Pprzez kilka lat nosiłem wyrzut sumienia z powodu poważnego niedopełnienia obowiązków.
Od 12 lat wędruję na długie dystanse. Od 4 sezonów robię to niemal etatowo. Przeszedłem kilka długich tras, również w miejscach mało sprzyjających wędrowaniu. A jednak na własnym, polskim polu mam w tej dziedzinie poważną zaległość. A właściwie dwie, gdyż są dwa żelazne punkty dla każdego Polaka, kto chce nazywać się długodystansowcem. To najdłuższe szlaki polskich gór: Główny Beskidzki i Główny Sudecki.
Choć po polskich Beskidach chodzę już długo (wkrótce stuknie 30-ta rocznica), a Główny Szlak Beskidzki przeszedłem odcinkami niemal cały, zabrakło mi czasu i determinacji, by skompletować go w jednym ciągu. Z Sudetami jestem bardziej usprawiedliwiony: bywam w nich rzadziej i GSS znam w mniejszym stopniu. Kiepski to jednak długodystansowiec, który we własnym kraju nie ma „zaliczonych” dwóch najbardziej honorowych szlaków górskich.
Piszę o „zaliczaniu” z przymrużeniem oka. Daleko mi do fanatyka, który kolekcjonuje szlaki i punkty, odhaczając je z jakiejś listy. Moje cele wybieram intuicyjnie, pod wpływem impulsu i nie mają one jakiegoś wspólnego mianownika. Poza długim dystansem, oczywiście. A jednak GSB i GSS od kilku lat chodziły mi po głowie. Uznałem, że to dobry moment na ich realizację. Nie chciałem jednak robić ich w tradycyjnym, „oblężniczym”, stylu.
Główny Szlak Beskidzki to najdłuższy znakowany szlak w Polsce, o długości około 500 km (wg. ostatnich pomiarów GPS). Zaczyna się w bieszczadzkiej wsi Wołosate, kończy w Ustroniu, na Śląsku Cieszyńskim. Łączy większość pasm polskich Beskidów: Bieszczady, Beskid Niski, Beskid Sądecki, Gorce, Beskid Makowski (ten zależy od stosowanego podziału geograficznego gór), Beskid i Śląski. Suma podejść to ok. 20 000 metrów. Główny Szlak Sudecki to nieco krótszy „bliźniak” Beskidzkiego. Ma 440 km i prowadzi przez Góry Opawskie, Przedgórze Sudeckie, Góry Złote, Krowiarki, Masyw Śnieżnika, Góry Bystrzyckie, Orlickie, Stołowe, Sowie, Kamienne, Rudawy Janowickie, Karkonosze i Góry Izerskie. Suma podejść to ok. 10 000 metrów. Oba szlaki rozdzielone są terenami Górnego i Dolnego Śląska.
Mój plan to połączenie Głównego Szlaku Beskidzkiego, Głównego Szlaku Sudeckiego oraz fragmentu między nimi i przejście niemal całej południowej granicy górami Polski, na odcinku Wołosate – Świeradów Zdrój. Łącznie około 1100 kilometrów. Czas operacyjny – idealnie byłoby 18 dni, ale daję sobie nieznaczną rezerwę. Oznacza to dzienne odcinki na poziomie 55-60 km. Na podejściach szybkim marszem, w łatwiejszym terenie – także biegiem.
Na Islandii nie starałem się iść szybko, chcąc jak najwięcej zobaczyć w nowym miejscu. Polskie góry znam jednak dobrze, wiele odcinków GSB i GSS przechodziłem po kilka razy. Znając dobrze teren, mogę więc skupić się na przejściu. Skoncentrować na sobie i samym fakcie marszu, a mniej na górach dokoła. To przejście będzie więc zrobione nie tylko na lekko, ale i szybko. Chciałbym, aby było treningiem wędrowania w stylu „superlight”, a doświadczenia z niego będą pomocne w kolejnych przejściach.
