się jednak dziwię, że z tym wybierasz się w pustynne góry Zagros. To dość „lekkie” podejście do tematu wody, szczególnie przy tym worku klejonym duct-tapem zawieszonym na drzewie, w górach które mają drzew jak na lekarstwo 🙂 Pomyśl chociażby awaryjnie nad butelką, w którą wkłada się słomkę życia – nazywa się to LifeStrawGo – daje sporo niezależności i przede wszystkim gwarancję szczelności. Strzała! 🙂
Lekkie, ale myślę że nie lekceważące. Parametry tego filtra i jego przewidywana żywotność wystarczą na tę wyprawę, a powiesić mój „ultra-extreme-system” mogę choćby na kijkach teleskopowych czy statywie do aparatu. A jeśli rzeczywiście nie będę miał gdzie powiesić tego wynalazku, to do bukłaków nabiorę brudnej wody i będę oczyszczać ją na bieżąco. Aczkolwiek takiego zanieczyszczania własnych zbiorników wolałbym oczywiście uniknąć.
Jeśli mimo moich optymistycznych oczekiwań LifeStraw jednak się nie sprawdzi, napiszę o tym szybko, aby ostrzec kolejnych chętnych.
Jest lepszy, zdrowszy sposób chemiczny od Katadyn Micropur Forte – tlenek chloru, bez jonów srebra, nie psuje smaku, choć droższy: Lifesystems Chlorine Diox Tablets 30szt=30L 10Ł
Dziękuję za spostrzeżenie. Faktycznie, 50 złotych za 30 litrów wody to trochę dużo.
Podobnie jak Muszynianka 😉 Pewnie warto poszukać innych producentów dwutlenku chloru w tabletkach !
Łukasz wydaje mi się że sposób z przenoszeniem brudnej wody i oczyszczaniem jej tuż przed wypiciem wydaje się najsensowniejszy w warunkach w jakich będziesz funkcjonował. Oczyszczenie wody przed napełnieniem pojemnika i po jakimś czasie ponowne jej filtrowanie bo coś się w tym pojemniku wytworzyło wydaje się upierdliwe w czasie niemal ciągłego marszu. Sądzę że nasza cywilizacja jest coraz bardziej nadwrażliwa w kwestiach „bezpieczeństwa” spożywanych pokarmów (i nie tylko z resztą). Teraz już surowej wody z górskiego potoczku lepiej nie pić bo może nie zbyt czysta. Tak powstaje pokolenie które ulega zatruciu kiedy zje nie umyte jabłko. Jak nasz organizm ma wykształcić w sobie odpowiednią odporność skoro wszystko co mu dostarczamy jest odkażone, sterylne? Jak żołnierz ma walczyć z wrogiem którego nawet nie rozpoznaje? Sorki za ten przy długi rozpis ale chodzi mi o pójście w drugą stronę może warto wykształcić w sobie większą odporność/tolerancję na zanieczyszczenia tak jak podnosi się kondycję przed wspinaczką odpowiednim treningiem. 10X5L baniaków oligocenki przywożę raz na miesiąc i wolę ją pić na surowo, w tych które wypijam na końcu są na pewno jakieś drobnoustroje, za PRL-u w szkołach piłem tylko chlorowaną kranówę i nie zatrułem się, przy -15c biegam z otwartymi ustami i nie przeziębiam się. I nigdy żadna skórka od pomidora nie przylepiła się do żadnej ścianki we mnie. Brałbym słomkężycia i sawyermini (woda w górach ognia to może być poważna sprawa, jak jedno zniszczysz to z drugim będziesz ostrożniejszy) i na ekstremalne sytuacje garść tabletek do odkażania – choćby nie wiem jak drogo wyszło – tu o twoje życie chodzi.
Łukasz myślę że znajomość źródeł/ujęć wody i potoczków może być bardzo ważna.
Kiedyś słyszałem o czymś takim jak ameba, jak nasi wojacy jeżdżący w ramach ONZ na bliski wschód musieli być na nią szczepieni bo po zjedzeniu owoców w przeciwieństwie do tubylców ulegali zatruciu – jedziesz w dzikie rejony może ta ameba dalej tam jest.
