Wspinaczka na nepalski siedmiotysięcznik Baruntse (7152 m) i treking do bazy pod szczytem były szczególnym wyzwaniem. Przez 2 tygodnie wędrowaliśmy przez doliny w regionie Makalu, bardzo mało uczęszczanymi szlakami. Daleki wschód Nepalu to nie trasa pod Everest, gdzie łatwo o różnorodne wyżywienie. To marsz przez lasy deszczowe, między skromnymi teahouse z kamienia i blachy. Tu często jedynymi daniami był klasyczny dahl bat (ryż z soczewicą), zupki z kluskami, ziemniaki czy owsianka. Poranny omlet bywał rarytasem. Także w bazie pod Baruntse, choć kucharz dokonywał cudów, mieliśmy tylko podstawowe potrawy.
W takich warunkach posiłkom brakowało wielu składników, w tym bardzo ważnego białka. Kilka podstawowych potraw, zero świeżych owoców i mało protein. Kiepski przepis na miesięczną przygodę na 7 tysiącach metrów.
Jedzenie na wysoki szczyt: kilka trików
Przygotowując wyprawę, odbyłem konsultacje z Martą Naczyk – dietetyczką sportową z Formy na Szczyt. Jej rozwiązanie było zaskakujące i widzicie je na zdjęciu.
1. Ważnym uzupełnieniem diety były posiłki medyczne Nutramil. Zawierają kilka źródeł białka oraz komplet witamin i mikroelementów, i są przeznaczone dla osób niedożywionych i pacjentów. W praktyce uzupełniały znakomicie składniki, których w górskiej diecie przez kilka tygodni brakowało. Spożywane w postaci shake’a lub jako dodatek do nepalskiej owsianki.
2. GU Protein Recovery. Alternatywa dla poprzednich, Recovery Drink dostarcza aż 20 g pełnowartościowego białka i 230 kcal energii. Wciągałem taki posiłek formie płynnej po wysiłku każdego dnia. Odżywka uzupełnia również utratę soli, podstawowego elektrolitu.
3. GU Roctane Energy Drink Mix. Napój energetyczny, stworzony z myślą o długotrwałych lub intensywnych wysiłkach. Zawiera węglowodany, elektrolity oraz niewielką dawkę ilość białka i kofeiny. Kilka porcji zabierałem do bidonu na najcięższe dni: przejście przełęczy Sherpani Col i West Col na trekingu oraz w trakcie wyjścia na szczyt.
4. Owoce liofilizowane. Liofilizowane wiśnie w proszku były idealnym dodatkiem, wzbogacającym śniadania. Witaminy, flawonoidy, przeciwutleniacze i takie tam.
5. GU Hydration Drink Tabs. Elektrolity pomagające utrzymać równowagę płynów opóźniają zmęczenie podczas długiego dnia.
6. Żel energetyczny z kofeiną. Miałem łącznie 12 saszetek. Większość wciągnąłem na Baruntse, zjadając 1 żel co 1-1,5 godziny. GU Liquid Energy są bardziej płynne i łatwiejsze do przyjęcia, ale wymagały ochrony przed zamarznięciem. Te konkretne, s smaku coli, nie są też mistrzowskie w smaku, choć nadal dobre.
7. Ciastka kokosowe z migdałami Frank&Oli. Specyficzny dodatek na duże wysokości. Mając dużo tłuszczu, powinny słabo trawić się w górach wysokich, a jednak żałowałem, że miałem ich tylko kilka. Ulubiona przekąska na trudne momenty i moje odkrycie na tej wyprawie.
8. Batony. Różne rodzaje i składy. Były przekąską na szlaku trekingowym i w bazie.
Jedzenie na Baruntse: czego zabrakło?
Na pewno suszonych owoców i czekolady w niewielkiej ilości. A do tego ważna nauka z dnia szczytowego: na 7000 metrów jedzenie średnio smakuje, więc weź dużo prostych węglowodanów. Żele dały radę, ale nie pokryły 100% deficytu energii. Dlatego nepalskie herbatniki pszenne i kokosowe będą moimi towarzyszami na kolejnych szczytach.
Zastrzeżenie: wszystkie poniższe produkty kupiłem na wyprawę samodzielnie i nie ma tu „product placementu” – opisuję to, czego faktycznie używałem. Producenci ani dystrybutorzy tych preparatów nie płacą mi za ich pokazanie.