Po doświadczeniach minionego roku zmniejszam mój bagaż do minimum. Całość mieści się w 22-litrowym plecaku. System do spania składa się z cienkiej maty o długości 3/4 i lekkiej puchówki X-Lite 200 od Cumulusa. W razie deszczu osłonę da płachta ratunkowa SOL. W bagażu nie będzie kuchenki – zaopatrzenie kupować będę w marszu. Przynajmniej co trzecią noc planuję w schronisku. Główne ubrania to 2 warstwy bielizny, bluza powerstrech i wiatrówka z Peretexu + kombinacja krótkich spodenek/leginsów na nogi. Całości dopełnia 2-litrowy bukłak, mała apteczka, latarka, telefon z wgranymi mapami i kilka niezbędnych na szlaku drobiazgów. Mój napęd to lekkie kijki teleskopowe BD (sprawdzone na Głównym Szlaku Świętokrzyskim) i buty Brooks Cascadia 11. Na czas takiego przejścia rezygnuję z klasycznych treków, a nawet lżejszych podejściówek, przestawiając się na buty trailowe.
Całość sprzętu (bez wody, jedzenia i kijków, które cały czas będą w dłoniach) waży 3550 gramów. To najlżejszy zestaw jaki kiedykolwiek zabrałem na długi szlak. Bez kamery sportowej i baterii do niej całość spada do 3340 gramów.
Nowością jest też zaopatrzenie – doświadczenie z Islandii skłoniło mnie do wypróbowania w Polsce systemu depozytów. W 4-5-dniowych odstępach czeka na mnie, w urzędach pocztowych, niewielki zapas wysokobiałkowego jedzenia i izotonik w proszku. Taki manewr nie jest niezbędny, chcę jednak sprawdzić na ile dokładnie mogę planować podobne przejścia w przyszłości.
Główne Szlaki: Beskidzki i Sudecki mają co roku dziesiątki przejść. Także trasę górami Polski pokonuje co pewien czas jakaś osoba. Tak zrobiła np. Ewelina Domańska, której relację znajdziecie w wywiadzie na blogu. Nie było chyba jednak nikogo, kto pokusiłby się o zrobienie tej trasy biegiem, choć podobny pomysł ogłosił kiedyś Łukasz Pawłowski z ekipy Vegerunners. Najkrótszy czas przejścia tej trasy to prawdopodobnie 28 dni, ale relacji w sieci jest bardzo niewiele.


Wygląda na to, że zdradzam samego siebie. Po minionych wędrówkach pisałem i mówiłem o uważności i skupieniu, jakie cenię w podróżach pieszo. Teraz zamierzam przejść górami Polski w stylu niemal ultra. Usprawiedliwiam siebie faktem, że znam miejsca, przez które idę, widziałem je nieraz i pewnie nieraz zobaczę. Tym razem cel to skoncentrowanie na sobie, samym fakcie biegnięcia i marszu, danie z siebie maksimum i przekroczenie fizycznej bariery. A przy okazji dość samolubna, ale przyjemna myśl, że prawdopodobnie nikt wcześniej nie przeszedł tej trasy w mniej niż 20 dni. Jest więc szansa na ustanowienie rekordu i wyznaczenie poprzeczki następcom.
Postępy trasy wskazywać będzie mapa poniżej. Zaczynam w ten weekend w Bieszczadach i około 21 września planuję zakończyć u podnóża Gór Izerskich. Tam otwieram piwo i wracam do domu. Będzie albo grubo, albo wcale. Do zobaczenia na szlaku.
22 odpowiedzi
superwyprawa – powodzenia!
Panie Łukaszu, czuję w Panu pokrewną duszę i trzymam kciuki za powodzenie wyprawy! Ponieważ wiem z jak potężnym wycieńczeniem wiąże się taka próba, mój podziw dla Pana jest tym większy. Od kilku lat planuję przemierzenie Głównego Szlaku Beskidzkiego w czasie obiektywnie uważanym za wyczynowy, ale kondycja i respekt do moich ojczystych pagórków na razie nie pozwala mi rzucić im wyzwania.