Hej
Hej
Ciekawe naprawdę, obecnie mieszkam na Filipinach i po prostu piję wodę prosto ze źródeł i nie miałem jeszcze żadnych problemów zdrowotnych z tym związanych. Ciekawi mnie to małe urządzenie do filtrowania wody wyglądające jak pompka do materaca 🙂 czy filtrując wodę taką techniką, nie pozbywamy się też tych wszystkich potrzebnych nam mikroelementów, dzięki czemu woda jest zdrowa ?
Na szczęście nie. Filtr zatrzymuje bakterie i pierwotniaki, ale nie może zatrzymać cząsteczek rozpuszczonych w wodzie. Wszystkie sole mineralne przechodzą przez filtr swobodnie. Substancje szkodliwe (np. pestycydy) niestety też, chyba, że mamy wkład węglowy.
Cześć,
nie ma opcji „odpowiedz” :/
Backflushing to oczyszczanie filtra poprzez przepłukanie go w odwrotną stronę czystą wodą (około 0,5-1l). Bez tego filtr szybko się zapycha. Coś jak wydmuchiwanie tego LifeStraw. Niestety w przypadku zapotrzebowania na duże ilości wody staje się to straaasznie upierdliwe. W przypadku filtra MSR trzeba przekładać uszczelki w odwrotną stronę, a całą operację powtarzać co 8 litrów.
Na twoim przykładzie potwierdza się to o czym słyszałem już od innych. Stare worki Dromedary nie wpływały na smak wody (jeśli twój faktycznie ma już 10 lat). Ja mam ich 6 sztuk (najstarsze mają 4 lata) i niestety każdy ma tę drobną wadę.
Najlepszy filtr z jakim miałem do czynienia do MSR Miniworks EX. Trzeba uważać jedynie by nie stłuc wkładu bo jest delikatny (nie wpadłem na to i roztrzaskałem go na kawałeczki w Kolumbii). Jeśli chodzi o gotowanie to myślę, że jego instrukcja sporo wyjaśni: http://media.cascadedesigns.com/pdf/31-966_MiniWorksEX_Inst_EN.pdf
Tekst fajny, ale teoretyczny 🙂
Pozdrawiam!
To znaczy, że musiałbym przekładać uszczelki codziennie. Odpada, zwłaszcza że zwiększa to ryzyko zgubienia części, co unieruchomiłoby cały filtr. Delikatny filtr też dyskwalifikuje jego użycie przeze mnie 🙂
Tymczasem jednak przydarzyła się niespodzianka. Wczoraj rano otrzymałem e-mail od… polskiego dystrybutora filtrów Sawyer, z propozycją przetestowania podczas wyprawy do Iranu filtru Sawyer Mini. Zgodziłem się od razu, gdyż waga tego modelu to mniej niż 60g (+ akcesoria), dodatkowo łatwiej będzie dzięki niemu zmontować system grawitacyjny, lepszy niż ten z reklamówki. Będzie to też dobry test porównawczy dwóch filtrów. Baaardzo ciekawi mnie ta deklarowana żywotność 380 tysięcy litrów u Sawyera. Jadę więc z 2 lekkimi filtrami, co daje mi rezerwę na wypadek problemów technicznych z jednym z nich.
No Łukasz… jeśli uważasz że rowerowa wyprawa przez Canning Stock Route to nie wystarczający test wytrzymałości dla filtra, to nie wiem, który Ci sprosta 🙂 A Miniworks był na 3 takich przeprawach 🙂
Drogi Panie! Mi nie trzeba Canning Stock Route! Za sprawą moją i kolegów pękały filtry, łamały się maszty od namiotów, maty samopompujące umierały pod ciosami spadających przypadkowo siekier, stelaże w plecakach pękały, suwaki rozłaziły się, a wiązania narciarskie były wyrywane z nart. A to wszystko podczas pracy w sklepie turystycznym. Do klasyków przeszedł kolega, który upuścił ostrego jak brzytwa Fiskarsa na najdroższy model Thermaresta. Skoro więc takie rzeczy działy się za ladą, to co byłoby z nimi w terenie? Praktyka pokazała mi już, że rzeczy których używam muszą być pancerne jak T-34, inaczej nie przeżyją.