Trzymam kciuki! Miłej wędrówki 🙂
Cześć Łukasz! W ten piątek właśnie ruszam z kumplem przemierzyć Główny Szlak Beskidzki. W zeszłym roku zrobiliśmy Sudecki, zabraliśmy za dużo niepotrzebnych rzeczy co często odbierało radość z wędrówki. W tym roku, przede wszystkim dzięki Twoim radom oraz własnemu doświadczeniu, znacznie odciążymy nasz bagaż i mam nadzieję, że przejście będzie samą przyjemnością. Do zobaczenia na szlaku!
Powodzenia! Cieszę się, jeśli moja skromna pisanina będzie komuś przydatna.
Panie Łukaszu,
życzę szerokości, nieszukania drogi, braku kontuzji, dużo sił i zdrowia, lecz nie wydaje mi się, by „dzienne odcinki na poziomie 55-60 km” były możliwe przez tyle dni pod rząd …
pozdro 4All
Ostatecznie wyrabiam 50 km/dzień i z małym bagażem (3,5 kg samego sprzętu) jest to do wykonania. 55 byłoby – przy nieco lepszej kondycji, ale nad nią popracuję po powrocie. Generalnie jest to dystans wymagający, ale dla „przeciętnego” turysty.
nosz kurcze, ja tu na mapie widzę, że właśnie jesteś w Rabce!
To już przeszłość, dziś jest już Hala Krupowa.
Pamiętam jak kończąc GSB w Ustrzykach usłyszałem w zeszłym roku od napotkanego wędrowca, że rozmawiał z Tobą pod Honem. Mówiłeś, że musisz w końcu kiedyś przejść w całości Główny Szlak Beskidzki – szczerze nie wiedziałem o tak poważnym braku w Twoim dorobku (a podziwiałem Twoje historie na slajdach AKG Halny w Poznaniu), ale już wtedy wiedziałem, że w Twoim wykonaniu będzie to nie byle co 😉 Powodzenia zatem! Ja przypominam sobie zerkając tutaj do Ciebie i sprawdzając postępy, swoje przejście… Dopiero co minął roczek: https://www.youtube.com/watch?v=3yMvLZGhO3Q 🙂
Po 11 dniach marszu (plus jednym rekonwalescencji) dotarłem do końca Głównego Szlaku Beskidzkiego w Ustroniu. Pół godziny przed północą przybiłem piątkę z czerwonym kółkiem na drugim końcu szlaku.
To oznacza też koniec przygody. Przez ostatnie dni zastanawiałem się czy mam szansę wyrobić się z Głównym Szlakiem Sudeckim i niestety – przy moim obecnym tempie zabrakłoby mi prawdopodobnie 3 dni. Nawet gdybym odpuścił odcinek Śląska pomiędzy Karpatami i Sudetami, nie wyrobiłbym się w 6 dni – to oznaczałoby tempo ultramaratończyka, a aż tyle z siebie nie wycisnę. Tym bardziej, że przez ostatnie 3 doby moje tempo spadło, a stopy wymagają przeglądu technicznego. Tymczasem termin 6-dniowy jest nieprzekraczalny – widzimy się wtedy w Łaziskach 🙂
Przez lata wędrówek długodystansowych zastanawiałem się, jaka z wypraw będzie tą pierwszą, która nie osiągnie swojego celu. I doczekałem się – w górach Polski. Zostawiam więc GSS na kolejną okazję, prawdopodobnie przyszłoroczną wiosnę. Oczywiście po raz kolejny w stylu ultralight.
Historia z telefonem to niefajne zakończenie, ale nie rozpaczam. Od najdłuższego szlaku w Polsce dostałem bardzo dużą lekcję tego, co rzeczywiście potrzebne w wędrówce. Jeśli udało mi się wycisnąć na nim tak dobre tempo – między 45, a 55 km/dzień – to tylko dzięki temu, że w plecaku nie znalazł się niemal żaden zbędny element. Sprzęt niesiony na plecach ważył 3,5 kilograma, co jest moim rekordem na takim dystansie. To świetne doświadczenie, do wykorzystania w przyszłych wędrówkach. Dobrze sprawdził się też patent niskich i lekkich butów biegowych.