Panie Łukaszu, super artykuł. Sama mam Lifestraw Go i chociaż nie miałam do tej pory okazji wykorzystać go w terenie, to nie kupuję już wody butelkowanej, tylko filtruję sobie LifeStraw. Teraz moje pytanie- czy ma pan może jakieś doświadczenia z filtrami Lifesaver? Na allegro jest informacja, że filtrują także wirusy. Znalazłam też informację na stronie internetowej, że można nim nawet przefiltrować mocz. Jestem ciekawa pana zdania na temat tych filtrów. Pozdrawiam
Bardzo dziękuję, to kolejna firma o której nie wiedziałem, a która produkuje rzeczy – wygląda na to – z naprawdę wysokiej półki. Rzuciłem okiem na techniczne szczegóły: Lifesaver używa filtrów na bazie membrany, której pory mają średnicę 15 nm czyli 0,015 mikrometra. To 10 – 20 razy mniej niż większość filtrów jakie opisałem w tym zestawieniu. Tak, przy takiej skuteczności filtrują także wirusy, ale moczu ani soli morskiej – już nie. Jest to zresztą opisane w instrukcji technicznej (strona 18):
http://www.lifesaversystems.com/documents/LIFESAVER_bottle_Instruction_Manual.pdf.
Jutro przyjrzę się tym urządzeniom i dodam je do artykułu.
Dziękuję za odpowiedź. Co do moczu, to zarówno na stronie producenta jak i na stronie polskiego sklepu jest informacja, że można nim przefiltrować także mocz:
http://www.lifesaversystems.com/FAQRetrieve.aspx?ID=35074&Q=
http://aqua-life.net.pl/pl/lifesaver/1-butelka-lifesaver-4000uf.html
Fajnie, bo będąc odciętym od źródła wody, nawet wypicie moczu wydaje się nie najgorszym pomysłem 😉
Minusem jest cena, ale patrząc na ilość wody, jaką można tym przefiltrować, oraz to, że filtruje także metale ciężkie i części do tego filtra są wymienne, jest ciekawą opcją.
„Nie zalecamy jednakże filtrować moczu powyżej 3-4 razy bez uzupłnienia organizmu innymi płynami” – na pewno nie filtruje soli, więc gdy pijemy mocz po przelaniu przez ten filtr, zwiększamy ilość soli w organizmie. Poza tym zwracamy do organizmu mocznik, kwas moczowy i różne toksyny, których stężenie w warunkach pustynnych jest znacząco wyższe. Zatem picie takiego płynu nawet po przefiltrowaniu oznaczałoby szybkie zatrucie organizmu.
Bardzo interesujace oraz inspirujace zarazem informacje na blogu. Adres jego dostalem od kolegi dopiero dzisiaj. Sam jestem wielkim sympatykiem dlugodystansowych wedrowek pieszych po gorach, jestem entuzjasta slynnego Szlaku Apallachow (ang. Appalachian Trail, lub AT). Podczas swoich wypraw na codzien stosuje filter do wody ze zrodel. W minionym sezonie 2014 rozpoczalem od filtru Kathadyn Hiker Pro, jednak po kilku wyprawach okazal sie malo praktyczny, z uwagi na swoje rozmiary i sposob uzycia. wymaga dokladnego mycia, na nieporeczna i plastikowa, defektywna raczke do pompowania. Zeby napelnic butelke Nalgene o poj. 0.9L, trzeba ok 40 ruchow co po przejsciu 30km dziennie z pelnym ekwipunkiem nie jest mile i potrzebne…i tak codziennie. Spotykani na trasie dlugodystansowcy tzw. through hikers(przechodzacy caly odcinek szlaku czyli 2180 mil za jednym razem) w duzej wiekszosci stosowali bardzo male i wydajne filtry firmy Sawyer, wersji mini. Postanowilem wyprobowac i szybko przekonalem sie ze jest to dobry wybor pod kazdym wzgledem. Jest nie tylko dwa razy tanszy od Kathadyn, ale rowniez dziesiatki razy wydajniejszy. Nie zmienia smaku wody, oraz zatrzymuje bakterie i drobnoustroje. Latwy, banalny i szybki w uzyciu (oczywiscie dla mnie). Jak na razie niezawodny. Jest niezwykle lekki i poreczny, jego gwint pasuje do zwyklej butelki na wide badz buklak plecakowy, np Platypus. Osobiscie z powodow ekonomicznych odbywam jedynie kilkudniowe wyprawy po odcinkach wspomnianego szlaku, ale nawet wowczas kazdy dodatkowy i zbedny nadbagaz po stromych zboczach Apallachow, jest niepotrzebnym obciazeniem dla kolan. Dziekuje serdecznie za dzielenie sie doswiadczeniami. Pozdrawiam z Brooklyn’u. Mario
Jeśli chodzi o tabletki do uzdatniania wody, na rynku jest jeszcze oferta polskiego producenta marki Javel Aqua, które mają większe stężenie chloru niż Micropur i dlatego też zabijają amebę.
I jak dla mnie woda uzdatniona tymi tabletkami w ogóle nie śmierdzi chlorem 🙂 http://www.tropiker.pl/tabletki-do-uzdatniania-wody-pitnej—javel-aqua-60-tabletek-,1404,829,produkt.html
Witam!
Zdecydowanie polecamy wspomniane już w artykule filtry LifeSaver System. Butelka LifeSaver jest w stanie przefiltrować 4000 lub 6000 l wody w zależności od modelu. Posiada zarówno filtr gąbkowy jak i węglowy, dzięki czemu skutecznie filtruje każdą zanieczyszczoną wodę i usuwa nawet wirusy, o których była mowa. Dodatkowym atutem są wymienne części – filtry i ustniki, a także pokrowiec i pasek do transportu butelki. Dzięki temu można odtwarzać żywotność butelki.
http://ha3o.pl/survival-biwak/uzdatnianie-wody?limit=16
Jeżeli potrzeba gromadzić wodę, firma LifeSaver proponuje także kanistry o pojemności 18,5 l, jednak to już wiąże się z niewygodą transportu. Natomiast do bardziej stacjonarnego użytku sprawdzają się bardzo dobrze. Dostępne są dwa modele- zdolne przefiltrować 10000 i 20000 l wody.
http://ha3o.pl/kanister-10000-filtr-do-oczyszczania-wody
Przy okazji firma LifeSaver włącza się w akcje charytatywne i pomaga tysiącom ludzi na całym świecie w pozyskaniu wody pitnej. Dla chętnych do poczytania, niestety po angielsku. http://www.lifesaversystems.com/about-us
Przy dostępie do wody my także polecamy słomki: http://ha3o.pl/filtr-slomkowy
A tabletki w tej chwili to koszt 39 zł za 100 litrów wody. Jesteśmy zdania, że warto mieć ze sobą awaryjnie opakowanie: http://ha3o.pl/survival-biwak/uzdatnianie-wody/tabletki
Świetny artykuł!
Pozdrawiamy,
Zespół Ha3o
Czy H2gO Purifier można ładowac również na energie słoneczna czy tylko na prąd? Bo w niekktórych miejscach pisze ze tak w innych ze nie. A na stronie jest tylko jeden w sprzedazy.
PS. ekstra blog 🙂 od niedawna zafascynowałam sie pieszymi wyprawami i na pewno bede szukac tu informacji co trzeba a czego nie dzieki wielkie 🙂
Już wyjaśniam o co chodzi z tlenem i chlorem. Otóż w trakcie wodnej elektrolizy NaCl przy zastosowaniu odpowiednich elektrod (katody i anody) występuje wydzielenie chloru na katodzie i tlenu na anodzie, wszystko zależy od tego z jakich metali wykonane są elektrody. Sądzę, że tlen ten będzie dość aktywny i utleni zwykłą wodę w wodę utlenioną
Dziękuję za wyjaśnienie! Tak, to chyba właśnie taka reakcja.
40kg na plecach to tak strasznie dużo? Ile kilometrów dziennie do pokonania jest w planie?
Moim zamiarem było przejście około 30 km dziennie, na lekko. 40 kg – tak, to duży bagaż, a na długi dystans wręcz ryzykowny, chyba, że ma się idealnie dopasowany plecak i moc żołnierza piechoty morskiej.
I jak te filtry sprawdziły się w rzeczywistości, zakładają, że już po wyprawie (trudno się tu doczytać daty publikacji)? Który bardziej polecasz: LifeStraw czy Sawyer Mini?
Dzień dobry
Wiem, że dawno nikt tu nie zaglądał ale może ktoś jednak odpowie.
Jadę do Chin na przeszło miesiąc, z plecakiem. Budżet ograniczony 😉 woda droga i pić jej trzeba sporo.
Nie potrzebuję aż tak profesjonalnego sprzętu j/w ale taniej wyniosłoby posiadanie chociaż jakiejś butelki z filtrem. Zastanawiam się nad Water to go, taką 0.75 odwiedzam fora ale nie ma rzeczowej rady na ten temat.