W sumie nie wyszło tak źle: tych kilka dni więcej da mi czas na lepsze przygotowanie islandzkiej opowieści. Już za tydzień usłyszycie ją na Łaziskim Festiwalu Górskim „Pod górę”
Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie, za pomoc „techniczną” dziękuję 8a.pl i Cumulus.
Szkoda,że się nie udało przejść całości ale wyczyn i tak wyśmienity. Ja mogę tylko pomarzyć o przejściu GSB (brak czasu). No nic przyjadę do Łazisk na festiwal posłuchać o Islandii. Mam nadzieję że wspomnisz też co nieco o tej ostatniej wyprawie. Pozdrawiam i Gratuluję wyczynu.
Zapraszam! O GSB pewnie będzie niewiele, bo zdjęć z polskich gór przyniosłem bardzo mało. Za to z Islandii – będzie co oglądać 🙂
Cześć Łukasz znowu Wielkie Gratulacje za Polskie góry nawet jeśli to „tylko” GSB. Podziwiam tempo, ciesze się że po Islandii zdrowie dopisuje. Szkoda trochę że bez GSS (bo jakoś tak się prosi aby te dwa szlaki były spięte w całość – takie mam dziwne odczucie że powinno tak być) rozsądek wziął górę, jest ok. Łukasz twój wpis o próbie tak szybkiego przejścia tych szlaków wyzwolił we mnie chęć podzielenia się pewnymi osobistymi spostrzeżeniami odnośnie przechodzenia/przebiegania takich tras. Zupełnie, ale to zupełnie czegoś takiego nie popieram. Coś tak wspaniałego (dla mnie niemal mistycznego) jak Wędrówka-Po-Górach zostaje zredukowane do zwykłego sportu, nabijania kilometrów na tempo. Po prostu szkoda tego wszystkiego co się w tym czasie traci a co tak trudno wyrazić słowami. Choć satysfakcję na mecie doskonale rozumiem.
W tym roku, w czerwcu, udało mi się przejść GSB (kierunek na wschód) szedłem 26 dni, pod koniec celowo zwalniałem wiedząc że mam zapas urlopu. Po drodze napotkałem kilkunastu GSB-owiczów a dwóch mnie wyminęło, z każdym starałem się dłużej lub krócej porozmawiać (wielka satysfakcja). Już w trakcie drogi zaczęły mi się nasuwać pewne uproszczone wnioski odnośnie wędrowców. Mianowicie podzieliłem nas na Napieraczy i na Estetyków. Tych pierwszych jest zdecydowanie więcej i są młodsi, do tych drugich ja się zaliczam, są starsi i mają słabszą kondycje, ale w obydwu grupach są wyjątki. Większość, tak chyba większość, wcale nie była świadoma czegoś takiego jak ultra light lub choćby samego light. Skoda, bo kilku z nich, z GSB zapamięta tylko ciężar plecaka. To takie luźne spostrzeżenia. Na koniec dodam że zupełnie, ale to zupełnie, nie rozumiem stworzenia takiej idei jak zdobywanie różnokolorowych odznak za przejście szlaku w określonym czasie – czemu to ma służyć? przecież to zabija przyjemność wędrówki! – mało to gonitwy jest w naszym dzisiejszym świecie i w naszym życiu.
Łukasz, wiem, brzmi to jak krytyka ale rozumiem, każdy ma prawo do chodzenia jak chce i gdzie chce – no mniej więcej. Jeśli to przynosi satysfakcję, jest ok.
Łukasz jeszcze raz gratuluję, fajnie że się udało, czekam na relacje. Życzę ciekawych pomysłów na wyprawy oraz udanych realizacji. Powodzenia.