Jakoś nie ufam sprzedawcom. Wodę czerpałabym raczej z kranów.
Jeśli ktoś sprawdził lub ma inną radę to bardzo proszę o odpowiedź. A może Łukasz coś wie na temat?
Serdecznie pozdrawiam (Jolanta yoko)
Czytałem o tej butelce i kilku podobnych modelach. Są wygodne, ale ich wydajność jest niska w porównaniu z filtrami turystycznymi. Modele Katadyna, MSR-a czy Sawyera filtrują tysiące litrów na jednym wkładzie. Te dołączane do butelek – tylko 130. Jeden wkład nie wystarczy więc prawdopodobnie na dłużej niż 3-4 tygodnie. Jego zaletą jest jednak to, że dzięki węglowi aktywnemu usuwa także metale ciężkie i inne zanieczyszczenia chemiczne.
Filtr taki jak opisany przez mnie nie jest wiele droższy, a starczy na znacznie dłużej. W efekcie cena 1 litra wody jaką przefiltrujesz jest znacząco mniejsza i odpada konieczność zabierania kilku wkładów na dłuższe wyjazdy.
Cześć.
Co do odsalarek słonecznych. One są dedykowane na jachty i tratwy ratunkowe. Mają genialnie prostą konstrukcję – to niewiele więcej niż pompowana piłka. Miałem okazję używać takiej na spływie kajakowym i naprawde daje radę. Tyle że trzeba mieć model dedykowany na 4 osoby, i przynajmniej 5 litrowy baniak na czystą wodę. Urządzenie musi być przewymiarowane, bo na śródlądziu w Polsce, słońca mniej niż na ocenie, więc wydajność niższa. A baniak? Nie każdy dzień jest słoneczny, więc trzeba robić zapas.
Jak dla mnie piłka miała jedną wadę. Ma ok 60cm średnicy, i na przy wietrze powoduje znoszenie kajaka.
Panowie i Panie a co jakby zastosować kilku etapową metodę filtrowania.
Mam na myśli tak aby wpierw oczyścić ją chemicznie np tabletkami a później za pomocą filtra który by zabił po/smak chloru,m jodu, srebra etc…
Może ktoś ma jakąś poradę na temat takiego rozwiązania ?
No i ostatnie pytanie jak pozbyć się z wody zanieczyszczeń typu siarka, azotany, jakieś środki chemiczne i metale ciężkie ?
Czyli sumując jak przefiltrować wodę aby była idealna 🙂
Kłopot z filtrem jest jeden, ale fundamentalny – jak się filtr zepsuje (np. Saywer mini zamarznie w górach, nawet nie zimą), to nie będziesz o tym wiedział i możesz się zatruć.
Butelki z wkładem węglowym można kupić w Rossmenie itd. Mają małą wydajność, ale przynajmniej się je wyrzuca po miesiącu i to jest gwarancja,k że działają.
Nie wiem czy filtr węglowy działa po zamarznięciu. Biorąc pod uwagę, że filtr węglowy także jest porowaty i gromadzi się w nim woda, będzie podobnie podatny na zamarzanie. Wniosek – może być tak samo narażony na zniszczenie po zamrożeniu.
Natomiast stanowczo nie zgadzam się z filozofią „przynajmniej się je wyrzuca po miesiącu”. Produkujemy już i tak góry śmieci, a nasza cywilizacja konsumuje surowce szybciej, niż się one odtwarzają. Podejście „wyrzucę i będę miał nowy” to fatalne podejście z punktu widzenia naszego środowiska. Powinniśmy dążyć do maksymalnego przedłużania życia tego, co mamy – a filtr o wydajności tysięcy litrów oznacza kilkadziesiąt „rossmanowskich” butelek na wysypisku mniej.
Chyba się nie rozumiemy. Jak Sawyer Mini zamarznie, to jak będę go potem używał przez lata i w końcu zarażę się jakąś paskudną bakterią.
Pogląd, że kilka wkładów węglowych (bo przecież nie całych butelek) więcej zaszkodzi światu niż moja śmierć – nie mieści mi się w głowie.
A wkłady węglowe do Britty tysiące ludzi wyrzucają co miesiąc. Podobnie jak butelki po wodzie mineralnej w górach.
W ogóle mieszanie dyskusji, jaki filtr daje więcej bezpieczeństwo, z dyskusją, jak nie zaśmiecać świata to wekslowanie problemu na boczny tor.
Ze względu na niemożliwość samodzielnej oceny, czy filtr typu Sawyer lub inny life stras jest jeszcze bezpieczny czy już nie – uważam je za bardzo ryzykowne rozwiązanie DLA ZDROWIA UŻYTKOWNIKA. Chyba lepiej kupić LifeStraw i wymieniać co roku lub po każdej większej wyprawie – dla pewności.
Rozumiem. Cóż, w przypadku tak węglowego, jak i „hollowfiber” nie mamy możliwości oceny stanu filtra. Oba są więc obarczone ryzykiem. Zamiast jednak wydawać kasę na kolejne i produkować śmieci, wolę po prostu dbać o ten jeden który mam. Ogranicza się to do jego płukania i trzymania w śpiworze w zimne noce. Na szczęście tam, gdzie woda wymaga filtrowania, panują zazwyczaj wysokie temperatury. Choć oczywiście są wyjątki, np. wysokie góry Indii czy Pakistanu.
Wspomniany w postach filtr LifeSaver byłby optymalny – gąbka i węgiel – gdyby nie to, że jeden cartridge można używać max. 2 miesiące.
What is the shelf life of an activated carbon filter?
In its original polythene wrapping the activated carbon filter can be stored for up to 3 years from the date of manufacture. Carbon is a natural absorbent and once exposed (unwrapped) it will start working and will last approximately 2 months.
(http://www.iconlifesaver.eu/FAQ.htm)
4 tys. litrów w dwa miesiące to może dobre dla misji humanitarnej, ale nie dla osoby, która jedzie na tydzień w Tatry czy Alpy, jak ja.
Od napisania artykułu minęły już prawie trzy lata, troche się w filtrach pozmieniało. W te wakacje używałem mniejszej butelki Water-to-go do picia wody z polskich rzek. Unikałem tylko miejsc bezpośrednio poniżej oczyszczalni ścieków. Natomiast zaliczyłem wodę m in z Brynicy I Przemszy bez najmniejszych objawów.
WTG ma lepszy stopień filtracji niż Savyer bo usuwa również wirusy, metale I chemię. Co ciekawe mają to potwierdzone wszystkimi możliwymi badaniami (m in. Sanepid, Brytyjski Instytut Medycyny tropikalnej, I jakaś indyjska jednostka). Masę ma niewielką ok 100 gram. Pozwala wygodnie przenosić 0,5 albo 0,75 litra. Cena 100-150 pln (są promocje do poziomu 85pln). Jedyny minus dla osoby która dużo podróżuje to wydajność – mniejsza butelka przepuszcza 130 litrów, większa 200. W porównaniu za jakimkolwiek innym fitrem wygląda to żałośnie, zwłaszcza w zestawieniu z wiecznym Savyerem.
Natomiast jako filtr na pojedyncze długie wyjazdy lub cały sezon letni – jest super.
Parametry filtrowania WTG są obłędne – na dobrą sprawę można pić wodę z rowów melioracyjnych! Gdyby tylko dało się tej butelki użyć inaczej niż do bezpośredniego picia, sprawdzałeś może czy da się tą butelkę ścisnąć żeby przepuścić przez nią wodę do innego naczynia? Albo czy gwint pozwala na dokręcenie czegoś innego niż oryginalna flaszka?
@Colish – wrzuciłem do siebie na bloga (nie wiem czy można tu załączać linki), film jak przerobić WTG tak żeby woda sama leciała. Przy odpowiednio długiej rurce, można go używać jak kranu. Przy okazji filtr przeszedł kolejne, moim zdaniem dość drastyczne testy – za jego pomocą piłem wodę z Wisły, w Krakowie. Każdy może zobaczyć jaką owa woda ma konsystencję. Zero skutków ubocznych.
Kolega pił wodę z Pliski i z Warty – również wszystko OK.
Znalazłem wpis na sieci, gdzie butelka była napychana śniegiem i wsadzana pod kurtkę żeby się śnieg rozpuścił. Mocno ujemne temperatury nie zaszkodziły mu ani trochę.
Nadal jednak są mankamenty. WTG obiecywało w nowym roku dodatkowy kapturek zabezpieczający i echo. Polski dystrybutor nie ma na składzie wszystkich części zamiennych (nie ma setu uszczelek-trza kupować całą nakrętkę), nie są też dostępne oryginalne pokrowce.