Przez pewien czas zastanawiałem się czy powinienem. I dałem sobie zielone światło, gdyż znaczną część GSB przeszedłem w większości w poprzednich latach i znałem je nieźle. Nie chciałbym bić takiego rekordu na przykład na Islandii, gdzie jestem pierwszy raz. Myślę, że byłoby to szarżowanie i brak respektu wobec, niezbyt przecież przyjaznej, wyspy. Tymczasem GSB znałem i mam już nieźle przechodzone, i obfotografowane. Mogłem więc pozwolić sobie, by ten jeden raz przestać patrzeć na boki i skupić się na tempie marszu. Swoją drogą – nie było ono tak wysoki. Sukces moich przebiegów leżał w lekkim plecaku, dzięki któremu mogłem bez zmęczenia iść do 15 h/dobę. Na przejściu GSB najważniesze okazało się właśnie zmierzenie z małą ilością sprzętu i było to doświadczenie, które wiele mnie nauczyło.
Nie oceniam tych, co biegają po górach. Wyciskając tempo coś się traci z poznawania gór. Ale gdy jest się, tak jak ja, po raz kolejny w tym samym miejscu – czemu nie? Jeśli jednak miałbym bić rekord w miejscach, które widzę pierwszy raz, to chyba nie. Wolę najpierw poznać je i zrozumieć, a potem traktować jako scenerię do zmagania z samym sobą. Dlatego tak spokojnie podszedłem do Islandii i to zaprocentowało. Kolejne szlaki, jakie planuję, tez zamierzam robić spokojnym tempem.
A co do biegów górskich – mam niestety złe zdanie o zorganizowanych imprezach biegowych. W tym roku od 10 do nawet 30 % śmieci, jakie widziałem na ścieżkach Beskidu Sądeckiego i Gorców, to resztki po żelach i batonach energetycznych.
Panie Łukaszu,
Korekta: Ustroń nie leży na Górnym Śląsku, lecz na Śląsku Cieszyńskim. Na Górnym Śląsku nie ma Beskidów 🙂
O w mordę, znowu ta sama wtopa… Już poprawiam.
Ja mam swoje miejscówki gdzie lubię „posiedzieć” albo iść jak żółw i podziwiać ale mam też sporo takich gdzie gonię aby szybciej bo mi się nie podobają. Szczególnie na GSS połowa to asfalt i wcale nie góry a najładniejsze miejsca są ciut poza szlakiem.
Potwierdzam i nie tylko z tego roku i nie tylko w tych miejscach. Wszędzie gdzie są wyścigi czy z buta czy rowerowe pełno śmieci, dętek, nabojów z CO2 i wyciśniętych żelków. A w dodatku co kawałek taśma kolorowa na drzewach. Nawet jak zbierają tą taśmę co widziałem jeden raz w Świętokrzyskich w PN to bardzo niedokładnie. Więc to nie tylko organizatorzy ale przede wszystkim zawodnicy są śmieciarzami i niechlujami. Pusta paczka po żelku zaczyna nagle być cięższa niż pełna a już dziurawa dętka to przeciążanie roweru. :-/
Każda taka rzecz powinna być oznakowana markerem niezmywalnym i numerem zawodnika na starcie a znaleziona na trasie zamieniana na wysoki mandat i dyskwalifikację. Może by pojawiła się jakaś kultura wśród tych „sportowców” skoro nie mają jej bez przymusu.
Hej zastanawiam się jaką miałeś zaplanowaną marszrutę na odcinek łączący GSB z GSS ? To spory odcinek i tak na pierwszy rzut oka mało turystyczny, a chciałoby się go przejść nie głównymi drogami i przy okazji w najładniejszych krajobrazowo okolicznościach.
Niestety, końce tych szlaków można połączyć innymi, mniejszymi szlakami przez teren Czech. Chcąc iść po polskiej stronie i to w miarę najkrótszą drogą, trzeba iść sporo asfaltem. Tak też zresztą planowałem. Na pewno da się jednak znaleźć jakieś szlaki/ścieżki, choć mogą one wymagać od piechura nadłożenia drogi.
Hej Łukaszu! A ile miałeś noclegów w schroniskach, a ile w terenie? Czy płachta przeciwdeszczowa się przydała?
Przydała się jeden raz, podczas pierwszego noclegu na Okrągliku. Tam przeżyłem jedyny nocny deszcz. Potem pogoda dopisywała. Ogółem nocowałem w schroniskach dwukrotnie – w Komańczy oraz na Hali Łabowskiej.