Jak podpiąć SAWYER MINI do bukłaka? Próbowałeś tego? Na filmie producenta pokazują taką możliwość, ale nie mam bladego pojęcia, pod jaki bukłak i jak to podpiąć 😉
Witam.
Miałem kupić sobie filtr Katadyn Pocket lub Katadyn Combi.
W celach na „w razie czego” – nie koniecznie wojny atomowej.
Ale tak mi namieszaliście tym SAWYER MINI, że zgłupiałem.
Nie chcę wydać kasy na to samo tylko większe i bardziej odporne na uszkodzenia. (aluminiowy korpus itp.)
Zacząłem się zastanawiać czy nie lepiej kupić po 1 szt na osobę całej rodzinie. (wyjdzie taniej i będę miał większą pewność)
Proszę o pomoc w wyborze.
Chcę tylko dobrze wydać pieniądze a oczekuję filtrowania wody w warunkach jej braku z kranu. (problemy typu „protest żółtych kamizelek”)
Oczywiście muszę mieć pewność, że filtr oczyszcza na tyle by móc spokojnie pić wodę z rzek czy jeziora.
Zadowolę się odpowiedzią typu:
jak masz 1200 zł – Katadyn Pocket (100% zadowolenia i 99% pewności filtrowanej wody)
jak masz 800 zł – Katadyn Combi (80% zadowolenia i 99% pewności filtrowanej wody)
jak masz 500 zł – MINIWORKS EX (70% zadowolenia i 99% pewności filtrowanej wody)
jak masz 200 zł – SAWYER MINI (100% zadowolenia i 50% pewności filtrowanej wody)
Ja tak to widzę, a przeczytałem trochę w temacie.
Proszę praktyków o sprostowanie.
pozdrawiam paweł
Cóż, patrząc na parametry filtra – Katadyn Pocket i Sawyer Mini mają tę samą średnicę porów, co oznacza w teorii taką samą skuteczność filtrowania. Różnice leżą w konstrukcji, wytrzymałości i metodzie działania (tłok vs. przeciskanie wody). Z pewnością Katadyn będzie wytrzymalszy, ale gdy w grę wchodzi zabranie filtra gdzieś w teren lub na szlak – mój wybór pada na ten ostatni i najtańszy. Dla uściślenia: od niedawna zacząłem używać Sawyer Squeeze. Ma większy przepływ niż Mini.
Dziękuje bardzo za odpowiedź.
Czyli dobrym pomysłem będzie zakup Sawyer Squeeze x 2 dla mnie i Żony ?
A Sawyer MINI dla dzieci ?
Pytanie tylko czy te filtry mogły by leżeć 10 czy 20 lat w fabrycznym opakowaniu ?
pozdrawiam paweł
Bardzo ciekawy wpis, jednak pozwole sobie dolozyc lyzke dziegciu — test „pojechalem na Filipiny i wrocilem zdrowy” jest raczej testem wody na Filipinach. Zeby faktycznie zrobic test, trzeba by laboratoryjnie przygotowac sobie wode z jakimis tasiemcami, a nastepnie sprawdzic, czy na wyjsciu mamy zdrowa wode. Po drugie te filtry (te testowane) tak jak napisales nie filtruja wirusow, wiec jest to ruletka „na co natrafie”. IMHO te filtry traktowac jako sposob wstepnego oczyszczenia wody (z brudu), a nastepnie potraktowac w kuchence wysoka temperatura. Milion zadowolonych kientow jest zadowolonych, ale 1mln+1 leczacy sie wlasnie w szpitalu zaluje ze polegal tylko na filtrze.
Oczywiście, sam zachorowałem po wypiciu przefiltrowanej w Iranie, co prawdopodobnie było efektem wirusa. Ich stosowanie zawsze obarczone jest ryzykiem i żaden nie daje 100% pewności. Natomiast każdorazowe gotowanie wody w celu jej odkażenia wiąże się z zużyciem paliwa i oczekiwaniem na jej ostygnięcie, a więc często nie wchodzi w grę. Zgadzam się jednak co do zasady – warto pamiętać o istniejącym ryzyku i w razie braku pewności co do wody oczyścić ją. Zamiast gotowania wygodniejsze może być jednak użycie preparatu np. Aquamira. Po 30 minutach zapach chlory znika i nie zużywamy paliwa.